Cienka czerwona linia

Cienka czerwona linia

Tytułowe określenie ma bardzo ciekawy źródłosłów, nie wiem czy wiecie. W pierwszej chwili kojarzy nam się z książką Jamesa Jonesa i filmem pod tym samym tytułem. Film jest z Georgem Clooneyem, to chyba sobie obejrzę. Jonesa czytałam „Stąd do wieczności”, na „Cienkiej” już się zacięłam, bo nie znoszę wojennej tematyki. W skrócie chodzi o epizod wojenny amerykańsko-japoński, dużo strachu i bezsensownych śmierci, jak to na wojnie.

Ale samo określenie „cienka czerwona linia” pochodzi z innej wojennej historii i dotyczy wojny krymskiej. A konkretnie oporu jaki stawili żołnierze 93 Pułku Górali Szkockich atakom rosyjskiej konnicy. Szkoci mieli czerwone kurtki, rozwinięci byli w dwuszereg i stawili SKUTECZNY opór przeważającym siłom wroga. Z daleka wyglądali jak cienka, czerwona linia. Cienka, ale nie do przejścia.

I tu zmierzamy do sedna. Bo będzie o narcyzmie. Tekst jest na zamówienie, choć nie sponsorowany.

Ponieważ gołym okiem widać, że narcyzm to będzie jedno z wiodących zaburzeń osobowości w 21-szym wieku, to warto mu się przyjrzeć. Co niniejszym czynię. Nie będę Was zanudzać opisem, bo pewnie znacie. I opis i wielu przedstawicieli. Skupionych na sobie i swoich osiągnięciach, rzeczywistych albo urojonych. Początkowo uroczych, ale agresywnie reagujących na wszelką krytykę. Pozbawionych empatii i traktujących innych ludzi instrumentalnie i roszczeniowo.

Świat Narcyza to właściwie komnata krzywych luster. Gdzie nie spojrzy-widzi jedynie swoje powiększone odbicie. Zajęty jest wyłącznie własnymi sprawami i potrafi mówić tylko o sobie.

Klasyczny dialog:

Narcyz opowiada o swoich osiągnięciach, a kiedy temat się wyczerpuje, mówi:

-Ach, pomówmy teraz o Tobie, co O MNIE SĄDZISZ?

Znacie? Na pewno.

Podejrzewam, że jakiś procent Narcyzów zawsze był obecny w populacji. I wielu robiło zawrotną karierę, bo spora część przedstawicieli gatunku NAPRAWDĘ ma jakieś talenty. Większość wybitnych artystów to egocentryczne, skupione na sobie osobniki, przekonane o swojej wyjątkowości. Dlatego zwykle w życiu są nie do zniesienia i lepiej z daleka podziwiać ich dzieła niż mieć do czynienia z nimi samymi. Związek z Narcyzem to najczęściej dla drugiej strony pasmo nieszczęść i wyrzeczeń. Zakończone odejściem osobnika narcystycznego na bardziej zielone łąki. W dawnych czasach muzom artystów na pociechę zostawały przynajmniej obrazy, czasem sporej wartości.

No i spoko, przez wieki ten odsetek Narcyzów zbytnio nie zaburzał życia reszcie ogółu. W każdym razie nie bardziej niż inne typy psychopatyczne. Ale potem wymyślono telewizję, internet i samorealizację. I się zaczęło. Od psychologów dowiedzieliśmy się, że WSZYSCY jesteśmy wyjątkowi, nawet jak naszym jedynym talentem jest talent do prasowania. A w smartfonach zamontowano funkcję odwracania kamery i nastała epoka selfie. Wszyscy znaleźliśmy się w gabinecie luster i doprawdy trzeba sporej odporności psychicznej żeby nie zwariować.

Dzieci jej nie mają. One rodzą się obecnie w świecie, który jak nigdy dotąd sprzyja rozwojowi narcystycznych cech osobowości. Gdy dodatkowo wzmocnimy je w procesie wychowania to jesteśmy na bardzo dobrej drodze do wychowania Narcyza lub Narcyzówny. Pół biedy jeśli dodatkowo w puli genetycznej nasz potomek dostanie operowy głos, absolutny słuch lub talent aktorski.

Ale umówmy się, choć każdy z nas faktycznie jest wyjątkowy i niepowtarzalny jak płatek śniegu, to jednocześnie w 99,9% procentach jesteśmy też zwyczajni i całkowicie przeciętni. A nasz, jedyny w swoim rodzaju, talent do wymyślania życzeń noworocznych nie zaprowadzi nas na szczyt.

I nasze dzieci też wybitne i wyjątkowe są jedynie dla nas, szczęśliwych autorów nowej mieszanki genetycznej. Więc dobrze byłoby utwierdzać je w zdrowym poczuciu własnej wartości, zamiast stawiać na piedestał za poprawne wykonanie laurki dla babci.

Tu muszę złożyć specjalne podziękowania mojemu tacie za jego wrodzony krytycyzm. Bo, że mam zadatki na Narcyzównę to same widzicie. Ale tata czuwał i sprawdzał moje wypracowania z polskiego, dzięki czemu nie wydaję się sobie Tołstojem. Ani nawet J.L Wiśniewskim.

My mamy trudniej.

Świat nam nie sprzyja. Pociechy wyrywają się do wszelkich „Mam talent” , „The Voice coś tam” i innych tego typu programów. W których okazuje się, że podbijanie piłki nogą, żonglowanie talerzami, albo wygwizdywanie melodii to nie są już jarmarczne rozrywki tylko poważne czynności, którym warto poświęcać długie godziny. A zamiast uczyć się, czytać książki i studiować, wszyscy śpiewają. Bo to może nam dać 5 minut sławy i miejsce na kanapie w śnadaniówce.

Jeśli już, nie daj Boże, na tej kanapie się znajdą, to Kinga Rusin z Piotrem Kraśko zrobią wszystko żeby do końca przewrócić im w głowach. Widziałam ostatnio jak jakiś nowy idol Youtebe’a bronił się nieporadnie, że on nic takiego ważnego nie nagrał, ot, taka sobie piosenka, ale nie miał szans, bo dziennikarze uparli się zrobić z niego geniusza i wzór dla młodzieży.

I to nie jest tekst przeciwko rozwijaniu swoich pasji czy zainteresowań. Tylko przeciwko gwiazdorzeniu i konkursom Miss Przedszkola.

Nasze dzieci od narcyzmu oddziela czasem tylko cienka czerwona linia naszego zdrowego rozsądku.

Macie już czerwone kurteczki?

 

 

1 Comment
  • Wiedźma Radzi
    Posted at 20:32h, 02 lutego Odpowiedz

    a w jakim wieku progenitura? 🙂

Post A Comment