Pamiętam taką rozmowę ze szkoły z dwiema koleżankami, z którymi tworzyłyśmy coś w rodzaju paczki. Zeszło, jak to zwykle, na facetów i padło pytanie, czy jedna drugiej by poderwała chłopaka. One obie odżegnały się jak diabeł od święconej wody, że nigdy, ja po uczciwym namyśle powiedziałam, że gdyby mi się naprawdę bardzo podobał, to sorry. W miłości i na wojnie wszystkie chwyty dozwolone. Więc zostałam czarnym charakterem, mimo, że żadna z nas jeszcze w ogóle chłopaka nie miała.
No cóż, życie pokazało, że, jak pisze poetka, “na tyle znamy siebie, na ile nas sprawdzono”. I damskie szlachetne deklaracje można między bajki włożyć. Jeśli idzie o faceta, mało która kobieta zachowuje się lojalnie. Widocznie pokusa stanięcia w rywalizacyjne szranki z “najlepszą przyjaciółką” i wygrania, jest zbyt silna. Tak samo w osławionych “trójkątach małżeńskich” bywa, że nie tyle chodzi o faceta, ile o przepracowanie sytuacji, kiedy rywalizowało się z mamusią o tatusia, w wieku lat około sześciu. Kobiety zatrzymane na tym etapie psychicznego rozwoju bez przerwy będą wchodzić w związki z żonatymi i próbować ich rozwieść, żeby sobie udowodnić, że wygrają z żoną. I biedny facet właściwie jest jak tenisowa piłeczka w damskiej rozgrywce. Zdarza się, że po osiągnięciu celu ukochana traci zainteresowanie i biedny miś zostaje jak głupi z tym rozwodem, parafrazując klasyka.
Wydaje się, że mężczyźni są wobec siebie nawzajem bardziej lojalni stadnie. Owszem, cudze samice jak najbardziej, ale dziewczyna przyjaciela- teren zakazany. Dlatego nie bardzo sprawdza się strategia chodzenia z najlepszym kumplem upatrzonego, bo jeśli nie ma na twoim punkcie absolutnego, likwidującego wszelkie przeszkody, fioła, to raczej nie istniejesz dla niego jako obiekt seksualny. Dobrym przykładem jest tu historia Ginewry i Lancelota. Nielojalność wobec Artura naprawdę była dla Lancelota poważnym problemem, mimo zakochania. Ginewra dużo mniej się przejmowała. A już ewentualną żoną Lancelota nie przejęłaby się, zapewne, wcale.
Całe zjawisko daje się bardzo ładnie uzasadnić na gruncie socjobiologii. Lojalność wobec członka drużyny stanowiła o życiu i śmierci. Kobietom dużo łatwiej było znosić wzajemne niechęci, bo jesteśmy jednak mniej agresywne i wyrywne do zabijania. A ochrona silnego samca zapewniała przetrwanie, niezależnie od poczucia krzywdy tej czy innej koleżanki z jaskini. Zresztą, jeśli mamut był odpowiedniej wielkości, to wyżywiły się wszystkie żony, konkubiny i kochanki.
W dzisiejszych czasach, kiedy same sobie polujemy, to jednak odradzałabym wchodzenie na teren przyjaciółki. Mężczyźni mają coraz krótszy termin przydatności do spożycia, a trudno o fajną koleżankę. Kobiety są pamiętliwe i nawet po latach nie daruje ci robienia słodkich oczu do narzeczonego z szóstej klasy.
Nie warto.