W WO obszernego wywiadu udzieliła Weronika Rosati, opowiadając dzieje swojego burzliwego związku z wybitnym warszawskim ortopedą.
W skrócie. Dziewczyna uległa ciężkiemu wypadkowi, pan był jej lekarzem, a potem się w sobie zakochali gorąco. Pan już miał jedną żonę, a z nią dzieci, miał też kilka innych pań i dzieci z nimi. Wiadomo, że jak człowiek tak gania z dyżuru na dyżur, to nie zawsze do własnego domu trafi, każdy to zrozumie. Weronice zadeklarował ortopeda miłość dozgonną i wierną, para zamieszkała razem, a wkrótce owoc miłości zakwilił w kołysce. Związek okazał się jednak być przemocowy, więc para się rozstała, a Weronika postanowiła odtąd walczyć o prawa samotnych matek. Uff.
Wierzę Weronice. Trochę mnie tylko zastanawia, czemu się dziewczyna niczego nie uczy na błędach, bo już się raz nacięła na Andrzeju Żuławskim, więc powinna mieć niejakie pojęcie o metodach wyliniałych lwów salonowych na uwodzenie młodych dziewczątek. Trochę ją tłumaczy trauma powypadkowa i specyficzna nić zaufania łącząca pacjentkę z lekarzem. Notabene pan doktor powinien chyba beknąć przed Izbą Lekarską za nieetyczne zachowanie, ale kto by sobie w Polsce zawracał głowę takimi amerykańskimi wymysłami. U nas najważniejsza jest aborcja.
Natomiast nie sądzę, że wiele wskóra. Skoro u doktora leczy się cała celebrycka warszawka i prominentni politycy, to jedynym efektem tego szumu będzie zapewne koniec kariery panny Rosati. Wiadomo jak trudno o dobrego ortopedę, a nikt nie wie, kiedy mu się nóżka powinie. Łatwiej o zastępstwo dla skompromitowanego producenta filmowego czy aktora, niż chirurga-wirtuoza. A najłatwiej zastąpić jedną drugorzędną aktorkę inną panienką marzącą o karierze.
Co z tego dla nas, drogie wiedźmy? Po pierwsze. Jest taki fajny tekst- uważaj na swoje myśli, stają się czynami, uważaj na swoje czyny, stają się charakterem. Jeżeli facet ma pięćdziesiąt lat to naprawdę warto wziąć pod uwagę jego życiorys, zamiast naiwnie wierzyć w to, że jesteśmy tą jedyną, dla której on się zmieni. Jak to mówią, pycha kroczy przed upadkiem.
A po drugie, wielka szkoda, że dziewczyny nie stawiają w życiu bardziej na tzw. twarde kompetencje i zamiast wzdychać do tego jedynego, nie uczą się biologii, chemii, informatyki, albo języków. Oraz sztuk walki. Co zapytam jakąś małą pacjentkę, to nieodmiennie słyszę, że chce być piosenkarką, albo aktorką. Kolejki na castingi do idiotycznych telewizyjnych programów ciągną się po horyzont, a na Politechnice nawet stypendia nie pomagają przyciągnąć kandydatek.
I potem te tłumy panienek, których jedyną życiową kompetencją jest ładny wygląd stają się łatwym łupem dla podstarzałych lowelasów z grubym portfelem.
Bardzo popieram akcję #metoo i wszelkie inne walczące z przemocą wobec kobiet. Choć moim osobistym ideałem w kwestii reakcji na męską przemoc pozostaje nieodmiennie Lizbeth Salander. A jeszcze bardziej wierzę w to, że możemy stawać się na tyle silne, że facet nawet nie pomyśli o stosowaniu przemocy. A nabycie konkretnych umiejętności zwykle w tym pomaga.
Także ten. Ćwiczmy, moje drogie. Na przykład na strzelnicy.
To samo sobie myślę już parę lat 🙂 Nawet nie chodzi o zawód typu aktorka czy piosenkarka bo np. dawne piosenkarki czy aktorki mają klasę i faktycznie zdolne i silne (pomijam Hollywood i tego typu małpiarnie). Raczej chodzi o to by nie być ,,głupim dziewczątkiem”. Bo znam i jedną taką ,,lekarkę” u siebie w miejscowości. Tytuł ma tylko nie wiem za co 😉
Sa aktorki i aktorki, nie sadzę, że ktokolwiek próbowałby uderzyć Jandę. Chodzi mi bardziej o to, że liczy się to co wiesz i umiesz, a nie to -jak wyglądasz. Ale powiedz to nastolatce..
O to mi chodziło właśnie 🙂 Całe społeczeństwo ,,robi złą robotę” żeby dziewczynom wyprać mózgi.
Mi się zdaje, że to po części schemat, który dziewczyny widzą w wielu miejscach społeczeństwa, na ulicach, na stronach internetowych, w gazetach, od bliskich. A druga sprawa to, że często wszechwiedząca część męska (czasem razem z wykładowcami) zniechęca dziewczyny na politechnikach. Moja koleżanka opowiadała, ze u niej na roku był doktorek, który na każdym wykładzie opowiadał ohydne żarty i umniejszające aluzje i to wyłącznie o dziewczynach a nie np. żarty o studentach w ogóle czy coś. A wszyscy z tego ryczeli śmiechem, oprócz jednego chłopaka, który bronił dziewczyn. To jeszcze dostał owal od tego idioty-doktorka. Dziewczyny chyba wolą dziewczęce towarzystwo w koleżeństwie i tam, gdzie jest mało dziewczyn i czują się niepewnie, zwyczajnie nie pójdą. A przynajmniej część. No i nie po to się uczą żeby słuchać ,,od czego są”.
I tu ogromna rola kobiet, które są silne, wykształcone i mądre, żeby te młode czarownice wspierać i dopingować, Po to my Wiedźmy właśnie jesteśmy :-)Trafiłby na mnie taki doktorek, to by cienkim głosem śpiewał..
A jeśli chodzi o postacie takie jak Lizbeth Salander to bardzo mi ich brakuje w polskiej twórczości. Niby teraz pojawia się więcej silnych kobiet w polskich książkach, czy nowych serialach m. in. kryminalnych, ale nie tylko. Jednak wciąż jest ich mało. I tzw. ,,główny nurt” oraz zwyczajne społeczeństwo nie za ciepło je przyjmuje, chociaż tyle teraz się mówi o tych silnych i zaradnych kobietach. Mam czasem wrażenie, że te kobiety w np. polskim serialu są wsadzone gdzieś jakby na siłę i że w rzeczywistości relacja i szacunek, jakim darzą je faceci w filmie, nie miałaby miejsca…
na szczęśćie w życiu da się ten szacunek wywalczyć 🙂