Kury domowe, jak ja wam zazdroszczę

Kury domowe, jak ja wam zazdroszczę

Muszę się w końcu zdobyć na trzeźwą samoocenę. Nie mogę dłużej ignorować tego piknięcia w sercu, kiedy czytam w komentarzach do moich feministycznych postów, że przecież są kobiety, które świadomie wybierają bycie „kobietą domową” i czemu ja to krytykuję.

No jak to czemu? Z zazdrości. Proste i oczywiste.

Z psychologii wiadomo, że to co w innych ludziach najbardziej nas irytuje, to zwykle nasz tak zwany „cień”, czyli te cechy nas samych, które spychamy do podświadomości i nie chcemy zaakceptować.

Najwyraźniej zatem gdzieś w środku mnie siedzi sobie stłamszona ta część, która marzy po cichutku o roli kury domowej. Kury domowej, która nie zrywa się co rano do roboty, tylko ucałowana czule w czółko przez pana domu, obraca się na drugi bok.

Ta część, której, w swoim czasie, pełnię szczęścia dałoby całodobowe zajmowanie się maleństwami w miejsce wyręczania się babciami i niańkami, a potem przedszkolem.

Która ufnie wspierałaby karierę swojego męża, obserwując z radością jak się wspina po jej kolejnych szczebelkach.

A sama realizowałaby swoje powołanie gotując najpyszniejsze potrawy, dbając o porządek i harmonijne życie rodzinne. I nie kłopocząc ślicznej główki o terminowe zapłacenie rachunków, bo od tego jest ON. Czuły, rycerski, opiekuńczy i wiecznie zakochany.

Tyle tylko, że w realizacji tego modelu napotkałam nie dające się usunąć przeszkody. Też w sobie głównie, bo mój małżonek nawet był chętny do tradycyjnej roli i deklarował, że da radę.

Otóż okazało się, w jakieś trzy tygodnie po urodzeniu pierwszej córki, że całodobowe zajmowanie się maleństwem mnie wykańcza fizycznie i psychicznie. Do dzisiaj nic mnie tak nie wkurwia jak marudzenie małych dzieci i tak nie nudzi jak zabawy z kilkulatkami.

Co gorsza, okazało się też, że edukując się przez kilkanaście lat zdobyłam wprawdzie dyplom lekarza stomatologa, ale za to nie umiem gotować, nienawidzę piec, a sprzątanie mnie strasznie męczy. Gotować się nauczyłam, bo to dość trywialna umiejętność wbrew telewizyjnej propagandzie, ale nigdy nie polubiłam i wciąż robię uniki.

Tak więc szybciutko wróciłam do pracy zawodowej, a w nielubianych obowiązkach wyręczam się kim mogę. I taka jest gorzka prawda.

Że na tym świetnie wychodzę, to inna sprawa. Mąż się ze mną nie rozwiódł, dzieci wyrosły piękne i mądre, dom funkcjonuje, czasem lepiej czasem gorzej, ale głodny nikt nie chodzi. Często ratuje babcia, słoiczki krążą wte i wewte. Do sprzątania przychodzi pani, ogródek zarasta perzem, chyba, że małżonek ma czas i ochotę.

A moim niedoścignionym ideałem wciąż pozostaje Bree z „Gotowych na wszystko”.

Niemniej jednak czasem zazdroszczę kobietom, które oszczędziły sobie tej życiowej ekwilibrystyki jakiej wymaga żonglowanie życiem rodzinnym, pracą zawodową i własnymi pasjami na dodatek. Niektórym bardziej niż innym, bo są takie, których mężowie skupieni na pracy zawodowej zarabiają nawet na własne samoloty i jachty. A one krążą między klinikami kosmetologii i spa.

I naprawdę czasem było mi trudno wstać o 6 rano, żeby na 7.30 zawieźć dzieci do szkoły i zasuwać do roboty. Albo siedzieć w niej do wieczora niepokojąc się o dzieci same w domu. Bo mąż w rozjazdach. Im jakoś nigdy dzieci nie przeszkadzają w karierze, to tak btw.

I naprawdę bywałam czasem tak cholernie, nieludzko zmęczona.

Jest tylko między nami jedna drobna różnica, która koi moje zazdrosne serduszko i sprawia, że gdybym mogła cofnąć czas, to znowu wróciłabym do pracy zostawiając bombelki z nianią i babcią.

Nazywa się NIEZALEŻNOŚĆ.

 

 

9 komentarzy
  • Benia
    Posted at 11:33h, 29 listopada Odpowiedz

    No tak droga wiedźmo ja też wybrałam jak ty. Wprawdzie nie zawód wyuczony ale taki jaki sama chciałam. I czego się przy okazji nie nasłuchałam to moje. Jednak nigdy nie bylam bardziej zadowolona z życia a syn fajny wyrósł i mąż zadowolony. W życiu trzeba iść czasem pod prąd bo inaczej świat nigdy się nie zmieni.

    • Wiedźma Radzi
      Posted at 11:45h, 29 listopada Odpowiedz

      domowe czynności są niezbędne, ale nudne jak cholera, więc trzeba komuś wmówić „powołanie”

      • Amanda
        Posted at 13:06h, 29 listopada Odpowiedz

        Są, dlatego oboje zainteresowani (jeśli sami chcą sprzątać i gotować albo nie ma kto, chociaż ja jestem za tym-nasz dom to ja/on sprząta, ale jak kto woli, to tylko moja opinia) POWINNI je robić, a nie tylko ona. I już 😀

  • M
    Posted at 12:58h, 29 listopada Odpowiedz

    I to właśnie jest sedno problemu, że ,,im nigdy dzieci (ani nic. dopisek redakcji) nie przeszkadza w karierze”. TO jest problem do naprawy… Bo jak ,,zacznie przeszkadzać” to ,,żonglerka” będzie równo rozłożona. Oboje czasem będą żonglować. I o to chodzi. A nie o zapychanie na dwa etaty przez jedno (obojętnie które). Mój profesor kiedyś mówił (starszy Pan), że mężczyźni bardzo często zaniedbują swoje dzieci i on nie może zrozumieć dlaczego. Przecież to chore. Tylko, że on jest na innym poziomie mentalnym…. A do tego głupiego przekonania przyczyniają się często mamusie, które gnojka za młodu wyręczają we wszystkim. Sad but true. Są też normalni chłopcy, to potem ich często ,,dziewczyna psuje” bo ona zrobi lepiej i za niego i ,,facet to nie wie jak”. Takie ,,formatowanie” zaczyna się w domu i istnieje potem w (głupiej) szkole i (głupiej) kulturze. I dlatego tak jest.

    • Wiedźma Radzi
      Posted at 15:05h, 29 listopada Odpowiedz

      bo to cały system jest, nazywa się patriarchat

  • Amanda
    Posted at 13:09h, 29 listopada Odpowiedz

    Tak mi się nasunęło, że niedługo minister Garnek (a raczej dzban nienapełniony) i jemu podobni zechcą każdemu (już bez względu na pleć) myślącemu odebrać niezależność. Będzie 3 K. Kościól, kurna, Kościól…

    • Wiedźma Radzi
      Posted at 15:06h, 29 listopada Odpowiedz

      dlatego trzeba ich wysłać, gdzie ich miejsce, czyli do obory, krowy doić

Post A Comment