Poleż sobie, kochanie

Poleż sobie, kochanie

Czy można podzielić obowiązki domowe tak, żeby było sprawiedliwe i żeby wszyscy byli zadowoleni?

Wiele par staje przed tym dylematem. Coś jak kwadratura koła. Po latach prób i błędów, obserwacji znajomych par, czytania artykułów w prasie fachowej, czasami po terapii lub na lekach, dochodzimy na ogół do wniosku, że nie można.

Albo jedno, albo drugie.

Czyli albo odwalasz większość roboty i wszyscy są zadowoleni, albo dzielisz sprawiedliwie i nikomu, poza tobą, się nie podoba.

Zaraz odezwą się z oburzeniem te, które w swoim mniemaniu mają fantastyczny, partnerski związek. Bywa i tak, gratuluję. Jednak przeważnie, po szczegółowym odpytaniu, złudzenie pryska. Za co odpytana nie jest szczególnie wdzięczna, bo co jak co, ale łudzić to my się lubimy. Najłatwiej o przykłady w kwestii zajmowania się dziećmi. Ty na bieżąco karmisz je zgodnie z wyznaczoną przez pediatrę dietą, pamiętasz na co jest uczulone i czego nie lubi. Ubierasz pamiętając wszystkie potrzebne rozmiary bucików i ubrań i kupujesz je odpowiednio wcześniej, przewidując zmianę rozmiaru i pory roku. Odprowadzając do przedszkola kupujesz potrzebne kredki i czekoladki dla pani, bo ma urodziny. W ramach partnerstwa twój mąż idzie z dzieckiem na dwie godziny do parku.

Jest partnerstwo? Jest.

Albo. On pamięta o przeglądzie samochodu i odstawia go do warsztatu. Ty w tym czasie zmieniasz pościel we wszystkich sypialniach i ręczniki w dwóch łazienkach. Oraz pierzesz to wszystko, wywieszasz, prasujesz i układasz w szafie. Każde zrobiło po jednej rzeczy, tylko ty padasz, a on idzie na rower. Ale jest podział? Jest.

No i co my z tym, wiedźmy kochane? Blogerka z Motheratorka.pl radzi, żeby odpuszczać. Nie wylewać na faceta swoich żalów, gryźć się w język. Wtedy on nam będzie strasznie za to wdzięczny i może nawet przytnie brodę trymerem, o co jest proszony od miesięcy. Uzasadnia to socjobiologicznie, co jest bliskie memu sercu. Czyli, że ewolucja tak nas przystosowała, że lepiej ogarniamy i trudno. My już róbmy w tej jaskini, a nasz bohater przywlecze mamuta i wszyscy będziemy szczęśliwi jak w paleolicie. Nawet bym w to poszła. Pod warunkiem, że mamut będzie okazały. Willa na Lazurowym Wybrzeżu i jacht w marinie. Kolia z brylantami od Cartiera. Nowy model lamborghini na urodziny.

Zresztą przy odpowiednim poziomie dochodów można obowiązki domowe scedować na służbę i po sprawie. Zatrudniając pokojówkę, kucharkę, ogrodnika i osobną nianię do każdego dziecka, śmiało idziemy w model zalecany przez poradnik dla pań domu z lat 50-tych, czyli :

„zawiązujemy kokardę we włosach i wyglądamy promiennie”.

Jeśli jednak mamut jest bliższy pensji wysokości średniej krajowej, to odpuszczanie bym odradzała. Gryzienie się w język i hamowanie naturalnej ekspresji powoduje u nas najczęściej przewlekły stres. A u kobiet pod wpływem przewlekłego stresu utrzymuje się wysoki poziom kortyzolu we krwi, co z reguły skutkuje poważnymi problemami ze zdrowiem. Co z tego, że uratujemy atmosferę w domu, skoro wylezie to nam bokiem w postaci nadciśnienia, albo Hashimoto? W dodatku mężczyźni nie najlepiej znoszą konieczność zajmowania się chorą żoną, więc docelowo zamiast pogodnego związku, będziemy miały burzliwy rozwód.

W takim razie co robić? Mam przetestowane dwie niezawodne metody, polecam gorąco. Pierwsza metoda. Od czasu do czasu karczemna awantura. Wykrzyczysz się , dotlenisz płuca. Zwykle facet lepiej znosi burzę z piorunami, niż nieustanną mżawkę damskich fochów i pretensji. Potem robisz listę, przydzielasz zadania i zakładasz na uszy przygotowane uprzednio słuchawki z muzyką relaksacyjną. Po co ci mają podnosić ciśnienie negatywne komentarze. To, że twoje polecenia mają nie podlegać dyskusji omówiłam szczegółowo w poście „Gra o tron”, nie będę się powtarzać.

Drugi sposób nazywam „Metodą mamusi Muminka”. Pamiętacie ten odcinek, kiedy mamusia Muminka rozgoryczona kaprysami domowników, zabrała torebeczkę i wyjechała? I wszyscy boleśnie odczuwając jej nieobecność, przekonali się, jak wiele robi ona na co dzień. Kiedy wróciła, radości nie było końca. Jeśli tylko wyszłaś już z okresu karmienia własną piersią, metoda jest jak najbardziej do zastosowania. Badanie dorzeczy Amazonki, minimum pół roku. Kurs gotowania we Francji, trzy miesiące. Albo chociaż miesiąc w sanatorium. Jeżeli jesteś osobą nerwową, zawsze możesz monitorować rodzinę przez telefon i zadawać niezwykle pomocne pytania naprowadzające. Typu „Czy dzieci były już dziś na dworze?”, albo „Pamiętasz, że Zosia zaprosiła koleżanki na noc w piątek?” Efekt gwarantowany. Po powrocie przez jakiś miesiąc będziesz noszona przez domowników na rękach. Będą też spontanicznie i dobrowolnie wykonywać różne niezbędne czynności typu zapakowanie zmywarki, gdyż po pierwsze przyzwyczaili się pod twoją nieobecność, że samo się nie zrobi, po drugie nie chcą, żebyś znowu gdzieś wyjechała. Potem im przejdzie, ale zawsze masz w zanadrzu metodę nr 1.

Bon voyage.

 

 

 

 

Tags:
2 komentarze
  • Wenus na Marsie
    Posted at 11:38h, 01 lutego Odpowiedz

    Polecam bycie singielką 🙂

    • Wiedźma Radzi
      Posted at 20:55h, 01 lutego Odpowiedz

      do rozważenia 🙂 ale na kim bym psy wieszała?;-)

Post A Comment