Poczucie winy to uczucie niezwykle wprost destrukcyjne, każdy psycholog to powie. A dla mężczyzn to ono jest po prostu zabójcze. Wrażliwe te istoty, a zwłaszcza na swoim punkcie, muszą zatem owego niszczącego uczucia unikać, jak tylko się da. W tym celu wypracowały one szereg mechanizmów obronnych. Zaprzeczenie “to nie jest tak, jak myślisz”. Wyparcie “to tylko seks, nic nas nie łączy”. Racjonalizacja “Ty nie chciałaś, a ja mam swoje potrzeby”. Albo ” ewolucja nas tak zaprogramowała”. Rozmycie odpowiedzialności “ona mnie uwiodła”. I tak dalej. To w przypadku przyłapania in flagranti. Chociaż i wtedy stosowana jest metoda tzw. zaprzeczania totalnego. Mam znajomego, który doradza w sytuacji “złapania ze rękę” komunikat “to nie moja ręka!”.
W sytuacji, kiedy nikt nas nie ściga, ale nadprogramowa ukochana zgłasza roszczenia do serca i ręki stosuje się chwyty “na szlachetnego”. Doliczamy się w końcu liczby potomków i nagle żyć bez nich nie możemy. Żona, dawna harcerka i himalaistka, teraz staje się istotą bezradną i bez nas nie trafi do osiedlowego sklepu po chleb, więc opuszczona, zginie marnie. Pies zawyje się na śmierć, kota zeżrą pchły, kaktus uschnie.
No, moja droga, chyba nie chcesz brać na swoje barki tych wszystkich krzywd? Nie chcesz. Łykasz nervosol i wprost rozpływasz się z zachwytu nad szlachetnością serca swego ukochanego. No po prostu santo subito, chciałoby się zakrzyknąć. Boże, gdybyś to ty na niego trafiła, zamiast tej zimnej baby, co go unieszczęśliwia. Ach, to by było…
No byłoby. Pewnie słuchałabyś teraz, że to nie jest tak, jak myślisz. I że to nie jego ręka. Słucham tych historii z każdej strony i nieodmiennie zadziwia mnie ta wiara gorąca, że prawdę da się zalukrować jak dziurę w biszkoptowym cieście. Że ktoś to kupi. Uwierzy, że to nie tchórzostwo, wygodnictwo i zakłamanie, tylko same, tak zwane, wyższe wartości. Nie podła zdrada, tylko “mniejsze zło”. Nie kłamstwo, tylko niemówienie wszystkiego. Nie wykorzystywanie, tylko odpowiedzialność. Autobeatyfikacja. Po prostu wręcz czuć w powietrzu unoszący się tzw.”odór świętości”, pojęcie znane w religii katolickiej. W tym przypadku z naciskiem na odór.
Kobiety, trzeba przyznać, są, w takich okolicznościach przyrody, zuchwałe jak Kmicic po Częstochową. W ogóle nie bawią się w zaprzeczenia, tylko atakują z furią byka na corridzie. Ogłupiały mąż, już przybierający pozę Otella, dowiaduje się nagle, ni stąd, ni zowąd, że to wszystko jego wina. Palił, pił, a zupa była za słona. I nigdy nie lubiłyśmy jego mamusi. A narzeczony z przedszkola kochał nas bardziej i z nim byłybyśmy szczęśliwe. Nie to co teraz. Jeśli jesteśmy do tego obdarzone iskrą bożą talentu aktorskiego, to po chwili w pozie uciśnionej niewinności przyjmujemy gorące przeprosiny obdarowanego rogami współmałżonka, nierozumiejącego jak do tej pory mógł być tak nieczuły dla swej słodkiej łani.
Wszystkie te manewry sprowadzają nas z powrotem na bezpieczny teren dziecinnego pokoju, kiedy wypieraliśmy się w żywy kamień stłuczenia wazonu “to nie ja, to ona”, i mogliśmy się bawić w zabawę polegająca na tym, że kto zamyka oczy, ten znika. Mamo,gdzie jesteś?
Jak Ty mnie bolisz. Ale jak to dobrze. <3
Samo życie, moja droga 🙂 chociaż w sądzie będę się upierać, że podobieństwo osób i sytuacji jest całkowicie przypadkowe 🙂
jest. bo coś za dużo tych przypadków. i mój, tak bardzo wyjątkowy i niepowtarzalny, wśród nich…
nie masz pojęcia jacy oni są mało oryginalni w takich przypadkach 😉 , a w dodatku przekonani o swojej wyjątkowści 🙂 bardzo to zabawne, słowo daję;-)
Jak Ty mnie bolisz. Ale jak to dobrze. <3
Samo życie, moja droga 🙂 chociaż w sądzie będę się upierać, że podobieństwo osób i sytuacji jest całkowicie przypadkowe 🙂
jest. bo coś za dużo tych przypadków. i mój, tak bardzo wyjątkowy i niepowtarzalny, wśród nich…
nie masz pojęcia jacy oni są mało oryginalni w takich przypadkach 😉 , a w dodatku przekonani o swojej wyjątkowści 🙂 bardzo to zabawne, słowo daję;-)
Czytam, czytam i czytam i oczy przecieram ile w tych Pani opowieściach mnie.
Trudno uwierzyć że żyłam jak typowa, nudna żona z Pani opowiadań i odłożyłam siebie, prawdziwą siebie, na później. Na kiedy później. …. to wie! Szlag mnie trafia ze złości.
Proszę mi mówić na Ty, Wiedźma jestem 🙂 . To powszechny kobiecy los, spełnianie cudzych oczekiwań, a potem przebudzenie tak gdzieś w okolicy 40-stki 🙂 . Mój, twój, i tysięcy innych. Ale nic straconego, zapraszamy do naszego zacnego grona, gwarantujemy świetną zabawę :-).
Czytam, czytam i czytam i oczy przecieram ile w tych Pani opowieściach mnie.
Trudno uwierzyć że żyłam jak typowa, nudna żona z Pani opowiadań i odłożyłam siebie, prawdziwą siebie, na później. Na kiedy później. …. to wie! Szlag mnie trafia ze złości.
Proszę mi mówić na Ty, Wiedźma jestem 🙂 . To powszechny kobiecy los, spełnianie cudzych oczekiwań, a potem przebudzenie tak gdzieś w okolicy 40-stki 🙂 . Mój, twój, i tysięcy innych. Ale nic straconego, zapraszamy do naszego zacnego grona, gwarantujemy świetną zabawę :-).