Gdybym była chłopcem

Gdybym była chłopcem

Jest zabawny francuski filmik pod tym tytułem, o kobiecie, której w nocy niespodziewanie wyrósł penis i wpływie tego wydarzenia na jej życie. Jest też psychologiczna książeczka jakby to było, gdyby dziewczynka była wychowywana jak chłopiec, mocno skrytykowana za powielanie stereotypów. Oraz przejmujący film „Nie czas na łzy”, w którym Hillary Swank tak przekonywująco gra osobę transseksualną, że wiedząc kim jest i aktorka i postać, na ekranie widzę chłopca.

Ja pamiętam moje zaskoczenie gdy dwie przyjaciółki ze studiów zadeklarowały, że wolałyby urodzić się chłopcami, bo chłopcy „mają lepiej”.

Byłam gotowa zgodzić się jedynie pod względem miesiączek, bo to koszmar mojego życia, pod każdym innym względem czułam się w swojej skórze całkiem komfortowo. Nigdy nie uważałam, że czegoś mi nie wolno, bo jestem dziewczynką, albo się do czegoś mniej nadaję z tego powodu. Nigdy nie usłyszałam takiego komunikatu od rodziców, raczej tata zachęcał mnie do łażenia po drzewach, czy uprawiana judo z chłopakami.

Jako jedynaczka nie miałam też żadnej konkurencji, ani porównania i może tu jest ukryta przynajmniej część tej wielkiej dla mnie tajemnicy dlaczego sporo dziewczynek wolałoby urodzić się chłopcami, a ja nie. Bo one obie miały braci, więc najwyraźniej były bogatsze o obserwacje, które ja poczyniłam dopiero jako osoba dorosła.

Że oni faktycznie „mają lepiej”. Ich złość budzi strach i szacunek, gdy ty słyszysz „złość piękności szkodzi”. I dobrze jeśli nie dodadzą „a ty nie masz czym szastać”.

Ich upór to zdecydowanie, twój jest zawsze ośli.

Twoja pracowitość i wielozadaniowość to „natura”, a nie wielowiekowe nawyki wypracowane z konieczności. Naprawdę, słowo daję, też mam lepsze wyniki, kiedy skoncentruję się na jednym zadaniu. Tylko jakoś nie ma okazji, kiedy się pracuje i ma dwójkę dzieci.

Tak więc weszłam sobie w dorosłe życie z przekonaniem, że mamy tak samo i o co chodzi. A potem rok po roku narastał we mnie wkurw. Bo nagle okazało się, że po 17 latach koedukacyjnej szkoły, powinnam posiadać jakieś super skillsy odnośnie prowadzenia domu, opieki nad nieletnimi, organizacji czasu i przestrzeni, kompetencji wychowawczych, porządkowych i ekonomicznych. Że tylko ja potrafię dostrzec czego brak w lodówce i że kończy się rolka w łazience, chociaż jestem krótkowidzem, a on ma sokoli wzrok. Że mam, lub raczej powinnam mieć, rozliczne talenty i kompetencje, o których nie uczyli w szkole. A mój mąż powinien mieć tylko jeden, czyli umieć zarobić jakieś pieniądze. Tylko tego jednego oczekuje od mężczyzny polski patriarchat.  No może jeszcze powinien umieć zmienić koło w samochodzie. Ale i to nie każdy potrafi podołać, mam mnóstwo koleżanek zarabiających lepiej niż ich mężowie, co wcale nie zwalnia ich od reszty „kobiecych” powinności i obowiązków. I kolegów oddających auto do mechanika z byle powodu.

Zwalniam się. Składam wypowiedzenie. Z bycia kobietą. Możecie się, koledzy, odpierdolić. Nie musicie mnie adorować, przepuszczać w drzwiach, ani nosić mi lodówki na żadne piętro. Nie musicie brać mnie na utrzymanie, sama potrafię zarobić całkiem przyzwoite pieniądze, kiedy się na tym skoncentruję. A ja za to nie zamierzam was karmić, opierać, sprzątać waszego bajzlu, ani doglądać bliższych i dalszych członków rodziny.

Pójdę sobie w krawacie na zebranie, a potem na piwo z kolegami i będę bardzo zajęta. Jeśli chodzi o seks, to tylko szybkie numerki, do niczego nie zobowiązujące. Zwłaszcza do udawania orgazmu i mówienia, że z nikim nie było tak dobrze.

