Często spotykam w sieci i w realu młode matki narzekające na postawę współautorów “projektu dziecko”. A że nie pomagają. A że nigdy nie ma ich w domu. A że ważniejsza praca, albo mecz z kolegami niż opieka nad maluchem. Dziewczyny borykają się z obowiązkami czując osamotnienie i gorycz. Nie tak to miało wyglądać, nie na to się umawialiśmy.
No więc po pierwsze-czy na pewno razem się umawialiśmy? Decyzja o produkcji potomstwa była wspólna, czy po prostu podsunęłaś mu pod nos dwie kreski na ciążowym teście, a on się miał ucieszyć i odtąd nosić ciebie i maleństwo na rękach? Co nie nastąpiło, bo wielu facetów czuje się wtedy złapanych w pułapkę i chociaż starają się sprostać sytuacji, to w gruncie rzeczy mają pretensję, i słusznie, że tak ważna decyzja zapadła bez ich udziału. Pewnie, że o antykoncepcji powinny myśleć obie strony, ale umówmy się, to raczej pobożne życzenie wymagać myślenia od faceta poniżej czterdziestki. A i potem różnie z tym bywa. Zwłaszcza w sferze seksu. Im się tu myślenie wyłącza, bo jak wiemy nie mają tyle krwi w organizmie, żeby naraz zasiliła mózg i całkiem inny organ. Nie miej złudzeń. Wpadka oznacza, że to Ty jesteś w ciąży, a nie Wy jesteście. Normalny człowiek chce sam podejmować ważne decyzje, a nie być stawiany przed faktem dokonanym.
Czy ty byś chciała zostać przymusowo zatrudniona na bezpłatnym etacie w kamieniołomie? No właśnie. Zresztą, jakim tam bezpłatnym. Raczej wymagającym sporych nakładów i to przez ćwierć wieku. Podejrzewam, że im bardziej odpowiedzialny facet, tym większy stres.
Jest wielu świetnych ojców, niektórzy nawet prowadzą parentingowe blogi. Przypuszczam jednak, że są to ci, którzy naprawdę dzieci mieć chcieli, a nie zostali zaskoczeni przez życie nie swoimi decyzjami. Zresztą część z tych zaskoczonych, po ochłonięciu, też całkiem dobrze sobie radzi. Mój kolega mawia, że ojciec jest niezbędny jako zewnętrzny nośnik zdrowego rozsądku. Bo matka często bywa zaślepiona swoimi gorącymi uczuciami i nadmiarem opieki robi dziecku krzywdę. Tatuś się aż tak nie rozczula, bo ojcostwo, w przeciwieństwie do macierzyństwa, zawsze na początku jest jednak domniemane. Słusznie matka natura pilnuje, żeby pierworodne możliwie jak najbardziej przypominało tatusia, widocznie te nie przypominające bywały zagryzane. Mężczyzna do roli ojca musi przywyknąć. Niektórym zajmuje to ze dwadzieścia lat. Bardzo pomocne bywają wyjazdy w siną dal i zostawianie potomstwa pod opieką autora projektu. Na tydzień lub dwa. Bez nieustannego monitoringu telefonicznego. Poradzi sobie. A dzieciaki są dosyć odporne, przeżyją.
Ale całkiem spora część jednak nie bardzo się wyrabia. Świadczą o tym statystyki dotyczące alimentów. Spokojna głowa. Przypomni im się, że są tatusiami, kiedy dziecko będzie dorosłe i samodzielne. Wielu mężczyzn odczuwa wzmożony przypływ uczuć rodzinnych tak gdzieś w okolicy pięćdziesiątki. Zapewne ma to związek ze spadkiem sił witalnych i faktem, że świat nie padł im do stóp. A młodsze kobiety na dwuznaczne propozycje robią kółko na czole i proponują ziółka. Wtedy spóźnieni tatusiowie nagle domagają się udziału w projekcie, który realizowany w pocie czoła przez współautorkę, ma się świetnie i może być powodem do dumy. Ba, niektórzy przypominają sobie nawet, że byli kiedyś dawcami w banku spermy. W końcu dorosłe dziecko nie ma na czole tatuażu oznajmującego światu, że tatuś nigdy nie miał dla niego czasu.