Kogo one będą mieć?

Kogo one będą mieć?

Zawisło to pytanie między mną, a moją matką w konwersacji codziennej.

Cały ciąg, pozornie logiczny, brzmiał tak: „My mamy ciebie, naszą jedyną cudowną córeczkę, Ty masz dwie cudowne córki, a one nie chcą mieć dzieci to KOGO ONE BĘDĄ MIEĆ??!! I jeszcze -gdyby nie Ty, to byśmy tu byli strasznie samotni na stare lata.”

Tu, czyli w wymarzonym, ogromnym wysiłkiem postawionym domu, o wiele za dużym dla dwojga.

Przyjrzyjmy się ciągowi logicznemu. Jestem niezaprzeczalnie cudowna i cudowne są moje dwie córki. I to by było na tyle, jeżeli chodzi o sens i logikę.

Przyczepiłabym się już do czasownika „mieć”. Nikt nikogo nie ma. A już zwłaszcza na własność i do użytku. Dzieci są gośćmi w domu, przychodzą na świat i dla świata, a my jesteśmy jedynie bramą. Jeżeli chcemy je zatrzymać przy sobie za wszelką cenę, to stajemy się bramą więzienia.

One nie chcą mieć dzieci. One -czyli moje córki. Tak deklarują.

Suwerenna decyzja każdego człowieka. Zwłaszcza kobiety, bo zazwyczaj ona poniesie największe koszty. Może nie chcą, może jeszcze zechcą, ich sprawa, ucieszę się z każdego rozwiązania. Zwłaszcza przemawia do mnie idea adopcji, bo Ziemia jest przeludniona, a mnóstwo dzieci potrzebuje domu i miłości. Fiksacja na punkcie przekazywania wyłącznie własnych genów zawsze była mi obca.  Ostatecznie nie mamy w rodzinie Einsteina.

Jeśli zechcą, to mam gorącą nadzieję, że motywacją nie będzie strach przed samotnością na stare lata, bo to bardzo kiepska motywacja. Po pierwsze-rodzicielstwo nie daje żadnej gwarancji i mnóstwo jest rodziców, których dzieci uciekają od nich gdzie pieprz rośnie. Więc w ten sposób możemy przeżyć ogromne rozczarowanie i uważać swój wysiłek za zmarnowany. To już lepiej odłożyć sobie na kelnera, który będzie koło nas latał z tą przysłowiową szklanką wody.

Brak dzieci też nie oznacza samotności. To od nas zależy, czy otoczymy się przyjaciółmi, znajomymi i „adoptowaną” rodziną.

Dzieci nie przychodzą na świat aby stać się jedynym sensem naszego życia.

Rodzicielstwo to ważne, zmieniające perspektywę doświadczenie, mnóstwo fajnych i mniej fajnych emocji, wielka odpowiedzialność i tak dalej. Szkoła mądrej miłości. Nie każdy dostanie dyplom.

Ale oprócz macierzyństwa mam jeszcze parę innych dróg samorealizacji i one mnie też bawią, cieszą i dają satysfakcję.

Jeśli wszystkie twoje ambicje ulokujesz w dziecku, biedne to dziecko. Co zrobisz, kiedy nie spełni twoich oczekiwań?

Bo ono trafi na terapię. A przynajmniej powinno.

 

 

Tags:
6 komentarzy
  • IWnowa
    Posted at 11:20h, 05 sierpnia Odpowiedz

    Jakoś od samego początku uważałam moje dziecko za osobny byt, któremu jestem zobowiązana dać opiekę, wsparcie na starcie i jak najzdrowsze wejście w życie, ale który potem będzie sobie żył własnym życiem. Na terapię i tak się na pewno zebrało, jak w przypadku każdej relacji, w której następuje rozpad związku rodziców, ale ja ze swojej strony zrobiłam co mogłam.
    I raczej zbieram na tego kelnera ze szklanką wody, a z córką lubię się czasem spotkać i pogadać, albo iść na zakupy budowlane 🙂

    • Wiedźma Radzi
      Posted at 20:36h, 05 sierpnia Odpowiedz

      ja uwielbiam być z moimi córkami, ale bez nich też świetnie spędzam czas

  • M
    Posted at 23:27h, 05 sierpnia Odpowiedz

    Bo jedyny problem to taki, że dużo kobiet nie ma własnego życia, bo tak im wmawia durna część kultury, że tak powinno być. I, zamiast żyć normalnie, to zapychają dziury, a to dziećmi, a to upiększaczami a to czym innym. Faceci często zapychają wódą, bo nie wyrabiają, ale im się przynajmniej nie wmawia, że maja być na usługi. Z dwojga złego już wolę wmawianie, które dotyczy kulturowo mężczyzn ,,musisz odnieść przesadny sukces” (choć dla każdego to co innego znaczy i prawie każdy jakiś odnosi przecież, nawet malutki) niż ,,masz być podnóżkiem dla Pana i Władcy”.

    • Wiedźma Radzi
      Posted at 07:46h, 06 sierpnia Odpowiedz

      Dokładnie, i ten rozpaczliwy brak własnego życia wyłazi potem w urojonych konstruktach typu „syndrom pustego gniazda”. Orlice się, q, znalazły..

  • Mania
    Posted at 09:05h, 06 sierpnia Odpowiedz

    Uwielbiam swoje życie te jako przyjaciółka, koleżanka, żona czy Pani Marysia w mojej pracy.
    Rozumiem świadomą rezygnację z rodzicielswa, adopcje popieram całym sercem. Ale… Jako świeżo upieczona mama napawam się każdą chwilą spędzoną z Córą, jak siada, staje na chwiejnych nóżkach czy pokazuje oko niemalże wydrążając paluszkiem moją gałkę oczną. Mimo ogromnej miłości tupie nogami żeby wrócić do pracy i coraz więcej czasu wyłuskać na swoje pasje.
    „Posiadanie” dziecka jako główny cel życia to faktycznie słaby pomysł ale czy to źle, że dopiero teraz czuję się w pełni spełnioną kobietą?

    • Wiedźma Radzi
      Posted at 11:16h, 08 sierpnia Odpowiedz

      ależ skąd, to świetnie, że macierzyństwo dostarcza ci tylu pozytywnych przeżyć 🙂 ale pozwólmy tym, którzy ich nie pragną na wybór własnej drogi

Post A Comment