Po wywiadzie z Elżbietą Turlej w Newsweeku o “Poskramianiu niegrzecznych dziewczynek” już się cieszę na lekturę książki “Naciągnięte”. Ja, oczywiście, przeczytam, bo ja czytam dużo i często, pytanie, czy przeczytają te tysiące urabianych przez kolorową prasę Polek. Nie, żebym była jakaś święta i nie wydawała kasy na te wszystkie “Twoje Style”, czy inne miesięczniki. Ba, nawet na Pudelka zaglądam, choć nie jestem w stanie wyjść poza tytuły, bo kolor majtek, czy przyrost, względnie utrata, kilogramów Dominiki Gwift naprawdę nie budzi moich emocji. Za to dałam się ostatnio wkręcić w robienie paznokci i, nie dalej jak wczoraj, przesiedziałam, klnąc pod nosem w żywy kamień, dwie godziny u kosmetyczki.
Mnie najbardziej w tym wywiadzie wpadły w oko akapity o tym, jak wygląda mechanizm tłumaczenia kobietom, że ich miejsce jest w domu. I, że trzeba tak było pisać i w ten sposób urabiać sławy udzielające się na łamach, bo tylko wtedy reklamodawcy kupowali miejsce w gazecie. Akurat autorka była oddelegowana do średniego segmentu rynku, czyli raczej krem Nivea niż Shiseido. W przypadku segmentu luksusowego wydaje się to odrobinkę nielogiczne, bo gospodynie domowe rzadko dysponują budżetem pozwalającym na zakupy w Douglasie, więc raczej Rossmann. Ale, okazuje się, że i tym “aspirującym do luksusu” należało powiedzieć, że nie ma jak dom i rodzina, żeby dowartościować czytelniczki. Bo jednak rodzinę, lepszą czy gorszą, ma prawie każda, a karierę robią nieliczne. To całkiem podobnie jak z serialami. M jak Mitologia Rodziny będzie dowartościowywać naśladowczynie Barbary Mostowiak, a Magda M singielki robiące karierę, ale jednak szukające prawdziwej miłości. Ameryka w konserwach, jak nazywa takie odkrycia mój kolega.
Mechanizm nie jest nowy i wymyślony na potrzeby kolorowej prasy. W filmach, gazetach, książkach i ludziach szukamy raczej potwierdzenia naszych, wcześniej powziętych, przekonań, niż rewolucyjnych idei. Dopiero kiedy, czasem dość boleśnie, przekonamy się na własnej skórze, że się nie sprawdzają, to zaczynają nas uwierać i bywa, że zaczynamy zadawać pytania i szukać odpowiedzi. A stąd już prosta droga do samodzielnego myślenia. Choć nie zawsze tak bywa, znam przypadki, kiedy pancerz przekonań z dzieciństwa jest tak silny, że ich biedne ofiary hołdują im przez całe życie, nie oglądając się na koszty i nie próbując ich zweryfikować.
Dlatego ja bym szukała winnych trochę gdzie indziej, choć kobiecych magazynów całkiem nie rozgrzeszam. Ale ostatecznie nie ma przymusu ich kupowania i czytania. Odwrotnie niż chodzenia do szkoły. Edukacja jest przymusowa i jeśli gdzieś mamy szukać winnych ogłupiania kobiet i w ogóle ludzi, to raczej tam. Polska szkoła jest koszmarna i każdy, kto ma dzieci, dobrze to wie. Albo przekonał się na własnej skórze. Nie uczy myślenia, tylko każe kuć gotowe formułki. Grzeszy niedouczonymi belframi, zbyt licznymi klasami i kretyńską podstawą programową. Ba, wprowadzono do niej religię, co nie wiem, czy w 21 wieku, jest bardziej śmieszne, czy straszne. Dlatego, choć uważam, że zawód nauczyciela jest bardzo ważny i dobry nauczyciel powinien zarabiać krocie, to polskiej szkole w obecnym kształcie, nie dorzuciłabym ani złotówki.
