Mdli mnie już od tłumaczenia różnym mądralom odżegnującym się od feminizmu, że nie chodzi w nim o to, żeby kobiety kopały węgiel, a mężczyźni szydełkowali. Choć, oczywiście, mogą, jeśli mają ochotę. Słucham, albo czytam wynurzenia kolejnego bałwana, któremu nie chce się myśleć, za to ma jedynie słuszne poglądy i w duszy rodzi mi się złośliwy chichot.
Bo wiecie, kiedy przychodzi otrzeźwienie na tych wszystkich wyznawców poglądu, że kobieta “winna być wypoczynkiem wojownika”? Że jako istota z natury słabsza powinna oddać się panu i władcy w opiekę, powierzyć mu kierowanie swoim życiem, za dużo nie dyskutować, a najlepiej nie mieć własnego zdania? Siedzieć w domu z dziećmi, troszczyć się wyłącznie o rodzinę i wygodę jej żywiciela? I jeszcze najlepiej być ślicznym breloczkiem przy kluczykach do mercedesa? Takim, którego zazdroszczą koledzy i którym można się pochwalić na firmowej imprezie?
W chwili klęski. Nagle dobrze dotąd prosperująca firma pada, albo zwalniają z korpo kopniakiem w cztery litery. I okazuje się, że jednak lepiej byłoby u boku mieć myślącą samodzielnie, silną kobietę, która potrafi być oparciem, a nie jedynie zachwyconym bluszczem.
Bo taki bluszcz, co może zrobić? Najwyżej przebluszczyć się na bardziej stabilną podporę, jeśli atrakcyjność pozwala. Zupełnie jak Angela w “Psach”, która przy gorszej passie po prostu “przepisała się” z Franza na Ola i tyle ją widzieli.
A jak tzw. “warunki”nie pozwalają, bo się jednak kobiecina zapuściła między kuchnią i dziecinnym pokojem, to jak takiej powiedzieć, że jej dotychczasowa życiowa opoka właśnie się sypie? W 19-stym wieku bankrut, który tracił możliwość utrzymania rodziny, strzelał sobie w łeb i już nie musiał patrzeć jak jego żona i dzieci stoją w kolejce po zupkę dla biednych. Jest taki wątek w “Ziemi Obiecanej”, bardzo dydaktyczny, polecam patriarchalnym mądralom. W 21 -szym wieku panom pozostaje stopniowe zapijanie się na śmierć, albo szybki zawał.
I w takich momentach do niejednego zakutego łba dociera właściwy sens feminizmu, równouprawnienia i dzielenia odpowiedzialności. I że fajnie jest mieć u boku kogoś, kto przyjmie nas także słabych i przegranych. Ba, nie tylko przyjmie, ale będzie potrafił udzielić wsparcia. Nie przerazi się, nie wpadnie w depresję, tylko po prostu przejmie chwilowo obowiązki i odpowiedzialność, także finansową. Ma wykształcenie, dobrą pracę i potrafi być też finansowym filarem rodziny, a nie tylko lepić pierogi i ładnie wyglądać.
Prawdziwy wypoczynek wojownika umożliwia właśnie feminizm. Kiedy można zdjąć zbroję i nie trzeba udawać wiecznego twardziela. Przeżywać każdą emocję, a nie tylko złość. Bo jedynie na agresję pozwala sobie “prawdziwy mężczyzna”, a każdy, który się boi, albo wzrusza to dla niego frajer i “miękka faja”.
Wyzwolenie kobiet nie polega na tym, że mamy się zamienić we wściekłe furie rozliczające mężczyzn za prawdziwe i urojone krzywdy oraz ucisk pokoleń kobiet. Chodzi o to, żeby obie płcie, wyzwolone z okowów stereotypu i sztywnych ról, mogły osiągnąć pełnię człowieczego potencjału.
Pierogi można kupić. Partnerstwa nie.
Pełnię człowieczego potencjału – proponuję w ostatnim zdaniu. Będzie mocniej i w porządku logicznym większym.
ok, dzięki, już poprawiam 🙂
SILWU PLE 🙂
Ja mam czasem wrażenie, że to kobiety same bardziej chcą (nie wiadomo w sumie czemu) być wypoczynkiem niż mężczyźni tego wymagają. Są i tacy wygodniccy faceci i to sporo o których Pani pisze (z takimi nie warto się zadawać) ale są też i niewiasty (i to też sporo), które się nie widzą w innej roli choć czasami to facet wolałby być ,,jej wypoczynkiem” i mieć koło siebie silną kobietę. I to jest przykre, że te kobiety to sobie robią i jeszcze jak inne odstają to zaraz hejt leci 🙁 No ale to te ,,chińskie stópki”.
Chinskie stópki i zwykłe lenistwo też czasami 🙂
Zgaduję, że cały szereg “kontrowersji” bierze się z fuzji siły stereotypów z jednej strony, z drugiej zaś z notorycznie niejasnych “pojęć” potocznych, które mają tysiące skojarzeń, rozumień i wykładni. Innymi słowy: 2-3 stulecia (może ciut mniej?) i się samo ustoi i wygładzi 🙂
No to sobie poczekamy 🙁
W porównaniu do ulubionego argumentu (i “argumentu”) w tutejszym blogu – parafrazując – “neolityczne zaprogramowanie”, to 2-3 wieki mniej jest niż błysk ciupagi. 🙂