To potrójna niezdrada jest

To potrójna niezdrada jest

Zawsze bawi mnie ta scena z polskiego, chyba trochę niedocenionego, filmu „Porno” Marka Koterskiego. Główny bohater tak oto pociesza koleżankę, która zalewa się łzami, że z nim właśnie dopiero co zdradziła swojego chłopaka:

„Aniczku, płytko nie zdrada, na delegacji nie zdrada, kiedy chłopak w wojsku nie zdrada, po pijaku nie zdrada… To my, to potrójna nie-zdrada jest.”

Nie wiem jak Was, ale dziewczynę to pocieszyło. W końcu-potrójna?.

Otello miał do zdrady nieco inne podejście i Desdemona zapłaciła życiem za samo podejrzenie, które wykluło się w głowie paranoika.

Reszta z nas zwykle plasuje się gdzieś pomiędzy radykalizmem a pobłażliwością, w zależności od stopnia zaangażowania, stażu, systemu wartości. I doświadczeń. Inaczej patrzymy na zdradę po roku związku, inaczej po latach trzydziestu. Choć zawsze boli.

Tym z Was, które są bardziej zainteresowane tematem gorąco polecam książkę Michaela Mary’ego „Pięć kłamstw w sprawach seksu i miłości”. Autor analizuje całą mitologię, którą w dzisiejszych czasach oplecione są związki i bezlitośnie odziera nas ze złudzenia, że trzeba tylko znaleźć „drugą połówkę”, a namiętna miłość będzie trwała wiecznie. Ewentualnie, gdyby nieco przygasała, to „popracujemy nad związkiem” i płomień pożądania wybuchnie z nową siłą.

Pożądanie jest kapryśne i nie poddaje się naszym chęciom ani żadnym zasadom. Wie o tym każdy i każda, która próbowała przestać pragnąć obiektu niedostępnego. Pewnie, że po jakimś czasie nieodwzajemnione uczucie mija, ale nigdy na zawołanie. Prawda? Usychało się? Usychało.

A skoro na zawołanie nie mija, to i na zawołanie nie przychodzi. Psychologowie nawet twierdzą, że im związek bliższy, tym namiętność mniejsza. Bo pożądanie żywi się złudzeniami, tęsknotą i niespełnieniem. Obcością i ciekawością innego. Romeo znudziłby się Julią najdalej po czterech latach. Przypuszczam, że prędzej. („a on już nie zobaczył, jak ta piękna Włoszka potwornie się roztyła, nim weszła w wiek średni..”)

Tyle tylko, że pożądanie to zaledwie jeden ze składników miłości, a nie całość, jak nam wmawiają książki i komedie romantyczne. Przez całe wieki związki opierały się na innych wartościach, wiedziano bowiem, że namiętność jest krucha i ulotna. Co nie znaczy, że przez te wieki sympatyczni koledzy swojemu pożądaniu nie folgowali. Pilnowano za to kobiet, bo mężczyzna chciał być pewien ojcostwa i tego, czy inwestuje aby we własne geny.

Badania na ojcostwo i wolność ekonomiczna sprawiły, że mężczyzna może łatwo sprawdzić czy jest ojcem, a kobieta utrzymać się bez spodni u boku.

Czyli podstawowe przesłanki każące strzec wierności w związku nieco straciły na znaczeniu. Mężczyźni mogą robić to samo, co robili przez stulecia, czyli w domu żona, na boku kochanka. Tylko jeszcze wygodniej, bo mamy antykoncepcję, a i etykieta dziecka z „nieprawego łoża” dziś nikogo nie skreśla. No i są lekarstwa na większość chorób wenerycznych.

Ale co z nami, drogie Wiedźmy?

A, to zależy. Od temperamentu, odporności na stres, skłonności do ryzyka i chęci do zmian.

Gdybyście chciały wzorować się tu na sympatycznych kolegach, to należałoby, po odczekaniu z grzeczności kilku, czy tam kilkunastu lat, zafundować sobie miły romans dla podrasowania nadwątlonego ego. Ego kobiety w stałym związku bywa nader często nadwątlone, bo niewielu jest mężów, którzy potrafią na własną żonę patrzeć z co najmniej równym zainteresowaniem jak na nową koleżankę w pracy. Są tacy, nie przeczę, ale to kropla w morzu potrzeb.

Tyle, że jak już się wzorować, to po całości, czyli do niczego nigdy się nie przyznawać, a jeśli cię złapią za rękę na gorącym uczynku, wołać: „to nie moja ręka”.

Kobietki miewają ten głupi zwyczaj, że przychodzą do zdradzonego z łzawymi wyznaniami, a z tego to dramat gotowy, bo biedny mąż czuje się w obowiązku „zrobienia czegoś”, a tu taki fajny mecz w telewizji…

Idzie na wódkę, potem chce się bić, a potem trzeba kiblować na SOR-ze pięć godzin. I po co?

Romans traktujemy jak garść witamin, staramy się nie przedawkować, ma nam poprawić samopoczucie, a nie wysłać na kozetkę psychoterapeuty i do apteki po antydepresanty.

Dobrze jest nie przewlekać zanadto, bo przewlekły romans zamienia się w coś gorszego niż przewlekłe małżeństwo. Czyli stopniowo zaczyna nam przybywać obowiązków w rodzaju wysłuchiwania „co u niego w pracy”, czy przygotowywania ulubionych potraw, a ubywać przyjemności, bo namiętność obniża swoje loty i kończą się pomysły na fantastyczne weekendy w Zakopanem. Brakuje poczucia bezpieczeństwa i męczy poczucie winy. No i ile można inwestować w koronkową bieliznę?

Z uczuciami całkiem tak jak z porami roku, po radosnej wiośnie i upalnym lecie przychodzi słotna jesień i za progiem czai się mroźna zima.

Dlatego jesienią lepiej wyjechać z Wiedźmami.

 

 

 

Tags:
,
2 komentarze
  • Amanda
    Posted at 12:39h, 30 sierpnia Odpowiedz

    Choć w kulturze dalej niewiele się zmienia, i kobieta, która zdradzi, bo mąż jest tyranem a do tego zimny jak lód, dalej jest postrzegana dużo gorzej często, niż durny idiota myślący fajką, który ma super żonę (nie uległą idiotkę), ale ,,musi się wyszumieć”. To jest przykre. Jak powiedział jakiś znany naukowiec, nie pamiętam teraz kto: ,,My się nie zmieniamy, dalej jesteśmy barbarzyńcami. Zmienia się tylko technologia, której używamy”. W wielu przypadkach, są chlubne wyjątki, to jest prawda. W wielu sprawach, poczynając od podejścia do wrażliwszych kobiet, wrażliwszych mężczyzn i do zwierząt a kończąc na wychowaniu dzieci i laniu kablem od pralki oraz wszelkich wojnach, morderstwach i tego typu syfie. Barbarzyńcy i tyle, większość. Bez refleksji.

    • Wiedźma Radzi
      Posted at 21:36h, 01 września Odpowiedz

      kobiety powoli odzyskują swoją siłę na szczęście

Post A Comment