Feministek nikt nie lubi. Feministki są wstrętne, brzydkie i nienawidzą mężczyzn. Bo oni ich nie chcą, pewnie z powodu tej brzydoty. I wstrętnego charakteru.
Moja babcia, świętej pamięci, trzymająca męża i czworo dzieci żelazną ręką, była strasznie oburzona, kiedy nazwałam ją kiedyś pierwszą feministką w rodzinie. Tfu, na pohybel, ona żadną feministką nie jest. Po prostu rządzi, bo musi, to jest oczywiste, jak to, że słońce wschodzi na wschodzie, a zachodzi na zachodzie. Takie prawo przyrody, a nie żaden feminizm. W ogóle nie przychodziło jej do głowy, że kobiecy silny charakter to nie jest coś oczywistego i powszechnego.
Pytam znajome kobiety, czy są feministkami. Większość się odżegnuje, jak diabeł od święconej wody. Bo jeszcze by któryś facet usłyszał, to potem grób, mogiła, wiadomo, TAKIEJ żaden nie zechce.
A potem sobie siedzę na kolejnych warsztatach, spotkaniach, kobiecych kręgach. I słucham tzw. opowieści o życiu. Przewijają się różne, ale dosyć powtarzalne wątki. Zdradził. Zostawił z dziećmi. Albo z dzieckiem niepełnosprawnym. Nie płaci alimentów. Nie mam pieniędzy, jestem bez pracy, ganiam sama po lekarzach. Choruję, a on odszedł do młodszej i w ogóle się mną nie interesuje.
I odwieczne kobiece pytanie, wypowiadane zawsze z tą samą rozpaczliwą nadzieją, że znajdzie się sensowna odpowiedź.
JAK ON MÓGŁ???
No, skoro zrobił, to znaczy, że mógł. I żadna boska ręka nie wychyli się z nieba, żeby drania przykładnie ukarać, zaręczam.
Obiecał, że będzie kochać do śmierci, ale mu przeszło. Teraz obiecuje to samo, ale innej.
Starał się, ale nie dał rady opiece nad chorym dzieciakiem. Póki sił starczy, ale nie starczyło.
Zrobił karierę, albo duże pieniądze i musi wymienić starą żonę na młodszy model, bo model lepiej go rozumie i bardziej pasuje do logo firmy.
Powód jest nieważny, ważne jest to, co Ty możesz i potrafisz z tym zrobić.
Ale jak on mógł?
No co ci mam powiedzieć? Mógł. Bo ma pieniądze, władzę i przyzwolenie społeczne na to, żeby mógł.
Cała Polska ostatnio śmiała się ze zdradzanej żony posła, która wymyśliła sobie, żeby posłowie podpisywali klauzulę moralności. A mnie jej było żal. Następna, która żąda od świata, żeby był taki jak POWINIEN. Powinniśmy być mądrzy, dobrzy i nie krzywdzić się nawzajem. Ale to robimy. Nawet jeśli wcześniej obiecywaliśmy, że nie będziemy. Nie chodzi o to, że masz nikomu nie ufać, stracić wiarę w miłość i zgorzknieć. Jak mówi Desiderata, wielu ludzi dąży do wzniosłych ideałów i wszędzie życie pełne jest heroizmu. Chodzi o to, żebyś miała równe szanse, prawa i mogła decydować o sobie. A jakości twojego życia nie określał fakt bycia kobietą. Co tam kobietą. Matką. Matką -Polką. Tym idealnym bytem, obiektem zbiorowej, męskiej fantasmagorii. Zdolną do niewiarygodnych poświęceń, wzorującą się na Matce Boskiej, tylko bez aniołów na usługi.
Żeby prawo było po twojej stronie, kiedy jesteś ofiarą gwałtu, a nie uważało, że się źle ubrałaś. Albo wyszłaś na miasto o złej godzinie. Albo nie pilnowałaś drinka.
Żeby partner wkładał taki sam wysiłek we wspólne gospodarstwo, a jeśli cię zostawia z dziećmi, to płacił przyzwoite pieniądze i wywiązywał się ze swoich obowiązków.
Żeby szef nie uważał, że ma prawo przy tobie opowiadać niewybredne żarty. Albo klepać cię po tyłku.
Żebyś miała dostęp do antykoncepcji, a nie aptekarza, który zasłoni się klauzulą sumienia.
Żeby emerytura, jeśli kiedyś podzieliliście role tak, że on pracuje, a ty zostajesz w domu z dziećmi, była potem dzielona przez dwa.
Ja wiem, ty nie jesteś żadną feministką.
Na pewno?