Jeśli patrzysz w lustro i ono NIE wita cię o poranku promiennym uśmiechem, tyko wyrazem zmęczenia i rozgoryczenia, ryjącym, rok za rokiem, coraz głębsze bruzdy na twojej twarzy, zwane w światku kosmetologii, jakże znacząco i obrazowo –“doliną łez” i “bruzdami marionetki”, to ten blog jest właśnie dla Ciebie.
Nie, wcale ci się nie wydaje, jesteś potężnie robiona w konia, a twoje chandry, depresje, doły i melancholie nie wynikają z tzw. humorów, czyli babskich niepojętych hormonów, tylko z faktu, że jesteś wykorzystywana, przemęczona i nadmiernie obciążona odpowiedzialnością. Do tego jesteś wychowywana od niemalże niemowlęctwa.
W naszym kochanym, słowiańsko-łagodnym społeczeństwie, które nieodmiennie stara się kobiety traktować jak lekko niedorozwinięte intelektualnie dzieci, którym można narzucić niezliczoną ilość obowiązków i powinności, a odmówić wszelkich praw, a zwłaszcza do decydowania o sobie. I to się na ogół dosyć długo udaje, w wielu przypadkach nawet “full time of life”, bo daremne żale na łożu śmierci są bez znaczenia i nikt nie odda ci ani sekundy z czasu spędzonego na spełnianiu cudzych oczekiwań. A tych oczekiwań jest wiele, bardzo wiele, starczy na całe życie.
Najpierw jesteś grzeczną córeczką, przynoszącą do domu świadectwa z paskiem i odwalającą robotę za siebie i braciszka Jasia, który beztrosko rżnie w gałę z kolegami. Potem łapiesz swojego królewicza na białym koniu i ze szczęścia, że ktoś cię w ogóle chciał (ciebie? cud!) odwalasz za niego całą robotę przy wspólnych dzieciach i we wspólnym domu, dokładając, oczywiście, kasę z jakiejś twojej, mało ważnej, pracy.
Bo twoja praca zawsze jest mniej ważna niż JEGO, choćbyś ty była kardiochirurgiem, a on kierowcą taksówki.
Kiedy bezpłatny etat matki i żony już wyssie z ciebie wszelką energię i zaczynasz się rozglądać za zieloną łączką do poleżenia w słonku, znienacka na przygarbione plecy wskakują ci rodzice i teściowie, ze swoją niekończącą się listą niezbędnych badań, wizyt lekarskich, chęcią spędzania wszelkich możliwych świąt u ciebie i urlopów wspólnie. To się rozumie samo przez się, że jesteś zobowiązana do wdzięczności, a sąd w razie czego zasądzi ci alimenty nawet na tatusia, którego widziałaś na oczy trzy razy w życiu, w dodatku w stanie nietrzeźwym.
Jeszcze żyjesz?
No to podrzucimy ci wnuki na wychowanie! Przecież to twój psi obowiązek, i w ogóle to musisz się zakochać od pierwszego wejrzenia, te cudne nóżki, paluszki, chyba rozumiesz, że młodzi chcą coś mieć z życia.. Oczywiście, za darmo, no przecież na nianię ich nie stać, a babcia pod ręką.
Dostajesz ataku paniki kiedy w telewizji pojawiają się reklamy kawy Jacobs z choinką w tle, a ataku torsji, kiedy z radia wylewają się pochwalne hymny na cześć kochanych mam w Dniu Matki? Może chciałabyś swoje życie dla siebie?
ZOSTAŃ WIEDŹMĄ
Weź swoje życie w swoje ręce, nie czekaj na zbawcę, który cię urządzi, ani nie szukaj akceptacji grając cudze scenariusze.
Chcesz to ci opowiem jak zdobyć krem Małgorzaty, tej, która zakochała się w Mistrzu, wsiąść na miotłę i dziko szczęśliwa polecieć na bal.
Bo może się tak stać, że jeżeli w porę nie przejdziesz przemiany, to zamiast wesołą wiedźmą, czyli tą, która WIE , zostaniesz starą babą -jędzą, która siedzi na kanapie i wszystkim wszystko ma za złe.
A więc…
Po pierwsze musisz zdobyć krem, który zetrze z twojej twarzy wyraz wiecznego rozgoryczenia i zawodu, że nic nie wygląda w twoim życiu tak, jak sobie wyobrażałaś czytając bajki kończące się nieśmiertelnym “a potem żyli długo i szczęśliwie”.
Do dzieła
Wersja 1
Sporty ekstremalne
Jeśli twój książę już dawno z powrotem zamienił się w żabę, przynajmniej w twoich oczach, bo gwarantuję, że od czasu do czasu inne oczy wpatrują się w niego z uwielbieniem, a ty słyszysz o przedłużających się zebraniach w pracy i nagłych delegacjach, to nie zwlekaj- zapisz się na dowolny kurs sportu ekstremalnego: paralotnie, nurkowanie, wspinaczka, narty (nieekstremalne,ale też działa). A może idź na strzelnicę, albo odśwież zapomniany patent żeglarski ze studiów. Czy co tam cię kiedyś kręciło, zanim zmasowana propaganda babskiej literatury wmówiła ci, że największym twym szczęściem są mąż i rój dziatek. Dzieci zawieś na klamce sąsiadki, wyślij na obóz albo, o zgrozo, powierz ich autorowi na wakacje z tatusiem, a sama weź własne pieniądze, bo do idiotek, które dały się namówić do rzucenia pracy zawodowej i oddania życia pielęgnowaniu wartości rodzinnych, nie mówię i wybywaj z domu. Bo tam już czeka na ciebie INSTRUKTOR.
