Profesor Philip Zimbardo, autor słynnego “eksperymentu więziennego” i niekwestionowany autorytet w dziedzinie psychologii wydał niedawno książkę p.t “Gdzie ci mężczyźni?”. Książka traktuje o współczesnym kryzysie męskości. Panowie odpływają nam w świat gier komputerowych i filmików porno, nie mają ambicji, ani siły do rywalizacji z coraz lepiej wykształconymi koleżankami. Muszę odnotować, że dużo wcześniej podobne tezy postawił nasz rodzimy, bardzo zdolny socjolog Tomasz Szlendak w książce p.t. “Leniwe maskotki, rekiny na smyczy”. Moim skromnym zdaniem ta druga książka jest dużo ciekawsza i bardziej odkrywcza, ale nie mnie to oceniać.
W każdym razie obaj autorzy biją na alarm, że współcześni mężczyźni nie potrafią odnaleźć się w nowym świecie kultury konsumpcyjnej. Nie chcą, albo nie mogą nadążyć za szybko rozwijającymi się kobietami. Więc wycofują się na, z góry upatrzone, pozycje przy konsoli do gier i mają w nosie. Przewija się problem nieobecnych ojców, nadopiekuńczych matek i zagubienia w świecie przystosowanym do potrzeb kobiet. Świecie centr handlowych, w których my czujemy się jak ryba w wodzie, a facet jest sfrustrowany, znudzony i męczy się jak potępieniec. Brakuje lądów do odkrycia, gór do zdobycia i lwów do upolowania.
No coś w tym jest. Kryzys męskości widać gołym okiem. Chociaż upierałabym się, że jedna kwestia badaczom umyka. Podejrzewam, że procent tych, którym się chce, wcale tak bardzo się nie zmienił. Wciąż mamy mężczyzn, którzy zdobywają to i owo, przepływają kajakiem ocean, badają bieguny. Projektują i budują niesamowite budynki, mosty i statki kosmiczne. Byli i są.
Skąd zatem te rzesze mężczyzn pozbawionych ambicji intelektualnych i materialnych, tych wycofanych i wybrakowanych? Spędzających czas na wirtualnych wojnach i w wirtualnych salonach rozpusty? Zaryzykowałabym śmiałą tezę, że również byli i są. Tylko dawniej szybko ginęli. Biedni pochodzeniem i intelektem zostawali mięsem armatnim niezliczonych wojen gnębiących ludzkość. Bogaci i wykształceni dowodzili, biednym i bystrym jakoś udawało się przetrwać. Bogatych i mało rozgarniętych upychało się na politycznych i kościelnych synekurach, zupełnie tak samo jak dziś. A biedni i niezbyt lotni ginęli tysiącami. Teraz nie mają okazji. Wojna stała się wyspecjalizowanym biznesem. Mówię o cywilizacji zachodniej. Czyli tej, w której mamy do czynienia z owym kryzysem. Armie współczesnych społeczeństw to wykształceni specjaliści. Można prześledzić dane. W akcjach zbrojnych ginie tak naprawdę niewielu żołnierzy w porównaniu ze średniowiecznymi hekatombami, zachowując proporcje. Ostatnia wielka rzeź zachodnich społeczeństw miała miejsce 70 lat temu. Nie żebym tęskniła za wojną. Za to coraz wyraźniej widać, że tęsknią za nią ci, którzy czują się przegrani i nieprzydatni. Którzy intelektualnie nie nadążają. Którym odebrano przewagę wynikającą z samego faktu posiadania chromosomu Y. Myślę, że to groźne. I raczej nie sądzę, żeby pomogły warsztaty rozwojowe dla mężczyzn, bo ten typ mężczyzny wcale nie chce się zmieniać, ani rozwijać. Oni chcą wrócić do swojego świata. Świata męskiej rywalizacji i dominacji. Tej najprostszej, na poziomie kibolskiej ustawki. Jeśli nie chcemy mieć wojny na Ziemi, to może jednak dobrze byłoby ich wysłać w Kosmos? Niech kolonizują Marsa.
Czasami mam wrażenie, że miejsce wszystkich mężczyzn jest na orbicie. Niech wracają, skąd przyszli, na Marsa 🙂 A my będziemy mieć wreszcie święty spokój 😉