Choć dochodzą też głosy z zachodniej prasy, że ludzkość ogólnie głupieje, bo za łatwo się teraz żyje. Czyli u ludzi, podobnie jak u myszy w słynnym eksperymencie Calhoun’a, przy zapewnionym dostępie do żywności i braku zagrożeń, rośnie zainteresowanie własną urodą i spada inteligencja. Być może bliski prawdy jest też żart, że ilość inteligencji jest stała, a populacja rośnie i stąd problemy. A może po prostu dzięki ułatwieniom komunikacyjnym głupotę teraz bardziej widać, bo głównie na obrazkach, a kiedyś przynajmniej trzeba było umieć pisać. I czytać.
Nie mamy wpływu na to, w jakiej urodziliśmy się rodzinie. Ja akurat miałm szczęście i książki wysypywały się z półek. To im zawdzięczam umiejętność myślenia i wyciągania wniosków, choć gdyby mój tata wiedział dokąd mnie to zaprowadzi, to pewnie nie uczyłby mnie czytania. Przeniosłam miłość do książek na następne pokolenie i moje córki są myślącymi samodzielnie jednostkami, którym żadna szkoła nie była w stanie zaszkodzić. I z tego co wiem, takiej myślącej młodzieży mamy, mimo wysiłków nauczycieli, całkiem sporo. Są prawdziwym postrachem koncernów, bo wypinają się na reklamy i propagują no waste. Nie chcą również brnąć w kredyty, więc banki też ich nie lubią. Może stąd tyle krytyki millenialsów w prasie.
A najgorszy obrazek, jaki ostatnio widziałam w internecie, to był ten z paleniem książek przez głupiego księdza. I bardzo wymowny.
Nawet w jakichś szmatławcach (widziałam w kiosku), typu Fakt, pojawiła się na pierwszej stronie ta informacja z tym księdzem. Nawet chyba opublikował na fb swoją ,,akcję” z tego co wiem. Mnie tak samo, jak gazety typu ,,Pani domu” wkurzają te ,,Z życi(a) wzięte”, ,,Barwy Życia” itd. W mojej rodzinie są czytane nagminnie przez babcię. Ja nie czytam żadnej z tych. Czasem szukałam tylko przepisów bo zwyczajnie lubię jeść dobre rzeczy 🙂 Wolę chociażby ,,Świat wiedzy” i tym podobne, albo różne książki (byle nie romansidła, ich nie znoszę). Nawet magazyny wędkarskie taty są ciekawsze niż te ,,typowo babskie” gazety 🙂
Ja w sumie lubię takie Zwierciadło, ale tam też dział o urodzie obowiązkowo..
Moim zdaniem (ale to tylko moja opinia, może tak nie jest) to nie szkoła, a przynajmniej nie głównie, ponosi winę za to, że polskie kobiety dają się ogłupiać, a ich rodzice i media właśnie. W mojej szkole był zakaz (może nie surowy ale był) brania udziału w ,,targowisku próżności”. Nauczyciele zwracali uwagę na umiejętności a gimnazjalistki, których jedynym atutem był świecący tyłek, były potępiane (nie, że surowo karane ale tłumaczono dzieciom, ze ważne jest to co umieją a z wyglądem w przyszłości zrobią co zechcą). Szkoła, choć faktycznie często naucza niepotrzebnych rzeczy i nie uczy myślenia, wcale nie nakierowuje kobiet na bycie ogłupiałą konsumentką. To robi tylko marketing i otoczenie tych kobiet, które mu ulega. I same one, bo nie ma przymusu kupowania Pani Domu i czytania tych bzdetów. Znam matki, które zamiast chcieć by ich córka szła własną drogą jak dorośnie, to zapisują już małe dziewczynki do jakichś debilnych top model czy innych takich i jeszcze same niezdrowo rywalizują z innymi matkami. Nie znam szkoły, która by do takich rzeczy namawiała lub je propagowała. To same kobiety to robią. Czytałam też inny wywiad z tą panią. Redaktorkami w tych szmatławych czasopismach albo na Pudelku są kobiety. Nie faceci w tym akurat wypadku.
W sumie racja, choć ja obwiniam szkołę za to, że nie wyrabia umiejętności krytycznego myślenia..Za to uczy ulegania “autorytetom”. Ale co do matek i mediów pełna zgoda.