Życzliwi bez granic

Życzliwi bez granic

Taka scenka. Jadę sobie na jakiś kongres medyczny, jest maj, świeci słonko, ptaszki śpiewają. U mnie w autku śpiewa dodatkowo Michał Bajor, bo uwielbiam, i co komu do tego. Miło, przyjemnie, za oknem sielankowe miejscowości.
Na ten sam kongres jedzie moja przyjaciółka Basia, zabierając autem jeszcze dwie koleżanki. Z tego mniej więcej samego kierunku, ale ja nie lubię się dopasowywać, więc zwykle jeżdżę sama.
Basia dzwoni do mnie-jak droga. Odpowiadam, zgodnie z prawdą, że super, słonko, ptaszki itd.
Na to Basia, że ona chyba złą drogę wybrała, bo same korki, nerwowi kierowcy i jeszcze policję mija, moja jakaś lepsza. Bo możliwości były chyba ze trzy.
Dziwne, mówię, z tą policją, bo ja też minęłam trzy minuty temu, wszędzie stoją , czy jak?
Już wiecie? TO BYŁA TA SAMA DROGA.
Tylko zupełnie inaczej ją widziałyśmy.
Dodam, dla wyjaśnienia, że Basia jest najżyczliwszą, najbardziej serdeczną i pomocną osobą, jaką znam. Zawsze jest otoczona tłumem przyjaciół, a przez jej dom przewijają się tabuny gości.
Rozdaje hojną ręką uwagę, energię i czas.
I to jest cudowne, jako Basi przyjaciele czujemy się z tym wspaniale.
Ciekawa jestem tylko, ilu z nas zastanawia się, jakiego to wymaga wysiłku i ile Basię kosztuje.
Bo ona nigdy na ludzi nie narzeka.
Tylko ta droga. Korki, hałas, spaliny i policja.
Ja nie mówię, żeby ludziom nic z siebie nie dawać. Ale jeśli nie postawisz granic, nie chronisz swoich zasobów, to raczej nikt za ciebie tego nie zrobi.
Ludzie są fajni, ale mają tyle potrzeb.
Jako lekarze spotykamy się z tym codziennie. Przychodzi pacjent wyleczyć zęba, ale jeszcze musi ci opowiedzieć o swojej niedawnej operacji wyrostka, wszystkich powikłaniach i jacy w szpitalu byli niemili. A do tego siostrzenica ma problem, bo coś tam..I stoisz grzecznie 40 minut wysłuchując historii życia, bo ktoś się chce wygadać i nie pomyśli, że może ty nie chcesz tego słuchać, bo lecisz z nóg i marzysz o herbacie.
Postaw granice. Dla swojego i ich dobra. Bo jak padniesz z wyczerpania, to do kogo pójdą, żeby pomógł, wysłuchał, zrobił kawy?
Rodzicom domagającym się coniedzielnych wizyt na obiedzie. A ty chcesz mieć weekend dla siebie.
Dzieciom, które koniecznie TERAZ muszą dostać maximum twojej uwagi, a ty padasz po robocie.
Klientowi, który musi ci opowiedzieć swój plan w sobotę rano, bo do poniedziałku świat się zawali.
Szefowi, który uważa, że telefon w piątek wieczorem w sprawie projektu jest OK.
Tu starsze pokolenie powinno się uczyć od millenialsów, zamiast na nich narzekać.
Czytam artykuły, jacy to oni są roszczeniowi, nie oddają się w stu procentach pracy i w ogóle be.
Moje pokolenie dało sobie wejść na głowę, a teraz ma za złe następnemu, że nie chce tak samo.
Oni mają rację. Są dla siebie ważni.
Chcą żyć sensownie, dbać o planetę, mają ideały. Tylko inne niż pokolenie, które po przeskoku z socjalizmu do kapitalizmu zachłysnęło się pogonią za kasą. I zapracowało się na śmierć.
Uciekam w ciszę. Samotne wakacje. Nikt nic do mnie nie mówi, niczego ode mnie nie chce. Nie domaga się uwagi, zainteresowania, ani jajecznicy ze szczypiorkiem. Idę przez sosnowy las, powietrze pachnie żywicą.
Wolniej.  Ptaki śpiewają.

Tags:
No Comments

Post A Comment