Pewien bystry mój kolega pokusił się o diagnozę słynnego “szklanego sufitu”, czyli niewidzialnej przeszkody blokującej kobietom wejście na szczyty władzy, kariery, czy o czym tam sobie marzą.
Jego zdaniem, kiedy już dochodzi do walki o najwyższe stołki, to mężczyźni, którzy wcześniej ustępowali kobietom jako słabszym, włączają takie same mechanizmy, jakie by włączyli w walce z innymi mężczyznami, a wtedy my, z naszym emocjonalnym podejściem, nie mamy szans.
Czyli oni, w domyśle, stają się zimni, racjonalni i agresywni, a my wpadamy w histerię i po balu. Polemizowałabym. Nie wiem, jak tam jest na szczytach władzy, ale u mnie w gabinecie w histerię wpadają raczej panowie. Co do słynnej męskiej odwagi, też mam zgoła odmienne obserwacje. To samo z racjonalnością. Człowiek racjonalny wie, że lepiej zapobiegać, niż leczyć. Większość mężczyzn czeka z wizytą u dentysty na ostatni dzwonek, czyli jak łeb chce urwać z bólu. Chyba, że ich żona wcześniej przyprowadzi, albo chcą odmłodzić uśmiech dla kochanki.
Co do agresji. Ten sam kolega opowiadał mi niedawno, że żołnierze sił specjalnych mają specjalną, tajną instrukcję dotyczącą walki z oddziałami, w których są kobiety. Otóż podobno kobiety należy zastrzelić w pierwszej kolejności, bo, o ile z mężczyznami można negocjować, to kobieca zajadłość nie daje na to żadnych szans.
Co mi zresztą przypomina stary dowcip o selekcji do super bojowego oddziału GRU, czyli rosyjskiego spec wywiadu. Kiedy do ostatniego etapu, po wielu trudnych eliminacjach doszli mężczyzna i kobieta, okazało się, że ostatnim zadaniem jest wejście z pistoletem do pokoju, gdzie czeka współmałżonek i zastrzelenie go z zimną krwią. Pierwszy wchodzi mężczyzna. Po długiej chwili wychodzi spocony, załamany, oddaje pistolet i melduje, że nic z tego, kocha żonę i nie da rady jej zabić. Druga wchodzi kobieta. Słychać kilka suchych trzasków, a potem łomot. Wychodzi mówiąc “Kurna, ślepaki mi daliście, musiałam zaj.. krzesłem”.
Podobne obserwacje dotyczące kobiecej agresji mają naczelnicy kobiecych więzień. I każdy, kto próbował rozdzielić w szkole szarpiące się za włosy koleżanki. Oczywiście, nie wszystkie kobiety dysponują podobną skłonnością do agresji, ale zakładam, że te dążące do szczytów władzy, raczej tak. Co w takim razie dzieje się z walecznością większości dziewczynek?
Zaryzykuję tezę, że gubi nas nasze wychowanie, mające korzenie we wczesnym dzieciństwie. Wychowanie nastawione na to, żeby dziewczynki były przede wszystkim “grzeczne”. Empatyczne i współczujące. Te wszystkie “oddaj Jasiowi łopatkę, zobacz, jak płacze” , “ustąp braciszkowi, ktoś musi być mądrzejszy”, i tak dalej. Wszystkie te ćwiczenia rozwijające empatię i każące liczyć się z pragnieniami i potrzebami małych bliźnich w krótkich spodenkach. I potem nam zostaje. Przecież jak się będziesz pchała do awansu, to kolega gotów się popłakać, a na pewno będzie mu przykro. Zapewne też nie pomaga, niczym na ogół nieuzasadnione przekonanie, że ja się mniej nadaję, a kolega bardziej, bo ON tak uważa. Ale o tym w “Sztuce autoprezentacji”.
Nie oddawaj mu tej cholernej łopatki.