Odtąd, jeśli się wkurwię, to wyłącznie merytorycznie, a nie z powodu tego, że pewnie mam mieć okres, albo dawno mnie nikt nie „posuwał”.

Wypowiem się chętnie na każdy temat niezależnie od stopnia znajomości zagadnienia.

Z rozkoszą obejmę przywództwo w każdej grupie, w jakiej się znajdę, damskiej, męskiej czy mieszanej.

Acha, i potrzebuję dużo przestrzeni wolnej od wszelkich powinności, gdyż uwielbiam oddawać się głębokiemu namysłowi nad znikomością losu ludzkiego wobec ogromu Wszechświata. Proszę nie przeszkadzać, bo przyjebię.

I do tego wychowajmy swoje córki.

Da się zrobić. Tylko trzeba wyjąć dziewczynkom z głowy jednego gwoździa i tu poproszę moje wszystkie wiedźmy o burzę mózgów i podzielenie się metodami wychowawczymi, jeśli się którejś udało. Bo nam z przyjaciółką ostatnio opadły ręce. Dwójka jej dzieci odbyła tzw. testy kompetencji zawodowych, żeby sensownie zaprojektować swoją przyszłość. Wyniki wyszły bardzo podobne, ot zdolne wszechstronnie dzieciaki, bez wybitnego talentu w jakimś konkretnym kierunku.

Syn wrócił z komunikatem „Mogę robić wszystko!!!”.

Córka oświadczyła „Do niczego się nie nadaję!!!”.

Kurtyna.

 

8 komentarzy
  • Ewa Wasiak
    Posted at 18:44h, 20 czerwca Odpowiedz

    Jak powiedział Einstein, 'Kazdy jest geniuszem. Ale jeśli zaczniesz oceniać rybę pod względem jej zdolności wspinania się na drzewo, będzie żyła całe życie z przeświadczeniem, że jest glupia’

  • M
    Posted at 20:53h, 20 czerwca Odpowiedz

    Jest jedna jedyna metoda. Trzeba sprawić by kobiety (i mężczyźni wspierali córki) wychowujące przyszłe pokolenie małych kobiet naprawdę WIERZYŁO, że mogą być kim chcą. Bo jak w domu się jedno mówi a drugie robi (czyt. dalej usługuje i jedyny atut to uroda, a raczej pseudo kanon piękna) to guzik z tego. Ostatnio, jak stwierdziłam, że nie chcę się malować i nigdy tego nie robiłam, bo nie lubię zwyczajnie, uważam za zbędne i szkoda mi kasy (wolę wydać na moje hobby, książkę, pamiątkę albo oszczędzić na coś itp.) to koleżanki spojrzały na mnie jak na dziwoląga. I zaczęły, że to daje pewność siebie. Tiaaa, to musisz pomalować twarz (albo wpisz tu cokolwiek związanego z tzw. ,,upiększaniem”) żeby być pewna siebie? To im gratuluje. Także no, powodzenia Wiedźmo w misji bo to długa droga 🙂

    • A.
      Posted at 21:46h, 20 czerwca Odpowiedz

      Dłużej będziesz młodo wyglądać. 🙂 Niektóre dziewczyny, o kobietach nie wspomnę 🙂 tak się zakręcają na punkcie makijażu, że nieumalowane nie potrafią wyjść z domu nawet na chwilę.

      • M
        Posted at 00:14h, 21 czerwca Odpowiedz

        Znam takie, niestety. I to całkiem sporo.

    • Wiedźma Radzi
      Posted at 00:20h, 21 czerwca Odpowiedz

      oj długa…;-)

  • Monika Długaszek
    Posted at 00:11h, 21 czerwca Odpowiedz

    No cóż sedno sprawy. Podobnie się czuję! Więcej, więcej, szybciej, szybciej. A może jednak zwolnić i nacieszyć się życiem. I zobaczyć te małe drobnostki wszak to z nich składa się życie.

  • Amanda
    Posted at 21:21h, 21 czerwca Odpowiedz

    Jest chyba książka pod tytułem ,,Kobiecość to syf i kropka”. Podpisuje się pod tym. I nie chodzi mi o kobiecą biologię i miesiączki, nawet bardzo bolesne. Tylko o tą patriarchalną, wielozadaniową (służącą) kobiecość, faktycznie syf 😉

    • Wiedźma Radzi
      Posted at 21:32h, 21 czerwca Odpowiedz

      mam nadzieje, że to odchodzi w przeszłość

Post A Comment