Pisałam kiedyś o pięknym powitaniu z Pandory, czyli “Neytiri, I see you”. Zamiast banalnego, choć miłego “Dzień dobry”, mieszkańcy Pandory patrzyli sobie głęboko w oczy i oznajmiali drugiemu, że go widzą.
Mniej więcej o to chodzi w partnerskich związkach, tak ja uważam. Oczywiście nie tylko, ale podziałem obowiązków zajmiemy się kiedy indziej.
Związek patriarchalny, polegający na sztywnym podziale ról zamyka nas w określonych schematach i sztywnym gorsecie tradycji, tak wychwalanej pod niebiosa przez zwolenników konserwatywnej wizji świata. Jakby samo słowo “tradycja” cokolwiek uświęcało. Bo przecież kształtowało się długo, to musi być dobre. Jak węgiel. Tradycyjnie wycina się też łechtaczki małym dziewczynkom w Afryce. Lubię ewolucję, ale nie przesadzajmy, szyja żyrafy jest trochę za długa i ciężko jej patrzeć w smartfona. Żarty żartami, ale wyszliśmy już z pewnych zależności i obecnie niekoniecznie najważniejsze jest, czy facet dobrze strzela z łuku.
Ad rem.
Więc kiedy ten gorsecik tradycji ubieramy, to trochę wchodzimy na scenę swojego życia żeby odegrać konkretną rolę i niekoniecznie ta rola pozwala nam być po prostu sobą. Trzymając się wyuczonych schematów chcemy sobie zapewnić sukces i bezpieczeństwo. Oraz spełnić społeczne oczekiwania. Publiczność zaś patrzy i ocenia, czy dobrze realizujemy scenariusz. I nagradza oklaskami lub wygwizduje. Pan patrzy, pani patrzy, społeczeństwo patrzy.
Facet zostaje wtłoczony w rolę głowy rodziny czyli szefa wszystkich szefów. Oraz ojca dyrektora, naczelnego inżyniera i rekina giełdy równocześnie. I nawet jak talent do fiansów ma taki sobie, to stara się to brać na klatę i sprostać. Zaznaczam, że mówię tu o osobnikach tzw. odpowiedzialnych, a nie o patologii uchylającej się od płacenia alimentów.
Kobieta zostaje opiekunką domowego ogniska, kucharką i pielęgniarką, nawet jeśli jej instynkt opiekuńczy oscyluje wokół zera, a talenty kulinarne pozostawiają wiele do życzenia.
I nie widzimy tak naprawdę drugiej osoby, tylko stosowne ramki, do których ktoś został wtłoczony. Wszystko, co mogłoby odstawać i nie pasować, zostaje skutecznie przyczesane i przycięte. Ona jest odpowiednio kobieca, on zaś wystarczająco męski. Wielbiciele kina czarno-białego mogą odetchnąć i poczuć wyższość nad zwolennikami tęczy.
Oboje czasami męczą się jak potępieni, ale tradycji staje się zadość, a mamusia i teściowa już się szykują do lulania wnuków.
A co z nasza tęskonotą, żeby w związku być po prostu przyjętym? Takim, jakim się jest?
Konserwatyści szermują argumentem o naturalnym podziale i straszą babami na traktorach. Albo odgrzewają nieśmiertelny idiotyzm o tym, że feminizm kończy się, kiedy trzeba wnieść lodówkę na czwarte piętro. Z czego by wynikało, że jednoręki nie może być męski.
Dla mnie równouprawnienie nie polega na tym, że muszę wyrwać mu siekierę, kiedy rąbie drwa do kominka i udowodnić, że ja też potrafię. Może potrafię, może nie potrafię, może on to robi lepiej, a w dodatku lubi. A może trzeba wynająć drwala, bo oboje mamy ręce pianisty i szkoda paluszków. Po prostu możemy to ze sobą UZGODNIĆ. Tyle, że potrzebna jest komunikacja w związku i zgoda obojga na to, że nic nie jest z góry narzucone i ustalone raz na zawsze.
Widzę tu dwa problemy. Z jednej strony ten już wspomniany, że mężczyźni nie chcą zmian, bo im było dobrze. Wygodnie. A przynajmniej niektórym. A głównym męskim patronem, do którego zanoszą co dnia swe modły jest św. Spokój. Zmiany to początkowy chaos, trudności i niepewny wynik. No i trzeba ROZMAWIAĆ. A tu taki fajny mecz w telewizji. I ktoś mógłby podać to cholerne piwo.
Ale jest jeszcze druga strona medalu i tu kamyk do naszego ogródka. Kobiety zawsze chcą WIĘCEJ. Jak sama dobrze zarabia, to niech on zarabia jeszcze lepiej. Żeby ona się czuła bezpieczna. Niech ją odciąży w domu, ale niech to nie zaważy na jego karierze zawodowej. Niech bierze udział w porodzie, ale niech jedzie też na międzynarodową konferencję do Stanów. A po drodze żeby wygrał maraton. Odpisując na wszystkie sms-y.
Od siebie też chcemy, oczywiście, wszystkiego. Perfekcyjna Pani Domu skrzyżowana z supermodelką, a w prawej ręce nagroda Nobla. W lewej dziecię u piersi, na głowie koszyk z obiadem.
I znowu przestajemy widzieć człowieka, tylko oceniamy osiągnięcia.
I byłoby miło obudzić się któregoś ranka na Pandorze.
Neytiri, I see you.
Zadanie drugie. Słuchamy piosenki Kory “Po prostu bądź”
To mój tata chyba jest feministą chociaż o tym nawet nie wie. Chociaż nie popiera Femenu bo twierdzi, że to żadne akcje jak się pokazuje piersi i nic z tego dla kobiet nie wynika (w sumie ja też tak uważam, akcja musi dać reakcję i być sensowna). Ale twierdzi też, że dziewczynie może się przydać umiejętność jazdy ciągnikiem, tak jak facet powinien umieć sobie uprać gacie i zrobić obiad i nie ma czegoś takiego jak biologicznie przypisane (akurat te kulturowe) umiejętności żeńskie albo męskie. Są faktycznie biologiczne np. facet nie urodzi dziecka, kobieta statystycznie podniesie mniejszy ciężar (ale to jej nie czyni gorszej). Za to mama uważa ,,jak to facet/baba” – czyli niewykonalne…
Jest trochę mądrych facetów na tym świecie 🙂