Jak możemy zauważyć, okres adolescencji, czyli okres od pokwitania do dorosłości, obecnie znacznie się wydłużył.
Ma to, jak wszystko, swoje dobre i złe strony.
Rodzice, z jednej strony są zadowoleni z faktu, że dzieci nie opuszczają zbyt szybko rodzinnego gniazda, a oni nie muszą konfrontować się z sytuacją, że oto znowu są sam na sam z życiowym partnerem, z którym niekoniecznie jest o czym pogadać. Z drugiej targa ich rodzicielskimi sercami niepokój, czy aby dobrze przygotowali dzieci do samodzielności, skoro one wyraźnie do tej samodzielności się nie garną.
Z trzeciej, bywają zmęczeni przedłużającym się ponad miarę stanem świadczenia usług opiekuńczych i zasilania w gotówkę trzydziestolatków. A młodym, z jednej strony, bywa wygodnie na rodzicielskim garnuszku i opierunku, z drugiej już jednak chcieliby poskładać w końcu klocki do pudełka, lalki na strych i zająć się życiem na poważnie.
Rozumiem dobrze ich zagubienie. Świat oferuje teraz niezliczone możliwości. Możesz jechać gdzie chcesz. Żyć jak chcesz.
Wybrać karierę w korpo, trzydziestoletni kredyt na mieszkanie i auto w leasingu.
Albo wolontariat w trzecim świecie i nauczanie alfabetu w afrykańskiej wiosce.
Wyjść za mąż i mieć dzieci.
Albo zamieszkać na squacie i uprawiać sztukę uliczną.
I co się okazuje? Otóż badania psychologiczne dowodzą, że duża ilość możliwych rozwiązań wcale nas nie uszczęśliwia, a wręcz przeciwnie. Kiedy dróg do wyboru było mało, lepiej czuliśmy się ze swoimi wyborami, nie przeżywając tak intensywnie syndromu zamykających się drzwi.
Bo w końcu każdy wybór oznacza też, że z czegoś innego rezygnujemy.
Czasem bezpowrotnie. Więc dobrze byłoby być pewnym, czego naprawdę chcesz.Tylko skąd masz to wiedzieć? Polskie wychowanie mało temu sprzyja. Niewielu jest rodziców, którzy pozwalają swoim dzieciom popełniać błędy i ponosić ich konsekwencje. A swój rodzicielski lęk o dziecko potrafią wziąć na klatę i nie hamować swoich pociech w rozwoju. Pisałam o tym w “Kwokach”. Jeśli całe dzieciństwo mamusia lepiej wie, czy dziecku ciepło, czy jest głodne i chroni je przed wszelkimi rzeczywistymi i urojonymi zagrożeniami, wychowa człowieka, który boi się w ogóle życia, a tym bardziej samodzielności. Szkoła zamiast uczyć myślenia, premiuje tępe wkuwanie formułek. Wszelkie możliwe autorytety dawno zostały utytłane w błocie i gnoju przez obie strony wojny polsko-polskiej.
A młody człowiek musi w tym wszystkim podjąć decyzję, do której ściany przystawić swoją drabinę aspiracji. Życiowych planów. Marzeń. Bo młodym jest się tylko raz. I jeśli po trzydziestu latach okaże się, że zamiast żyć swoim życiem, spełnialiśmy cudze oczekiwania, nikt i nic straconego czasu nie zwróci. Ani straconej energii.
A my zużyliśmy cały zapas sił na to, żeby wspiąć się wysoko na drabinę przystawioną do niewłaściwej ściany.
Dlatego to strasznie ważny okres w życiu i niekoniecznie dobrze robią ci, którzy go spędzają w klubach i na imprezach. Chyba, że najlepiej im się myśli w hałasie. I po alkoholu i dragach. Szczerze wątpię.
Wydaje mi się, że lepiej iść do lasu. Usiąść w ciszy. I odpowiedzieć sobie na pytanie. Jaka jest moja misja? Nauczyciel duchowy Tom de Winter radzi słuchać sygnałów płynących z ciała. Jeśli chorujemy, czujemy się źle, to idziemy nie swoją drogą. Kiedy jesteśmy na swojej ścieżce wszystko układa się znakomicie, a my czujemy się lekko. Może oszukiwać nas umysł zniewolony reklamami lub wpojonymi przekonaniami. Ale ciało nie kłamie. Więc przy której ścianie chcesz postawić swoją drabinę? Nie po to się wspinasz, żeby spełnić oczekiwanie mamy, która chciała mieć synka lekarza, albo prawnika. Jeśli to tobie potrzebne są dobra luksusowe i nie możesz żyć bez kawy ze Starbucksa, to warszawskie korpo będzie w sam raz. Czy to ty chcesz wyjść za mąż, czy w twoim miasteczku WSZYSCY uważają, że kobieta powinna “ułożyć sobie życie”? Potrzebujesz domu z basenem dla siebie, czy żeby wszyscy widzieli, że ci się udało? A może serce ciągnie cię do indyjskiego sierocińca dla słoni, tylko co ludzie powiedzą?
Niech mówią, co chcą. To twoje życie.
Jedno.