Czytam sobie Daniela Kahnemana “Pułapki myślenia” i zastanawiam się, czemu jeszcze nie mam nagrody Nobla. Żartuję. Autor dostał nagrodę w dziedzinie ekonomii, która jest mi tak obca jak ósmy pasażer Nostromo, więc szanse zerowe.
Natomiast w “Pułapkach”, w rozdziale o szczęściu jako dobrostanie doznawanym, wnioski jego i jego współpracowników, płynące z wnikliwych badań naukowych, bardzo pokrywają się z moimi osobistymi, całkiem nienaukowymi obserwacjami. Mianowicie Daniel i jego koledzy prowadzili szeroko zakrojone badania na próbie kilku tysięcy kobiet w USA, Francji i Danii dotyczące tego, ile czasu przebywają one w poczuciu dobrostanu, lub, odwrotnie, emocjonalnego dyskomfortu, w ciągu dnia. Odsetek czasu, który dana osoba spędza w nieprzyjemnym stanie oznaczono jako U-index. I tak na przykład, dla osoby, która cztery z szesnastu godzin, między obudzeniem a zaśnięciem, spędza w poczuciu dyskomfortu, index U wynosi 25%.
Wskaźnik U można obliczyć dla poszczególnych czynności, kluczowa jest również uwaga. Nasz stan emocjonalny zależy głównie od tego, na co zwracamy uwagę, a więc wykluczając sytuacje, kiedy jesteśmy w skowronkach, bo akurat zakochaliśmy się i cieszy nas nawet obieranie ziemniaków, to nasz nastrój najbardziej zależy od aktualnie wykonywanej czynności i bezpośredniego otoczenia.
Te obserwacje mają znaczenie zarówno w życiu osobistym, jak i społecznym. Bowiem wykorzystywanie czasu jest jednym z obszarów życia, nad którym możemy mieć kontrolę. Nie mamy wpływu na genetycznie uwarunkowany poziom nastroju, chyba, że łykamy antydepresanty. Nie zapobiegniemy wszystkim nieszczęśliwym zdarzeniom czy chorobom, chociaż warto się starać. Natomiast nie doceniamy wartości dnia codziennego, a szkoda. Wybierając sobie pracę, do której dojeżdżając, spędzimy trzy godziny w korkach, znacząco obniżymy swój dobrostan. I niekoniecznie wynagrodzi nam to wyższa pensja. Zapracowując się na wymarzone wakacje spędzimy więcej czasu w stanie dyskomfortu, niż potem zaznamy błogostanu na rajskiej plaży. Oczywiście, dotkliwe ubóstwo wzmaga skutki innych, życiowych nieszczęść, ale zamożność poprawia nasze poczucie szczęścia tylko do pewnego poziomu, powyżej którego dalszy wzrost dochodów nie przekłada się na wzrost dobrostanu. Większe szczęście można najłatwiej osiągnąć, kontrolując sposób wykorzystania czasu. Im więcej znajdziesz czasu na robienie rzeczy, które sprawiają ci przyjemność, tym będziesz bardziej szczęśliwy.
To chyba w “Chłopaki nie płaczą” pada takie zdanie; “Zastanów się, co lubisz w życiu robić i zacznij to robić” ?
Od miesiąca praktykuję ok. 15-20 min. “Mój Czas dla Mnie” jako stały element dnia (choć nie o stałej porze), w trakcie którego pozwalam sobie przy kawie/herbacie, nastrojowej muzyce i w samotności “odpłynąć” na chwilę w głąb siebie i delektować się chwilą (czasem w domu, a czasem w pracy) – … w tzw. “nothing box”. Pozwala mi to na złapanie równowagi w gonitwie. Pierwsze MCM-y nie przynosiły spodziewanych efektów odpoczynku mentalnego, a jedynie uświadamiały mi, że bardzo go potrzebuję – trudno było uspokoić myśli. Jednak im dłużej je praktykowałam, tym częściej zauważałam, że nie tylko udaje mi się włączyć “niemyślenie” na rzecz bycia tu i teraz “obok”, ale po takim mcm-ie czuję się gotowa do dalszej części dnia. Skutek? Działam efektywniej, mam więcej pozytywnej energii i wrażenie lepszego panowania nad sobą – jest to cenne zwłaszcza wtedy, gdy mam trudne dni i wrażenie zwalenia się świata na głowę. Wystarczyło wprowadzić w codzienny grafik ten element POZYTYWNEGO czasu.
czyli działa 🙂