Przestańcie się poświęcać, nikt tego nie potrzebuje

Przestańcie się poświęcać, nikt tego nie potrzebuje

Dostaję białej gorączki jak słyszę, że ktoś się „poświęca”.

Głównie o tym poświęcaniu słyszę, oczywiście, od kobiet. Sympatyczni koledzy jeszcze do niedawna mieli zwyczaj poświęcania się dla Ojczyzny, ale im przeszło i wymyślili drony, które odtąd poświęcają się za nich w kolejnych bezsensownych wojnach.

Co do poprzednich poświęceń, to może gdyby nie byli do nich tacy wyrywni, to byśmy nie musiały co i rusz odbudowywać z ruin tego

” ponurego ugoru nad Wisłą, gdzie nigdy nie świeci słońce i wszyscy chodzą wkurwieni”, jak pisał o Polsce Miłoszewski.

Serio, mam poważne uwagi do poświęceń na przykład śląskich powstańców i zawsze mówię, że z rodziny Pasternaków najmądrzejszy był Pastenreich, jeśli ktoś oglądał sagę „Blisko, coraz bliżej”.

Przypomnijmy definicję samego słowa.

„Poświęcenie” to czyn ofiarny, pełen bohaterstwa i samozaparcia, gotowość do ponoszenia ofiar. Chwalebne.

Tyle, że jest mały haczyk. Nic za darmo. Już religia uczy nas, że najbardziej poświęcił się Jezus, bo umarł za „nasze grzechy”, czyli też za moje, popełnione po dwóch tysiącach lat od Golgoty. Co za bzdura. I za to poświęcenie mamy mu czołem bić wiekuiście. Choć nikt nie prosił w sumie. Więc za co te pokłony? Czemu mam być wdzięczna za coś, o co nie prosiłam?

Tako w niebie jak i na ziemi. Albo cię ktoś prosi o coś i wtedy masz prawo oczekiwać podziękowań i wdzięczności, albo nie prosi i jeśli coś dla niego robisz, to znaczy, że chcesz. Wolno też odmawiać. Nie musisz spełniać próśb i oczekiwań, masz wybór. Jeśli się zgadzasz, to znaczy, że chcesz.

Wybierasz i ponosisz konsekwencje. To, rzecz jasna, nie jest uniwersalna zasada, bo czasami po prostu zdarzają ci się wredne rzeczy, których wcale nie wybierasz. Ale nadal to od ciebie zależy jak zareagujesz. O tym mówi nam psychologia adlerowska. My nadajemy znaczenie temu co nam się przydarza.

I dlatego właśnie nie mają u mnie zrozumienia te wszystkie mamuśki, które „poświęcają się” dla dzieci. A potem oczekują wdzięczności i zadośćuczynienia. Prosił ktoś? Żyjemy w 21 wieku, nie musisz mieć dzieci, jeśli nie chcesz.

Ja dla moich dzieci robiłam tyle, ile uważałam za słuszne i ile miałam ochotę. Chciałam to urodziłam. Chciałam to wychowywałam. Dlatego nie oczekuję strzelistych aktów wdzięczności, ani podawania szklanki wody. Chyba, że mnie lubią i same z tym kieliszkiem wina do mamusi przyjdą. Kto by tam wodę pił na stare lata.

Mam też takie podejrzenie, graniczące z pewnością, że wiele kobiet po prostu nie ma żadnego pomysłu na własne życie i zwyczajnie się na swoich dzieciach uwieszają. Ale, że taka świadomość byłaby nieprzyjemna, wolą o sobie myśleć jako o bohaterkach dnia codziennego.

Nie rozumiem „poświęcania”, chyba mam na to w mózgu blokadę.

Teraz jestem na grupie fejsowej dotyczącej Alzheimera, bo dopadł moją teściową i co jakiś czas czytam zwierzenia opiekunów, że już nie dają rady, że zaraz oszaleją, ale „poświęcają się”, bo tak trzeba. Nie trzeba. Albo chcesz, bo masz więź emocjonalną z chorym, albo szukaj domu opieki. Poddawanie się presji otoczenia, które najlepiej wie co „się powinno”, albo tłumaczenie 'bo tak zostałam wychowana” jest kompletnie do bani.

Tak, tak nas tresują. Do opieki, pomagania i odpowiedzialności za cudze życie. Głównie dziewczynki, ale nie tylko. Mój ojciec całe dzieciństwo był zmuszany do opiekowania się młodszym rodzeństwem. Tak jakby on sobie te dzieci robił, a nie mamusia z tatusiem w imię Boże.

Tyle, że niezależnie od tego jak cię wychowują, to potem stajesz, albo powinnaś stać się, dorosła i zaczynasz myśleć samodzielnie. Albo nie. Ale polecam gorąco.

Zapytałam dzisiaj dziewczynę żalącą się na grupie, po co to robi, czyli opiekuje się matką, skoro nie chce. W pierwszej chwili się żachnęła, bo odebrała pytanie jako atak i ocenę. Tymczasem to proste pytanie i warto sobie umieć na nie odpowiedzieć, bo to pomaga.

Jeśli to robię, bo chcę, bo taki jest MÓJ WYBÓR, bo kocham tego człowieka to nie ma mowy o poświęceniu. Ani byciu ofiarą losu. Choć to nie znaczy, że nie jest ciężko. Moja przyjaciółka 20 lat opiekowała się matką chorą na Alzheimera, ale nigdy nie postrzegała siebie jako ofiary.

Ale jeśli rezygnuję z siebie, ze swojego życia, bo poddaję się presji społecznej, obyczajowi, czy manipulacji emocjonalnej to będę zgorzkniała, nieszczęśliwa i stanę się toksyczna dla otoczenia.

No i najważniejsze.

Nie ma za to żadnej nagrody.

Nie poświęcaj się. Wybieraj.

 

2 komentarze
  • Amanda
    Posted at 15:34h, 14 marca Odpowiedz

    ,,I dlatego właśnie nie mają u mnie zrozumienia te wszystkie mamuśki, które “poświęcają się” dla dzieci. A potem oczekują wdzięczności i zadośćuczynienia.” Jest dużo gorzej. Wiele z nich robi ,,zdrowe kaleki” z dzieci. Szkoda dzieci bo to nie ich wina.

    • Wiedźma Radzi
      Posted at 16:34h, 14 marca Odpowiedz

      tak, nadopiekuńczość to forma agresji

Post A Comment