Pewnie każda z nas, jeśli tylko odrobinę interesuje się pozycją kobiety na rynku pracy, zetknęła się z pojęciem “szklanego sufitu”, czyli niewidzialnego mechanizmu blokującego kobietom drogę do wyższych stanowisk.
Mam ostatnio wątpliwości, czy ten sufit jest ze szkła, czy ze szmat. Spotkałam parę dni temu znajomą, która pochwaliła mi się, że wraca właśnie do pracy po tygodniowym urlopie, wziętym tuż przed świętami. Pytam ją radośnie, gdzie była odpocząć, bo pracę ma ciężką. A ona odpowiada, że nigdzie, w domu sprzątała i ma nareszcie wszystkie szafy “zrobione”. Tylko wykończona jest strasznie, chyba w pracy odpocznie, ale za to jaka satysfakcja! Jeszcze nie domknęłam paszczy ze zdumienia, że można tak wykorzystać urlop, kiedy dobiegły mnie trzy następne, podobne historie. A to któraś wzięła dwa dni urlopu i machnęła okna, a to inna pięć dni w domu posiedziała i podłogi, lampy i kafelki ma na błysk.
No super, pracodawcy na pewno serdecznie się ucieszą, że mają takie ofiarne pracownice, które zajeżdżają się robotą na urlopach. A myjąc okna w grudniu, Nowy Rok zaczną od dwutygodniowego L4 na jego koszt, bo przypominam, że to pracodawca płaci pierwsze 33 dni.
Moja przyjaciółka, szefowa dużej firmy, była swojego czasu bardzo prokobieco nastawiona i przyjmowała do pracy młode dziewczyny. Przeszło jej, kiedy kolejno rzucały jej na biurko ciążowe L4, świętując w ten sposób pojawienie się dwóch kresek na teście. Nie żeby ciąże były jakoś zagrożone, a one dzieliły w chłodni, na stojąco, półtusze wołowe. Ze zdrowiem wszystko było ok, a praca polegała na siedzeniu za biurkiem. Ot, po prostu jest okazja żeby zrobić sobie długi urlop, to dlaczego nie? A przyjaciółka odtąd, wybierając między mężczyzną i kobietą o zbliżonych kwalifikacjach, zgadnijcie- kogo zatrudni?
Przekleństwem pracodawców są również młode mamy, bo tak się jakoś składa, że choroba dziecka to jest zazwyczaj wyłącznie problem matki. A małe dzieci często chorują, każdy to wie. Dlaczego ojcowie prawie nigdy nie biorą wolnego na opiekę nad chorym maluchem? W Polsce pracownicy czasem nie bardzo wydają się odróżniać stosunek pracy od stosunku adopcji i nie rozumieją, że pracodawcy nie muszą obchodzić ich osobiste problemy. Ma własne.
Ja rozumiem, że dom się sam nie ogarnie, a dwulatka raczej nikt przy zdrowych zmysłach samego w domu nie zostawi. Ale dopóki nie potraktujemy poważnie pracy zawodowej, a dzieci nie będą wspólnym problemem obojga rodziców, to niekoniecznie będziemy blokowane w drodze na szczyt szklanym sufitem.
Po prostu potkniemy się o mopa.
Czy Pani pisząca ten artykuł ma dziecko/dzieci?
DWOJE