Niby to proste prawdy, ale kiedy jesteśmy zakochani, rzadko zdajemy sobie z nich sprawę.
Po pierwsze. To, że ktoś się w Tobie zakochał, nie znaczy, że rozwiąże wszystkie twoje problemy, nada sens życiu i zasypie wszystkie czarne dziury w twoim sercu. Kiedy chodzimy na endorfinowym haju i pół metra nad ziemią, to najczęściej tak właśnie nam się wydaje. Wyznawcy mitu o dwóch połówkach są przekonani, że oto znaleźli swoją brakującą część. Tymczasem okazuje się, że jeśli sami nie jesteśmy zdrową całością i partner jest nam potrzebny do zaspokojenia naszych deficytów z dzieciństwa, to szybko do naszego związku wkradną się manipulacje, wymuszenia i wzajemne pretensje. I jeśli nie zorientujemy się w porę, że to tylko i wyłącznie my sami ponosimy za siebie odpowiedzialność, to rozczarowanie będzie nieuchronne. O tym zjawisku mądra książka Kasi Miller “Chcę być kochana tak jak chcę“.
Po drugie. Sam związek będzie się zmieniał. Faza namiętnej miłości nie trwa wiecznie, a prawdę mówiąc, amerykańscy naukowcy obliczyli, że maximum jakieś cztery lata. Czyli tyle, ile spłodzony w paleolicie potomek potrzebował do osiągnięcia jakiej takiej samobieżności. Jeśli nie zdołamy na cudownej bazie chemii i motyli postawić nadbudowy intymności, wzajemnego zrozumienia i dobrej woli, czyli prawdziwej przyjaźni, to szybko obudzimy się z ręką w nocniku i poczuciem rozczarowania, że miało być tak pięknie, a wyszło jak zwykle. A obok nas w łóżku, przez następne lata będzie budził się obcy człowiek, nie wiedzieć czemu ojciec naszych dzieci. Poczytajmy prof. Bogdana Wojciszke “Psychologia miłości. Intymność. Namiętność. Zobowiązanie.” lub “Od pierwszej randki do ostatniej rozprawy” Anny Dodziuk i Jacka Bomby.
Po trzecie. Związek może się skończyć. I dobrze jest brać to pod uwagę, choć są tacy, którzy twierdzą, że absolutnie nie wolno tego zakładać, bo nie da się nic trwałego zbudować na fundamencie niepewności. Zalecałabym tym niepoprawnym optymistom, a zwłaszcza optymistkom zapoznanie się ze statystykami rozwodów. I pójście, zamiast na nauki przedmałżeńskie, na chociaż jedną rozprawę rozwodową. Jest takie mądre powiedzenie “Oczekuj najlepszego, ale bądź przygotowany na najgorsze“. Oczywiście, życzę wszystkim jak najlepiej. Niech ich miłość trwa wiecznie i nigdy nie skończy się wyszarpywaniem sobie nawzajem srebrnych łyżeczek po babci. Ani zażartą walką o wysokość alimentów i prawo do mieszkania w domu po teściach. Ale bywa różnie i gorzko przekonała się o tym niejedna naiwna pakująca latami swoje pieniądze w nie swoją nieruchomość. Jedyną rzeczą, o którą podobno nigdy nikt się nie kłóci, są książki. Tak twierdził mój ś.p. wujek, sędzia Sądu Rodzinnego. Z resztą bywa niemiło.
Tak więc unośmy się na skrzydłach miłości i łapmy jak najlepszą termikę. Ale miejmy zapas w pogotowiu.
Moja rozprawa rozwodowa była jedna i trwała może 20 minut. Książki wziąłem ja.
i pewnie bez dyskusji 🙂
Oczywiście.
z kimś, kto by się ze mną kłócił o książki chyba w ogóle bym się nie rozwiodła 😉
i odnawiany za zgodą obu stron co pięć lat, proponuję
i odnawiany za zgodą obu stron co pięć lat, proponuję
książki wzięłam ja 🙂 i o tą jedną “materię ” byłabym skłonna walczyć w sądzie 😉
kocham Cię wiedźmo za wszystko co piszesz – i proszę o jeszcze 🙂
…czytając Ciebie dochodzę do wniosku, że też jestem …wiedźmą 😉 no może nie tak doskonałą jak Ty ale …staram się 😉
jeśli wzięłaś książki to jesteś wiedźmą doskonałą absolutnie 🙂
książki wzięłam ja 🙂 i o tą jedną “materię ” byłabym skłonna walczyć w sądzie 😉
kocham Cię wiedźmo za wszystko co piszesz – i proszę o jeszcze 🙂
…czytając Ciebie dochodzę do wniosku, że też jestem …wiedźmą 😉 no może nie tak doskonałą jak Ty ale …staram się 😉
jeśli wzięłaś książki to jesteś wiedźmą doskonałą absolutnie 🙂