Kto wytrenuje Kopciuszka i czemu to nie będę ja

Kto wytrenuje Kopciuszka i czemu to nie będę ja

Wpadł mi w ręce taki wywiad z Wojciechem Eichelbergerem „Trening Kopciuszka”. W tym wywiadzie Pan Wojciech, jeden z czołowych polskich terapeutów doradza mężczyznom czego mogliby się nauczyć od kobiet.

I na przykład mogliby się nauczyć cierpliwego wykonywania nudnych, powtarzalnych czynności, nie przynoszących natychmiastowych efektów, tłumaczy pan Wojciech. I że to trzeba trenować. Bo męski mózg to inaczej jest skonstruowany i słabo przyswaja, że codzienność bywa żmudna.

Choć właściwie brzmi to bardziej jak doradzanie kobietom, czego powinny nauczyć swoich mężczyzn. Bo umówmy się, kto czyta „Zwierciadło”? A to artykuł z tej gazety, który w zamyśle ma rozpocząć cały cykl.

Pan Wojciech dobrotliwie instruuje nas, że mogłybyśmy być takimi męskimi coachami, tylko ostrożnie, dziewczynki, prawda, nienachalnie, przekraczając swoje poczucie wyższości i szanując kruche, męskie ego. Bo wiecie, rozumiecie, mężczyzna działa w trybie „szybki efekt, długi odpoczynek”, a to nasze „krzątactwo” to dla niego męka. Więc delikatnie mu trzeba robić ten trening Kopciuszka, tu mak, tam groch, ale bardziej jak dobra wróżka, a nie jakaś macocha. Podobno najbardziej efektywnie instruować za pomocą nauki szydełkowania.

No i tak czytam i niby to mądre, i po co ta wojna płci, nauczymy i po krzyku, wieczna harmonia zapanuje na świecie.

Tylko.

Po pierwsze. Mnie się już znudziły dobre rady o tym jak ja mam nauczyć jednego matołka z drugim, że pewne rzeczy nie robią się same. Duzi są. Do szkół chadzali. Te polowania na mamuty, na które mieli wyłączność i którymi wiecznie tłumaczą swoją nieobecność w jaskini i niechęć do zajmowania się jaskiniątkami, to były dawno. Naprawdę, dorosły facet z 21 wieku jest w stanie sam zauważyć, że po raz tysięczny trzeba zapakować zmywarkę. TYLKO MU SIĘ NIE CHCE.

I stąd po drugie. MNIE SIĘ TEŻ NIE CHCE. Ja się zdążyłam nauczyć męskiej strategii sfokusowania na cel, mamuty nie stanowią dla mnie problemu i bardzo lubię po polowaniu leżeć na kanapie. Mój mózg przyswoił to bez coachowania mnie przez sympatycznych kolegów.

To „krzątactwo” Wojciecha Eichelbergera, które moja mama nazywa „krasnoludkowaniem” tylko dlatego stało się domeną kobiet, że mężczyznom przez wieki się nie chciało. I mogli sobie na to pozwolić żeby im się nie chciało. Bo wokół aż roiło się od tabunów kobiet, dla których jedyną możliwością przetrwania w społeczeństwie było wyjście za mąż i obieganie mężczyzny po kres swoich dni. Wyręczały, dbały i były tymi słynnymi szyjami podpierającymi nie najmądrzejsze główki.

No trochę się to jakby, panowie, pozmieniało. Mamy własne pieniądze i mając je, odkrywamy, że jednak bycie Kopciuszkiem to mordęga. Że krasnoludkowanie męczy. Że pamiętanie o wszystkich w rodzinie i zajmowanie się ich potrzebami wyczerpuje jak cholera.

Odkrywamy w sobie całe pokłady cech dotąd wybitnie męskich. Uwielbiamy mieć czas dla siebie, własne pasje i prawo do wyjścia z domu kiedy mamy na to ochotę.

Więc ten. Na warsztaty szydełkowania to jednak do pana Wojciecha, on ma taki punkt na swoich szkoleniach, żeby trenować męski mózg do nowych wyzwań. Ewentualnie na szkolenie do tych z nas, które noszą w sobie niezrealizowane powołanie pedagogiczne.

Tylko wiecie. Szkolenia kosztują.

Nasze też.

 

 

4 komentarze
  • Amanda
    Posted at 13:53h, 19 grudnia Odpowiedz

    Im się w ogóle wydaje, że są centrum wszystkiego :;D Czas oprzytomnieć. W ogóle powinien być, moim zdaniem, taki zwyczaj, że dopóki chłopiec wymaga karmienia piersią to jest z mamą a jak już nie-won do ojca i się zajmować. Dawniej tak bywało w niektórych społecznościach. Wrażliwsze wyjątki mogłyby zostawać a reszta won. I jak trzeba bardzo ciężką pracę wykonać (albo pani ma ochotę na ładnego…) to wracać do społeczności a tak to latać gdzieś poza i się nawalać między sobą. Tylko trzeba by potem kastrować bo by się głupoty czepiały głowy. I dziwnym trafem w obecnej w miarę bezpiecznej cywilizacji jedynymi sytuacjami przed którymi mężczyzna ,,musi” bronić kobietę są… właśnie mężczyźni. Bo przecież nie inne kobiety (bardzo, bardzo rzadko) ani dzikie zwierzęta (czaaaasami, ale przecież jak ktoś umie to się sam obroni, tak jak przed innym człowiekiem). Czyli problem rozwiązałby się sam 🙂

    • Wiedźma Radzi
      Posted at 16:02h, 19 grudnia Odpowiedz

      popieram całkowicie, u Słowian oddawało się chłopca po postrzyżynach pod opiekę ojca

      • Amanda
        Posted at 13:38h, 23 grudnia Odpowiedz

        Po dzisiejszej zasłyszanej rozmowie ,,przedświątecznej” dwóch pań naszła mnie myśl, że niektóre osobniczki płci siostrzanej też można by posyłać razem z ,,kolegami” poza wspólnotę…

        • Wiedźma Radzi
          Posted at 18:57h, 23 grudnia Odpowiedz

          no niestety

Post A Comment