W komentarzach do “Sztuki autoprezentacji” spotkałam się ze zdaniem, że felieton byłby fajny, jeśli chodzi o sztukę doceniania siebie przez kobiety, tylko ten, cytuję “bzdurny, niepoparty niczym feminizm”. I że niby czemu facetom odejmować przy autoprezentacji po 30%.
No to po kolei. A właściwie od końca. Do feminizmu przyznaję się bez bicia, co więcej uważam, że KAŻDA myśląca kobieta jest feministką, nawet jeśli o tym nie wie. A nie wie czasami dlatego, że w dyskursie publicznym feminizm przedstawia się u nas karykaturalnie i tak, żeby maksymalnie go zdyskredytować. Czemu czasem pomagają same przedstawicielki ruchu feministycznego dając się podpuszczać i prowokować.
Dla wyjaśnienia niektórych obiegowych bzdur. W feminizmie nie chodzi o udowodnienie, że kobieta i mężczyzna są tacy sami. Ani o kretyńskie zagadnienie wnoszenia lodówki na czwarte piętro. Tylko o równość szans i praw, niezależnie od płci. O równe płace na tych samych stanowiskach. O to, żeby dzieci były wspólną radością, ale i wspólnym problemem OBOJGA rodziców. O urlopy tacierzyńskie i ściągalność alimentów. W Polsce najniższą w Europie. O dostęp do edukacji seksualnej, antykoncepcji i prawo do decydowania o tym, kiedy i ile chcę mieć dzieci. I z kim, biorąc pod uwagę statystykę gwałtów. I tak dalej.
Wracając do wątku głównego. Może na ogólnie znanych przykładach. Mam trochę wyobraźni, a mimo to, nie bardzo potrafię sobie wyobrazić kobietę tak arogancko zadowoloną z siebie i przekonaną o swoich walorach jak wieczny Piotruś Pan polskiej telewizji, czyli Kubuś Wojewódzki. A przy tym tak pozbawioną empatii i okrutną wobec słabszych. Ja wiem, że to po części kreacja. Ale z jakiegoś powodu kobiety takiego wizerunku kreować nie potrafią. Ani wypowiadać równie uwłaczających i wulgarnych komentarzy na temat mężczyzn, jak słynne “dowcipy” Kubusia o Ukrainkach.
Albo taki Wojciech Cejrowski. Ostentacyjnie homofobiczny. Sam siebie określający jako “katola”. Ale chyba parę nauk jego własnej religii jednak go ominęło. Choćby te wszystkie o miłości bliźniego, czy jak to tam było. Musiało nie chodzić o wszystkich bliźnich, pewnie się temu Jezusowi trochę popitoliło, Wojtek wie lepiej, o których bliźnich chodziło.
A może Rafał Ziemkiewicz? I jego wszystkie obraźliwe komentarze o kobietach? I w ogóle do tych kobiet stosunek. Jego słynne “niech pierwszy rzuci kamieniem, kto nigdy nie wykorzystał nietrzeźwej”. I zupełne niezrozumienie faktu, że właśnie publicznie ogłosił się gwałcicielem. A przecież jest przekonany o swojej błyskotliwej inteligencji jak mało kto.
Mamy też wielu mądrych, empatycznych, rozwojowych mężczyzn. Tylko jakoś poza Jurkiem Owsiakiem trudno mi ich tak na szybko przywołać w pamięci.
O wiele łatwiej wymienić całą plejadę mądrych, pełnych współczucia dla bliźnich i niosących im pomoc bez wielkiego, medialnego szumu, kobiet.
Anna Dymna, Janina Ochojska, siostra Małgorzata Chmielewska.
Albo robiąca cudowne programy podróżnicze Martyna Wojciechowska, przy okazji budująca Przylądek Nadziei. Czyli klinikę dla dzieci z chorobą nowotworową. Co Wojtkowi, słynnemu podróżnikowi i gorącemu katolikowi, jakoś nie przeszło przez myśl.
A gdyby ktoś miał uwagi do wątku tyczącego wykorzystywania pracy kobiet na rzecz sukcesu mężczyzn, to odsyłam do mojego felietonu “Pani Einstein” i historii Milevy. Albo książki “Szminka na sztandarze” Ewy Kondratowicz, o kobietach Solidarności. Ofiarnych działaczkach, które jednak jakoś nie dopchały się do kamer, zaszczytów i konfitur. Polecam też lekturę książki Danuty Wałęsowej “Marzenia i tajemnice”.
Pewnie jestem nieobiektywna. To przez ten bzdurny, niepoparty niczym feminizm. Przepraszam.