Wolna od dzieci wczepionych w tętnice, oderwana od orbitowania wokół swego misiaczka, masz szansę odzyskać trochę tego blasku, który tak lekkomyślnie roztrwoniłaś na porodówkach i przy garach. Instruktor ma dla ciebie uwagę i czas, a ponieważ wielu z nich to nigdy niedorastający Panowie Piotrusiowie, będziesz się świetnie bawiła w ich towarzystwie. Oni się bawią całe życie, mogą pomóc ci odnaleźć zagłodzone nadmiarem obowiązków i nudą wewnętrzne dziecko. Musisz tylko wiedzieć, że dla instruktora jesteś czytelna w swoich frustracjach i tęsknotach jak otwarta księga, on takich zawiedzionych mężatek widział już setki i wiele z nich zabrał do nieba w sensie dosłownym lub też przenośnym. Niektórzy z nich mają po prostu takie hobby.
Więc baw się dobrze, tylko nie kupuj serio tekstów “całe życie na ciebie czekałem”. One są w pakiecie, jak długopis w zestawie promocyjnym firmy farmaceutycznej. Przyjmuj kwiaty i zachwyty, czułe gesty niech dopieszczają twoje stłamszone nadmiarem obowiązków ego. Jest szansa, że po wyjściu choć na chwilę z roli matki i żony poczujesz, że istniejesz też ty sama, a nie tylko zestaw funkcji włączanych guzikami społecznych oczekiwań. W pakiecie promocyjnym jest też poczucie wolności, mnóstwo fanu, kilku interesujących, nowych kolegów, a przede wszystkim – twoja nowo odzyskana pewność siebie i swojej atrakcyjności.
Bo dziewczyn w sportach ekstremalnych jest niewiele, mnóstwo za to facetów, którzy zwiali od tego samego co ty – frustracji nudnym życiem małżeńskim, kolacji u teściów i rutynowego seksu, w sobotę, po filmie, jak dzieci śpią. Dla nich jesteś atrakcją. Chętnie porozwijają przed twoimi zachwyconymi oczami swoje pawie ogony. Wreszcie mogą komuś zaimponować sportowymi umiejętnościami. Znajomością funkcji wariometru, panowaniem nad latawcem kite’a, czy czymkolwiek z tego, co osobista żona zbywa lekceważącym machnięciem ręki i oczyma wzniesionymi do nieba w niemej prośbie, by przerobiło wiecznego chłopca w odpowiedzialnego męża i ojca, który nie wywiewa z chaty, bo zrobił się warun.
Za twoje zachwyty odwdzięczą się potężną dawką męskiej adoracji, której wspomnienia miło ogrzeją twoje serduszko gdy miną wakacje.
Jeśli nie odnajdujesz w sobie odwagi potrzebnej do uprawiania sportów mniej lub bardziej ekstremalnych, to może…
Wersja 2.
Weź sobie KOCHANKA.
Lubisz słuchać komplementów, dostawać kwiaty, czułe sms-y o poranku? Marzysz o czymś więcej niż odpowiadaniu na pytanie “mam jakąś koszulę wyprasowaną, skarbie?” Twój mąż zaczął do ciebie mówić “mamusiu”, rzadko widujesz jego twarz znad gazety, przerywa w pół zdania twoje mało ważne wypowiedzi? Właściwie wasza konwersacja to wymiany komunikatów o braku chleba w domu i ustalenia kto odbierze dzieci z angielskiego? Weź sobie kochanka. Usłyszysz znowu te wszystkie słodkie kłamstwa, że żyć bez ciebie nie mogę, śnię dniami i nocami, porwę cię na koniec świata. I może faktycznie raz czy dwa porwie cię na wycieczkę w góry, albo przewiezie swoim motocyklem. Korzystaj, baw się dobrze, tylko nie pakuj walizki i nie zatrudniaj adwokata, bo na niego w domu czeka nudna, ale wygodna żona, która robi najlepszą pomidorową i jak nikt zajmuje się jego dziećmi.
Wszelkie podobieństwa nieprzypadkowe. Tak, tak, to ty, tylko odwrotnie. Pamiętaj- to już masz. Twój ukochany tylko na wynos zachowuje się jak bajkowy książę. W domu jest szampanem, z którego dawno wywietrzały bąbelki. Oszczędza na prezentach dla żony, pokrzykuje na dzieci, a jak ma katar to pisze testament. Potraktuj go tak, jak on traktuje ciebie – jako miłą odskocznię od rutyny dnia codziennego, coś w rodzaju wiosennych nowalijek na poprawę humoru, albo weekend w spa. Kiedy związek straci walor świeżości i zacznie trącić rutyną, odkryjesz, że twój mąż to całkiem miły gość i właściwie-po co ci to było? No po to właśnie. Bo to nie on się zmienił- tylko Ty.
Jesteś wesoła, szczęśliwa, nie zwracasz na niego przesadnej uwagi, nie trujesz mu dupy, że może by coś zjadł. Jesteś mniej dostępna, bo zajęta swoimi sprawami, a więc o niebo bardziej interesująca. Zatem zgodnie z prawem naczyń połączonych, kiedy ty starasz się mniej, on zaczyna zwykle starać się bardziej, zaniepokojony twoją dziwną obojętnością.
Tylko nie czytaj tych wszystkich rzewnych dzieł w rodzaju “Anny Kareniny” i “Pestki”, w których występna bohaterka musi koniecznie z wielkiej miłości cierpieć katusze, a na koniec wpadać pod pociąg lub tramwaj, żeby zmyć z siebie swój grzech.
Może biografia Katarzyny Wielkiej będzie jednak lepszym wyborem w tych okolicznościach.