Grypa na OIOM-ie

Grypa na OIOM-ie

W tym temacie nawet twórcy reklam telewizyjnych nie mają dla mężczyzn litości. Oto, cierpiący na banalny katar bohater, zmienia się pod wpływem marnego wirusa w roztrzęsiony obraz nędzy i rozpaczy. Marudzi, jęczy, wzywa pomocy i notariusza celem sporządzenia testamentu.

W prawdziwym życiu na ogół wygląda to bardzo podobnie, chociaż są wyjątki. Kobiety się tak nad sobą zazwyczaj nie rozczulają, bo trudno przejmować się swoją gorączką, kiedy w łóżeczku drze się rozpalony niemowlak, mąż jest w pracy, a lekarz dojedzie za trzy godziny. Więc się bierzemy w garść, bo nikt za nas tego nie zrobi i potem nam tak zostaje.

Poza tym jesteśmy co najmniej od okresu dojrzewania przyzwyczajone, że organizm  raz w miesiącu daje nam popalić i nie tylko nie ma na to rady, ale w dodatku należy swój stan niedyspozycji wstydliwie ukrywać, bo jak którejś wypadnie z torby podpaska, to stanie się obiektem niewybrednych żartów kolegów. Potem zwykle dochodzą uroki ciąż, porodów, połogów i cycków karmieniem otartych do krwi. Człowiek, czyli kobieta, się hartuje.

Natomiast chłopak, a potem mężczyzna, jeśli jest normalnie zdrowy, traktuje swoje ciało jak niezawodne narzędzie i w ogóle się nim specjalnie nie zajmuje. Rozumie, że samochód żeby był sprawny należy serwisować, ale jego własny organizm to przez wiele lat w zasadzie niezawodna maszyna do zadań specjalnych. Dlatego nawet katar wywołuje w nim stan bliski paniki, a przy wzroście temperatury do poziomu 36,8 widzi się w grobie. Psycha mu klęka, w końcu w obliczu śmierci trudno zachować zimną krew, każdy to pojmie.

Czy jest na to jakaś rada? A to zależy od tego jak bardzo lubimy odgrywać rolę pielęgniarki. Bo niektóre z nas to uwielbiają. Rosołek podadzą do łóżka, termoforek, po Gripex skoczą do apteki całodobowej na drugi koniec miasta w środku nocy. To w końcu miłe pobyć czasem Florence Nightingale.

Ale jeżeli plączący się pod nogami, marudny jak nieszczęście, facet raczej nas wkurza, bo mamy do oddania pilny projekt na wczoraj, to można użyć metody szokowej. Tylko trzeba mieć do tego niejakie koneksje w służbie zdrowia. Na widok termometru z wynikiem 36,8 robimy przerażoną minę i natychmiast wzywamy zaprzyjaźnionego internistę. Ten, uprzedzony przez nas o „ciężkim” stanie pacjenta, stwierdza głośno, że jeśli objawy do rana nie ustąpią, konieczne będzie zaordynowanie leków  w postaci serii bolesnych zastrzyków. Jest spora szansa, że o poranku powita nas zapach jajecznicy ze szczypiorkiem smażonej przez radośnie uśmiechniętego, cudem uzdrowionego, mężczyznę naszego życia.

p.s. Podobno są już na rynku dostępne specjalne termometry dla mężczyzn. W razie temperatury 36,8 łączą bezpośrednio z najbliższym OIOM-em.

 

No Comments

Post A Comment