Puść mnie, mamo

Puść mnie, mamo

Czytam sobie komentarze pod „Chińska stópką” i dużo tam smutnych refleksji na temat matek, które nie ukochały tak jak powinny. Zamiast wspierać – krytykowały, oceniały i wymagały. Przykre to, ale tak bywa i to nierzadko.

Jest też taki, że niektóre z nas kochają za bardzo i potem trudno dzieciakom odciąć pępowinę i się usamodzielnić. I, że to też niedobrze.

Jednym słowem-tak źle, i tak niedobrze. Jak się nie obrócisz, dupa zawsze z tyłu, mówiąc kolokwialnie.

Sama też to przerobiłam, i to w obie strony. Mnie, wychuchaną jedynaczkę, rodzice kochali ciut jakby za bardzo. Nawet im to kiedyś powiedziałam, w maturalnej klasie, że jeszcze trochę miłości, to mnie uduszą jak tego kotka zagłaskanego na śmierć.

Postanowiłam więc nie być nadopiekuńczą matką i potem byłam tą jedyną, która nie dzwoniła w czasie szkolnych wycieczek i nie chadzała na wywiadówki. Co zostało mi wypomniane w odpowiedniej chwili. Na szczęście babcia nadrabiała, więc mi się upiekło.

I teraz tak. Absolutnie nie usprawiedliwiam matek, które swoich córek, czy ogólnie dzieci, nie kochają, bo są takie. Zapewne nie potrafią, bo same nie były kochane.

Chylę natomiast czoła przed tymi, które potrafią kochać MIMO, że same kochane nie były, bo takie też znam.

A cała reszta? Be good enough.  Wystarczająco. Nie za dużo, nie za mało. Jak z tą roślinką w doniczce, nie zalać, nie ususzyć.

I tak najważniejszą decyzję podjęłyście robiąc sobie bombelka z tym, a nie innym panem, bo „gena nie wydłubiesz” jak mawia moja kuzynka. Liczy się też środowisko i tu można pokombinować. Wychowanie to coś około 10%  ogólnego wpływu, jak obliczyli amerykańscy naukowcy. Także ten, nie ma się co spalać.

I tak najbardziej dla waszych córek liczy się to, co same ze swoim życiem robicie. Nie to, co gadacie. Więc, moje drogie, zajmijcie się sobą. Szczęśliwe są dzieci szczęśliwych matek. Dzieci nie są zadośćuczynieniem, celem życia, ani jedyną ostoją.

Do szału doprowadzają mnie mamuśki wiszące mi nad głową w gabinecie i pilnujące, czy aby bombelkowi nie dzieje się krzywda. I dzieciak, który bez mamusi zachowuje się normalnie, zgodnie z metryką, a ma na przykład 10 lat, nagle zaczyna się mazać jak trzylatek i komunikować jak przedszkolak. Otóż nie, nie dzieje się. Naprawiam szkody, których Ty dokonałaś pozwalając na nadmiar słodyczy. Czasem boleśnie. To samo potem zrobi życie z twoim przesłodzonym wychowaniem.

Dodam, że równie wkurzające są „księżniczki tatusia”, które w wieku latek 12 szczebiocą jak pięciolatki, wdzięczą się jak miss przedszkola i udają kruchutkie jak chińska porcelana. I zamiast rezolutnej, młodej czarownicy mamy rozgrymaszoną pannicę, której będą nienawidziły wszystkie koleżanki.

Infantylizacja dzieci jest obecnie potworna i nie dziwcie się potem, jak wam wiszą na szyjach do trzydziestki, bo same na to zapracowałyście. Usuwaniem każdego pyłku sprzed stópek i spełnianiem życzeń na zawołanie. Zdejmowaniem problemów z główek i przejmowaniem się odrabianiem lekcji.

Największą przeszkodą w rozwoju dziecka jest nadopiekuńcza matka, tak ostatnio przeczytałam w mądrej książce.

Dzieci mają dorosnąć i pójść w świat.

I dać sobie radę.

Samodzielnie.

 

Tags:
11 komentarzy
  • Amanda
    Posted at 12:46h, 27 maja Odpowiedz

    Mnie się bardzo podobają mamy (czy i ojcowie), którzy potrafią z dzieckiem znaleźć wspólny język, często, jak dziecko jest starsze, mają wspólne zainteresowania, można z nimi pogadać, coś razem porobić. A nie wiszą na dzieciakach i robią z nich maminsynków (głownie z chłopców). To w sumie nie wina dzieci, ze potem im trudno, jak mamusia nadskakuje…

