Podobno to ulubiony kawał Daniela Olbrychskiego. Zapytano ślepego dżokeja, czy weźmie udział w Wielkiej Pardubickiej. Na co ten odpowiedział “Nie widzę przeszkód.” Założę się, że każda z płci nieco inaczej odbierze w pierwszej chwili tę grę słów.
Bardzo dobrze ten dowcip ilustruje jedną z fundamentalnych różnic między kobietami, a mężczyznami. Dla uspokojenia tych, które zaraz powiedzą, że ich to nie dotyczy, dodam, że zachowania typowe dla danej płci nie muszą dotyczyć wszystkich przedstawicieli, ale występują na tyle często, że właśnie da się je wyodrębnić jako typowe.
Czyli mężczyzna pytany, czy coś umie zrobić, na przykład gotować, to jeśli nigdy wcześniej tego nie robił, a nie jest typem barona Munchhausena, to odpowie uczciwie “nie wiem”. Spróbuje, to się dowie. I jeśli za pierwszym razem nie spali pieczeni na węgiel, to przyjmie koncepcję, że ma do pichcenia najwyraźniej wrodzony talent. Dodam na marginesie, że jeśli sama nie przepadasz za kręceniem się po kuchni, to drobne wzmocnienie tego przekonania pochwałą może zdziałać cuda.
Kobieta w analogicznej sytuacji, zapewne odpowie, że nie. A nawet jak robiła, ale tylko głupie kilkaset razy, to przecież dopiero ćwiczy, a umieć to będzie, jak wygra Masterchefa.
Co więcej, każda porażka w drodze do celu utwierdzi ją w tym, że:
a )nie ma do tego talentu
b) nie nadaje się
c) inni to robią dużo lepiej
Nad każdym błędem będzie ubolewać w nieskończoność, bo co jak co, ale skłonność do płakania nad rozlanym mlekiem mamy chyba w DNA. Do dzisiaj potrafię katować się myślą, że w liceum wybrałam niemiecki, zamiast kontynuować angielski z podstawówki i w efekcie nie umiem żadnego z dwóch, bo niemiecki mi się nie przyjął na mózgu, a angielski za porzucenie mści się do dziś. Sensu w tym za grosz, ale ile można się samoubiczować aż miło.
Typowy mężczyzna błędów nie popełnia. No way. Trochę mu to przeszkadza się na nich uczyć, ale per saldo jest do przodu, bo nie strzela sobie w kolano samokrytyką. On się nie myli.
On po prostu testuje alternatywne metody osiągnięcia celu.
To o wiele lepsza strategia i ja bym tu radziła brać przykład.
A już zwłaszcza mężczyzna nigdy nie błądzi w terenie, co miałam okazję przetestować wczoraj na rowerze, nadkładając 7km. I lepiej nie dopytywać głupio, co się stało i czy daleko jeszcze. Chyba, że się lubi awantury w stylu włoskim i porzucenie na pastwę losu w środku lasu. W sumie można by poczekać na przystojnego gajowego, ale jak się trafi Baba Jaga?
Mężczyzna nawet jeśli sam przed sobą przyzna się do porażki, to na pewno nie będzie się z nią obnosił publicznie, co kobiety, jak się wydaje, uwielbiają. Kiedy słucham kolejnej listy nieszczęść dotykających jakąś koleżankę, zawsze zastanawiam się, po co robi sobie publicznie ten PR ofiary losu. No ja wiem, psychologia mi to zaraz ładnie uzasadni potrzebą uzyskania tzw. “głasków”, czyli dowodów współczucia, zainteresowania i wsparcia. I najlepiej do tego taryfy ulgowej na przyszłość, bo “jestem taka malutka i biedna”. I wszyscy mnie skrzywdzili, a teraz czekam, aż świat mi to wynagrodzi.
No to sobie poczekasz.
Kobiety (a przynajmniej te z mojego otoczenia) bardzo też lubią narzekać na innych ludzi (zwłaszcza kobiety, które się nie dały i nie usługują rodzince) i wychwalać te ,,pracujące kury domowe” (bo niepracujące też są be). Aż mdli od tego.