Po epoce gonienia za karierą i pieniędzmi nastała epoka poradników jak żyć slow. Byłam dzisiaj w empiku i bez trudu znalazłam na półce co najmniej pięć różnych. Zainteresowanym polecam zwłaszcza “Slow life. Zwolnij i zacznij żyć” Joanny Glogazy, bardzo popularnej blogerki modowo, life-style’owej. Ja nie kupiłam, bo ogólnie żyję slow, jako, że nie ma takiej sprawy, która by nie mogła zaczekać. Zwłaszcza w kwestiach urzędowych bardzo tu współgram z różnymi paniami urzędniczkami i na przykład zmiana adresu w prawie jazdy po przeprowadzce zajęła mi 10 lat. Co ja poradzę, że w starym miałam korzystniejsze zdjęcie i mi było szkoda.
Żyjąc slow na co dzień, zwykle kiwałam zgodnie głową, kiedy różne znajome kobiety wzdychały, że czas jakby stale przyspieszał, wszyscy gonią, dnia brakuje, ledwo był poniedziałek, już jest piątek. Właściwie ostatnim okresem, kiedy czas ciągnął się jak z gumy, był okres roku szkolnego w podstawówce, kiedy człowiek czekał na wakacje. A potem coraz szybciej i szybciej. Nawet zaczynało się lęgnąć w mojej głowie podejrzenie, że Ziemia kręci się coraz szybciej, tylko amerykańscy naukowcy nie informują o tym społeczeństwa, żeby nie wzbudzać paniki.
Do czasu. A mianowicie do dnia, kiedy poszłam na zajęcia aerobiku z dziewczynami młodszymi o kilkanaście lat. I wiecie co? To nie świat przyspiesza. To my zwalniamy. One były w trzecim półobrocie z podskokiem, a ja zbierałam się do drugiego. W dodatku na tych samych zajęciach przekonałam się również, że czas jest względny i wcale nie biegnie równo jak Murakami. Na zajęciach z aerobiku on się zawiesza. Każda minuta jest jak wieczność. Więc jak chcesz mieć wrażenie, że życie jest bardzo długie, koniecznie chodź codziennie na aerobik.
Żeby nie było. Te porady są na pewno bardzo fajne. Należy życie smakować, cieszyć się nim i codziennie starać się zauważyć, że się żyje. Ale życia slow w ogóle nie musisz się uczyć. Wystarczy trochę poczekać.
A póki możesz, pobiegaj. Albo polataj.