Kwoki

Kwoki

Zawsze zadziwia mnie szybkość z jaką polska szkoła z ciekawych wszystkiego dzieci robi znudzonych wszystkim nastolatków.

W dodatku uwarunkowanych na to, że lepiej się nie wychylać, nie dyskutować, bo nauczyciele tego nie lubią i raczej się to nie opłaca. Najlepiej klepać gotowe formułki i nie narażać belfrów na stres związany z różnicą poglądów.

Ostatnio sama zaczęłam uczyć i mam ambicję odwrócić ten proces w szkole pomaturalnej, także trzymajcie kciuki.

Pal licho szkołę, zawsze mówię , że jest jak ospa wietrzna, trzeba przejść i się uodpornić. Gorzej, jeśli warunkowanie szkolne zostanie dodatkowo wzmocnione lękowym wychowaniem w domu. A ponieważ rośnie nam pokolenie dzieci wychowywane przez rodziców, którzy w dobrej wierze starają się chronić swoje pociechy przed wszelkimi zagrożeniami i większość matek trzęsie się nad swoją progeniturą jakby była zrobiona z chińskiej porcelany, to dzieciaki mają przechlapane.

Wiecie, co to jest sweterek? To jest część garderoby, którą zakłada się dziecku, kiedy JEGO MAMIE jest zimno. Posiłek dziecko je wtedy, kiedy jego babcia uważa, że jest głodne, a babcia ZAWSZE uważa, że jest głodne. I tak dalej.

Dziecko rośnie i nie wie, czy mu zimno, czy ciepło, czy chce coś zjeść i co by to miało być. W szkole nie nauczy się myślenia, tylko tego, że już ktoś wie lepiej. I że lepiej tej wiedzy nie podważać. I nie zadawać niewygodnych pytań.

Nie nauczy się za siebie odpowiadać, bo mamusia sprawdza, czy odrobiło lekcje i czuje się za jego oceny osobiście odpowiedzialna. I w razie czego poleci z awanturą do szkoły, gdyby ktoś jej małego geniusza jednak nie docenił. Dowiezie zapomniany strój na w-f i drugie śniadanie. W nocy sklei projekt i upiecze ciasteczka na kiermasz.

Pod namiot dziecko nie pojedzie, bo na pewno się przeziębi. Lepiej na wczasy z mamusią. Na Kanary, żeby się można było pochwalić w szkole. Ze szkolnej wycieczki będzie zdawało telefoniczny raport najrzadziej co dwie godziny.

I potem przyprowadza mamusia 19-letniego dryblasa, 1,90 wzrostu, do dentysty, z inwokacją “pani doktor, przyprowadziłam DZIECKO, bo on się strasznie boi”. I tak hołubi maluszka do trzydziestki, w domeczku, z mamunią, bo gdzie mu będzie tak dobrze?

Do głowy jej nie przyjdzie, że wychowuje życiowego kalekę. I że potwornie krzywdzi dziecko, które przecież kocha.

W społeczny stereotyp mocno wpisany jest obraz matki, która “się martwi” o dziecko. Jeśli się martwi, to znaczy, że jest matka troskliwą. Czyli dobrą. A kto nie chce być dobrą matką?

Tylko, że dobra matka, to niekoniecznie ta, która chroni swoje dziecko przed każdą przykrością i najmniejszym zagrożeniem. Dobra matka wierzy w swoje dziecko i w to, że ono sobie poradzi. Na swoim stopniu rozwoju, oczywiście.

W piaskownicy, w szkole, w pracy. W życiu.

A dziecko 19-letnie to już nie jest DZIECKO. To dorosły, wprawdzie jeszcze młodziutki, ale DOROSŁY CZŁOWIEK. Naprawdę myślisz, że nie potrafi dojść samodzielnie do fotela stomatologicznego? To gdzie byłaś do tej pory?

Może twoja troska jednak jest podszyta sporą dawką egocentryzmu, bo przecież jeśli sobie nie poradzi w szerokim, złym świecie, to wróci do CIEBIE? Bo gdzie mu będzie tak dobrze? To neuroza.

Lecz się.

 

0 thoughts on “Kwoki

  1. Przypomniał mi się przykład. Kiedyś wywiązała się taka rozmowa z pewną kobietą. Otóż, ona dowozi codziennie do szkoły swojego syna (1 albo 2 klasa liceum, nie pamiętam). Do busa chłopak ma niecały kilometr, jakieś 800 m. Druga kobieta pyta: To Ty z dziecka chcesz kalekę życiowego zrobić? Na co ta pierwsza się obrusza, że jak to. Przecież ona się troszczy. A za czasów moich dziadków małe dzieci same biegały do szkoły, nawet kilka kilometrów. Tylko pierwszy tydzień ktoś z rodziców zaprowadzał, żeby dziecko poznało drogę a potem zdane na siebie (i inne dzieci z którymi chodziły). I był taki program o dzieciach z Ameryki Południowej (14, 9 i 7 letnie), które pływały 4 km w jedną stronę i 4 w drugą łodzią po jeziorze (same) by dotrzeć do szkoły na wyspie i jeszcze podwoziły młodsze do przedszkola, na drugiej wyspie. A u nas 1 km przejść się nie może i to 16-17 latek…

    1. tia…albo mi w gabinecie mamusia deklaruje, że musi dzieko przyprowadzić, bo synuś sam nie przyjdzie..pytam,ile latek synus ma? 19 🙂

  2. Przypomniał mi się przykład. Kiedyś wywiązała się taka rozmowa z pewną kobietą. Otóż, ona dowozi codziennie do szkoły swojego syna (1 albo 2 klasa liceum, nie pamiętam). Do busa chłopak ma niecały kilometr, jakieś 800 m. Druga kobieta pyta: To Ty z dziecka chcesz kalekę życiowego zrobić? Na co ta pierwsza się obrusza, że jak to. Przecież ona się troszczy. A za czasów moich dziadków małe dzieci same biegały do szkoły, nawet kilka kilometrów. Tylko pierwszy tydzień ktoś z rodziców zaprowadzał, żeby dziecko poznało drogę a potem zdane na siebie (i inne dzieci z którymi chodziły). I był taki program o dzieciach z Ameryki Południowej (14, 9 i 7 letnie), które pływały 4 km w jedną stronę i 4 w drugą łodzią po jeziorze (same) by dotrzeć do szkoły na wyspie i jeszcze podwoziły młodsze do przedszkola, na drugiej wyspie. A u nas 1 km przejść się nie może i to 16-17 latek…

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

Back To Top