Tytułowe słonko to, oczywiście, JA. Bo ja miła jestem, uśmiechnięta i z życzliwym zainteresowaniem czytam dzieła panów psychologów, żeby jeszcze lepiej zrozumieć płeć przeciwną. Bo zdaje mi się, że już rozumiem całkiem nieźle, ale co to szkodzi poprawić sobie. Otóż, jak się okazuje, szkodzi. Mawiają mądrzy ludzie, że lepsze wrogiem dobrego i, proszę bardzo, sprawdza się.
Ale do rzeczy.
Napisałam -panów, bo oni w końcu znają sami siebie najlepiej. I innych mężczyzn uczą, jak podchodzić do związków i budować relacje. Jak chcę się dowiedzieć czegoś o kobietach, to z nimi gadam, albo czytam książki Kasi Miller.
No więc, wróćmy do panów. Po lekturze “Męskiego pół świata” trochę mi się podłamało morale i zwichnął szacunek dla męskiej inteligencji. Ale ja się nie poddaję łatwo, więc z nową nadzieją sięgnęłam po “Czasem czuły, czasem barbarzyńca” Tomasza Kwaśniewskiego i Jacka Masłowskiego. Ten drugi, znany psychoterapeuta, jest autorem wielu artykułów w prasie, ten pierwszy to jego rozmówca, dziennikarz. I sobie panowie rozmawiają bardzo świadomie i mądrze o mężczyznach, wychowywaniu synów, relacjach z kobietami i takie tam. Książka przeznaczona jest dla mężczyzn, ale zakazu nie było, żeby przeczytała też kobieta. To czytam. Gdyby był, przeczytałabym, rzecz jasna, tym bardziej.
Dużo jest o relacjach ojców z synami, co mnie akurat ani ziębi ani grzeje, bo ani ja syn, ani ojciec. Ale w rozdziale o wychowaniu seksualnym chłopców oko mi się jednak zahaczyło. A tam taki ciekawy wywód myślowy, że chłopcy mają problem z integracją popędu z sercem i zanim wejdą w poważną relację to powinni sobie trochę poćwiczyć wcześniej. Znaczy, pouprawiać seks bez zobowiązań, takie tam pierwsze koty za płoty, sami rozumiecie. Pozalecać się, ponagadywać bzdetów, pobzykać i zwiać.
I tu się autor, ojciec córki, reflektuje, że on by jednak nie chciał żeby tak sobie ci chłopcy ćwiczyli na tej jego córce. Taki ma moment refleksji. Która by go pewnie nie ogarnęła, ta refleksja znaczy, gdyby miał samych synów. Wtedy to niech sobie ci chłopcy ćwiczą ile wlezie. I w tym momencie dopada go tak zwany dysonans poznawczy. Czyli ten nieprzyjemny stan, kiedy mamy dwa różne poglądy na ten sam temat.
Chwilę myśli intensywnie, aż kartka paruje, i wpada na genialne rozwiązanie. Niech oni sobie ćwiczą, ci chłopcy, ale ze starszymi koleżankami. Takimi najlepiej z 5 lat starszymi, co to już w tym łóżku coś potrafią, a jeszcze się tragicznie nie postarzały. Czyli, licząc na szybko i biorąc pod uwagę średni wiek inicjacji seksualnej, powinny to być mniej więcej 23-latki. Bo już taka 30-letnia staruszka to chyba nie, można jeszcze w dodatku od oficjalnego narzeczonego po mordzie dostać.
Wtedy chłopcy się poduczą, potrenują i dla tej córki potem będą mieli jak znalazł. Do rozwijania głębszej relacji. Interlokutor pyta go przytomnie-co będą miały z tego te dziewczyny, służące za coś w rodzaju kozła do skoków na wf-ie dla młodych baranów. Wiadomo, trzy razy się taki potknie, raz przewróci, spoci, przeskoczy i spadnie na dupę. No i tu pan Jacek ma kłopot i rozbrajająco szczerze odpowiada, że tego to on wie, co one będą z tego miały, te panie nauczycielki, za to wie dobrze, co będą mieli chłopcy, a książka jest dla chłopców.
Po tej budującej lekturze ja też mam dysonans poznawczy. Bo z jednej strony bardzo chcę mieć taką opinię, że są na tym świecie mądrzy, świadomi, rozwinięci mężczyźni, którzy mają partnerskie podejście do kobiet i nie traktują ich instrumentalnie.
A z drugiej strony umiem czytać tekst ze zrozumieniem. Nawet własny.
W przeciwieństwie do autorów.
W odpowiedzi do poprzedniego, tego o Gotham City (i w sumie tego też) posta, kobieta, ta źle traktowana, też może zostać Jokerem…
i to bardzo łatwo, w końcu jesteśmy bardziej emocjonalne 🙂
Droga Wiedźmo, z Twoim tekstem się zgadzam, ale Pawlikowska-Jasnorzewska pisała o miłości nieuciszonej, nie o nadziei…
a, racja, mój ty świecie, jednak juz pamięć szwankuje 🙂 ostatnio się tłumaczę, że jak byłam na lataniu w Alpach to sie uderzyłam w głowę i byłam szyta(szczera prawda, choć to było dawno), stąd dziury w pamięci 🙂