Od wydania książki Nancy Etcoff pod tym tytułem minęło już 12 lat, a temat jakby coraz bardziej aktualny. Bardzo dobrze widać to choćby w czasie trwającego właśnie Mundialu, na którym piłkarski kunszt zawodników czasem mniej rzuca się w oczy niż kunszt zawodowy ich osobistych fryzjerów. A już zwłaszcza, jak chodzi o naszą reprezentację. No, ale skoro najważniejszą kwestią jest pozyskanie jak najkorzystniejszych konraktów reklamowych, to jest to raczej zrozumiałe. Rozczochranych nie biorą.
Z książki wynika, podumowując bardzo ogólnie, że lepiej być pięknym. Z wielu powodów. Przystojni mężczyźni korzystając z tzw. efektu aureoli uchodzą za zdolniejszych i szybciej robią karierę niż brzydale o tym samym potencjale umysłowym. Piękne kobiety łatwiej wychodzą za mąż, choć tu bym polemizowała, czy to zawsze taka korzyść. Do pięknych mamy większe zaufanie, bardziej ich lubimy i nawet niemowlęta mają tu już swoje preferencje.
Czyli w zasadzie mogłoby się wydawać, że nasza cywilizacja podąża w słusznym kierunku, bo medycyna estetyczna, przemysł kosmetyczny, sale fitness i cudowne diety powodują, że jesteśmy coraz ładniejsi. Nawet jak ktoś wyjściowo ma pod górkę, to ciężką pracą i aparatem ortodontycznym może zdziałać cuda.
Ale. Nie zapominajmy o eksperymencie Johna Calhouna. Dostarcza nam on wielu cennych wskazówek i poważnych ostrzeżeń. Przypomnę w dużym skrócie. Ów amerykański etolog przeprowadził mianowicie eksperyment na myszach, który śmiało możemy nazwać eksperymentem społecznym. Zamknął 4 pary myszy i zapewnił im idealne warunki funkcjonowania. Optymalna temparatura, pożywienie, woda, materiały do budowania gniazd. Żadnych wrogów, zero stresu. Jednym słowem- myszki miały wszystko, czego trzeba do komfortowego życia. Populacja najpierw rosła, potem już się myszom nie chciało mieć dzieci, kończy się to wszystko masowym wyginięciem.
Mnie zainteresował jeden z końcowych etapów. Mianowicie badacz zauważył, że któreś tam kolejne pokolenie samców (!) jest bardzo, w mysich standardach, przystojne, ale niezwykle skoncentrowane na sobie, a do tego nieopisanie głupie. Niezainteresowane światem zewnętrznym, skupione głównie na pielęgnacji futerka. Nawet kopulacja niekoniecznie im była w mysich główkach, raczej sport, dieta i nienaganna fryzura.
Czyli jednak lepiej z tą urodą nie przesadzać. Bo będzie jak z dinozaurami. Podchodzi taki piłkarz do leżącego po niby- faulu na boisku kolegi i pyta; “Co robisz?”
“Wyginam”.
Ale ciekawy ten eksperyment z myszkami, aż polatałam po sieci, żeby dowiedzieć się więcej (niż w tym tekście z linka). Zatrważające podobieństwo do człowieków. Trochę śmieszne, a trochę straszne.
ssaki jak my 🙂
Fajny wpis. Tylko ja bym powiedziała, że u ludzi to i kobiety i mężczyźni (duża ilość) są ,,za bardzo skoncentrowani na pielęgnacji futerka i nieopisanie głupi.” Poczynając od Lewandowskiej i Siwiec. Także to chyba nie tylko o facetów u nas chodzi a o obie płcie. W końcu jak ktoś stoi i mierzy biust albo tyłek z linijką i robi operacje jak Honey bo brewka krzywa to Nobla raczej nie będzie. Ani żadnej pasji…
zgadzam się, ale u samic ma to jeszcze jakieś uzasadnienie socjobologiczne…
U samców w sumie też. Bez przesady ale tragicznie brzydkiego z wyglądu i z charakteru też normalna samica nie zechce. Tylko ludzka 🙂