    • Wiedźma Radzi
      Posted at 21:47h, 27 maja Odpowiedz

      moje zrobiły ze mną Akademię 🙂

  • M
    Posted at 20:50h, 27 maja Odpowiedz

    Może to nie związane z tematem aż tak bardzo ale wczoraj (26) w TV było znowu mnóstwo ,,rzewnych” (niby) piosenek o matkach i podziękowania dla matek bla, bla, bla… Tylko mi się tak nasuwa… ciekawe, czy jakby te mamy nie usługiwały, a były normalnymi mamami, i żyły ,,razem, równolegle z dziećmi” a nie jako ich ,,podnóżki”, to lało by się tyle podziękowań. To tak jak kiedyś pytali mężczyzn za co są wdzięczni żonom/dziewczynom, z jakiejś okazji to było. Poza zestawem funkcji ,,robot-słżuka-kucharka-pani z pod latarni-mamusia zastępcza” mało który powiedział, że za to kim są, za to jakie są, za radość, humor, talent jakiś, dobroć, mądrość etc. Zawsze tylko za SŁUŻBĘ… A kobiety to łykają nadal bez wkurzenia (dużo, nie wszystkie na szczęście). Ktoś na nie ,,pluje” a one ,,klaszczą” 🙁

    • Wiedźma Radzi
      Posted at 21:48h, 27 maja Odpowiedz

      bo tak przeciętny facet postrzega swoją kobietę

  • M
    Posted at 21:02h, 27 maja Odpowiedz

    Zapomniałam napisać też, że mi się bardzo podoba np. amerykański styl wychowania. Mianowice, jak dzieci są małe, a nawet starsze, to rodzice często je podwożą do szkoły i wszystko jest okej. Nie przedkłada się to na robienie z dzieci ,,oferm”. Potem, gdy już są starsze, to są zdane na to by znaleźć sobie prace (i to niekonieczne musi być zaraz praca dyrektora). Mają najczęściej jakieś pasje, podobnie jak ich rodzice-czasem są to wspólne zainteresowania a czasem różne, ale się dogadują najczęściej. Amerykańskie dziecko (a właściwie nastolatek) najczęściej już jak ma 16 lat (i się nadaje psychicznie) to robi prawko i jest bardziej niezależny, ma swoje hobby, a jak spędza czas z rodzicami, to często właśnie na hobby/rozmowach/wspólnej pracy a nie wiszeniu ,,a jadłeś już?” Oczywiście, są wyjątki.. A u nas 30 letni X-uś co sobie nie umie uprać gaci bo mu zawsze mamusia prała…

    • Wiedźma Radzi
      Posted at 21:51h, 27 maja Odpowiedz

      szczerze nie cierpię „polskiego” stylu wychowania 🙂

      • M
        Posted at 15:46h, 29 maja Odpowiedz

        Tak, tylu frustratów i hejterów co jest w Polsce, to chyba tylko w krajach, gdzie rządzą fanatycy (religijni, czy inni) jeszcze można znaleźć. Jad się leje obficie a ludzi normalnych się wyśmiewa… Tam przynajmniej wiadomo jacy ci fanatycy mogą być, oni nie udają, można z nimi walczyć. A tutaj niby nowoczesność, niby cacy. Gorsze niż ta pandemia obecna, bo trwa i trwa to już od lat.

  • barakuda
    Posted at 20:48h, 02 czerwca Odpowiedz

    hmm….będąc bezdzietną osobą doskonale widziałam, jaką chcę być matka a jaką nie ( młodość ma to do siebie, że wie się wszystko najlepiej – stereotyp ? może i tak) . Życie zweryfikowało moje poglądy w znacznej części. Rzeczywistość okazała się o wiele bardziej skomplikowana. Jedno jest wg mnie pewne, że….nikt nas rodzicielstwa nie uczy !…..a nawet jeżeli próbujemy tę wiedzę posiąść – bardzo szybko się okazuje, że jest daleka od ideału. Jedne z nas są zbyt opiekuńcze, inne zbyt wymagające, a jeszcze inne zbyt mało poświęcają naszym pociechom czasu, i uwagi – zajęte swoimi pasjami czy też obowiązkami – reasumując : ….”….gdzie się nie obrócisz dupa zawsze z tyłu…. Celowo pomijam przypadki patologiczne. Często nasze kochane ( już dorosłe bobaski), obciążają nas za swoje niepowodzenia życiowe. Czy jest to spowodowane błędami wychowawczymi ? Czy trudne dzieciństwo usprawiedliwia nasze dorosłe, złe wybory ? Behawioryści zapewne by mieli tu wiele do powiedzenia, ale humaniści mogliby zapytać – a gdzie w tym wszystkim jest i był rozum ? A może powinnyśmy zaufać swojej intuicji wychowując nasze dzieci ( przy odrobienie wiedzy) ?

    • Wiedźma Radzi
      Posted at 21:59h, 03 czerwca Odpowiedz

      bardzo fajnie się uzasadnia swoje życiowe porażki trudnym dzieciństwem, ale myślę , że najdalej do 40-stki należy przestać 😉

      • Amanda
        Posted at 15:59h, 05 czerwca Odpowiedz

        Zgadzam się z Wiedźmą, do tego nie należy nigdy zapominać o sobie a skupiać się na dzieciach tylko. Bo się wtedy nie żyje. Wiele kobiet, niby nowoczesnych, a nie umie tego zrozumieć. I potem rosną niedorajdy (głównie chłopcy), co nie umieją sobie koszulki uprać…

        • Wiedźma Radzi
          Posted at 16:24h, 05 czerwca Odpowiedz

          a mamusia za nic nie puści, bo co by ze sobą zrobiła..

Post A Comment