Znikające kobiety- podsumowanie

Znikające kobiety- podsumowanie

Tego dawno nie grali, będą dwa wpisy jednego dnia. Dzięki Wam, moje drogie i burzliwej dyskusji na Facebooku.

Liczba komentarzy i polemik przyprawiła mnie o zawrót głowy. Sumiennie czytam i staram się analizować, odpisywać na gorąco, a teraz wstępnie podsumuję.

Większość z Was potwierdza moją tezę o potwornym przemęczeniu kobiet 50+ ciągnięciem przez wiele lat pracy na co najmniej dwa, bo czasem na trzy etaty. Zawodowy, domowy, rodzicielski. Często samotnie, bo partner nie pomaga, albo go w ogóle nie ma. Ewentualnie sam wymaga pomocy, bo i tak się zdarza.

Czy to sprawiedliwy podział? No, nie sadzę.

Marzenia o spełnianiu pasji na emeryturze ograniczają się właściwie do podróżowania, zajmowania się ogródkiem, spacerów i wycieczek. Skromnie, przyznacie. Jedna z Was przytomnie zapytała, a czemu nie można robić tych wszystkich rzeczy kiedy jeszcze pracujemy?

I patrz punkt pierwszy. Bo obowiązki, bo rodzina, bo ograniczenia. Bo na zajęcie się sobą czekamy właśnie do wymarzonej emerytury. Jak dzieci w szkole czekamy, kiedy nadejdą upragnione wakacje.

Dziewczyny!

Jeśli o siebie nie zawalczycie, one nie nadejdą nigdy. Bo akurat okaże się, że trzeba przypilnować wnuków, zająć się chorą matką, albo teściową.

Wasze życie jest tu i teraz. A praca pełni w nim bardzo ważną rolę. Nawet ta nielubiana. Słowo. Kiedyś wcale nie lubiłam mojej, ciągle narzekałam i nic tylko chciałam zmieniać zawód. Po latach i kilku próbach, okazało się, że jednak w tej się świetnie odnajduję. Że mi pasuje pod kątem psychologicznym, logistycznym, finansowym i każdym innym.

Przypadek, albo karma. Jestem chyba jedyną absolwentką ŚlAM-u, której przez myśl nie przeszło, że po pięciu latach studiowania stomatologii zostanie dentystką. Po prostu podobał mi się jeden kolega, szkoda, że nie szedł na aktorską.

Ale nawet kiedy jeszcze wieszałam na mojej pracy wszystkie psy, zaobserwowałam ciekawe zjawisko. Po każdym bardziej absorbującym, ciężkim dniu mój nastrój, a jestem osobą raczej marudną i depresyjną, podnosił się co najmniej o 50%.

Samą mnie to zadziwiało. Ale jednak.

Po prostu praca dodaje nam poczucia własnej wartości, czyni potrzebnymi, społecznie użytecznymi, czy jak tam to sobie nazwiemy. Praca płatna, dodam, bo tej innej nigdy nam nie zabraknie. I właśnie pieniądze powinny być wyrazem społecznego uznania. Jak dla mnie, to oklaski może sobie społeczeństwo wsadzić. Mam na myśli te „dla kochanych medyków” w czasie pandemii. Cenicie naszą pracę, to nam płaćcie, a nie dawajcie jałmużnę.

Emerytura to wprawdzie wolność, ale i poczucie odstawienia na boczny tor.

A te wszystkie zajęcia, o których marzycie, spokojnie się zmieszczą. Nam, z moimi Wiedźmami, mieszczą się nawet wyprawy do Maroka czy Toskanii.

Ale marzenia kosztują. No i właśnie.

Jedno, co nie padło w dyskusji, choć cierpliwie dopytywałam, to odpowiedź na pytania o kwestie finansowe. Poza jedna dziewczyną, szczerze piszącą o swoim patencie na pogodzenie pracy z wolnością, dzięki.

Reszta nabierała wody w klawiaturę. mam nadzieję, że z powodu tego, że są w pełni zabezpieczone finansowo i ta kwestia nie spędza im snu z powiek. Ale statystyki temu przeczą. Dwie trzecie kobiet po przejściu na emeryturę wyląduje w strefie ubóstwa. Dominuje myślenie „jakoś to będzie”.

I to też jest ważny temat. Ale w Polsce jakoś nie wypada mówić o pieniądzach. Sami dżentelmeni i damy, psiakość. Wszyscy różowo patrzą w przyszłość i swoje dochody przez następne dwadzieścia lat, bo tyle się przeciętnie teraz żyje na emeryturze. No, gratulacje, ja nie jestem taką optymistką.

Zamiast marzyć o emeryturze, marzę o tym, że kobiety solidarnie zawalczą o równy podział obowiązków i równe płace za tą samą pracę.

Dziękuję za ciekawą dyskusję, moje Wiedźmy.

 

 

 

6 komentarzy
  • M
    Posted at 22:14h, 03 stycznia Odpowiedz

    ,, Dwie trzecie kobiet po przejściu na emeryturę wyląduje w strefie ubóstwa.” Dłuższy okres pracy (nawet do 70-tki) nie sprawi, ze nierówności znikną. To może sprawić tylko zmiana systemu. A póki on jest zły (patriarchat) to kobiety uciekają od harówy tylko tak jak umieją w danym momencie. Nie zawsze też można zmienić pracę bo zdrowie/marna pensja w drugiej pracy/brak kwalifikacji nie pozwala. To nie jest takie proste. Poza tym dochodzi ta polska zacofana mentalność. Jak dziewczyna lubiłaby np. pracę na budowie (hardkorowy przykład bo to raczej praca nie tak lubiana, nawet przez mężczyzn, jak w miarę płatna) to ile się nasłucha? Mi nie chodzi o to żeby się poddać. Tylko najpierw trzeba zmienić system. Bo to on jest głównym problemem. Zastanawiam się, czy gdyby mężczyźni nie pracowali na 2 etaty (przy sprawiedliwym podziale, takim jak trzeba) to też często nie marzyliby o emeryturze…

    • Wiedźma Radzi
      Posted at 22:22h, 03 stycznia Odpowiedz

      też uważam, że trzeba zmienić system, ale nie uda się bez zmiany świadomości

  • Amanda
    Posted at 22:20h, 03 stycznia Odpowiedz

    Ja nie byłabym pewna czy praca daje taką wolność. Ta nie będąca pasją albo ta, która jest zamykana w dobie wirusa (np. restauracje). Ktoś przecież pracuje. Jak ma restaurację to też duża szansa, że to umie i ma talent. I co? Obcinają mu dochody. W niestabilnym świecie tyko praca, która duchowo nam coś daje, ,,jest nasza” i przy okazji daje pieniądze to wolność. Bo kasę zawsze mogą zabrać bo wirus albo terroryści.

Post A Comment