W Wysokich Obcasach obszerna rozmowa Krystyny Romanowskiej z psycholożką Izabelą Jąderek na temat reakcji kobiet stawianych przez partnera pod ścianą komunikatem o “otwieraniu związku”. Czyli, mówiąc wprost, przychodzi mąż do żony i oświadcza, że ma ochotę na “skok w bok”, albo zgoła na związek poligamiczny, bo mu się podoba styl życia w kulturze arabskiej. Tylko u nas jakoś kłopot z utrzymaniem czterech żon. Ale co tam, kobitki zaradne, przy czterech polskich żonach, to się jakoś jeden mąż uchowa. I życie będzie miał jak po różach, bo nasza kultura nie wymaga stawiania każdej ze swoich kobiet osobnego domu i utrzymywania na podobnym poziomie razem z potomstwem.
Kobiety, wg psycholożki, reagują głównie obwinianiem siebie, czyli “co ze mną jest nie tak, że mu nie wystarczam”. To jest tak typowe, że chwilowo odłożę ten temat, bo o niskiej samoocenie Polek, niczym nieuzasadnionej, to już pisałam i jeszcze napiszę pewnie nieraz.
Akurat w tym artykule zainteresował mnie komunikat, że właściwie bardziej uczciwe jest powiedzenie partnerce, że ma się ochotę ją zdradzać, niż robienie tego po kryjomu. Wywalamy kawę na ławę i niech sobie kobita radzi. Może odejść, może zostać, została poinformowana. No i kończy się to, podobno, różnie. Są takie, które zagryzając zęby i płacząc po kątach, zostają. Są takie, które kończą relację. Nic nie ma o takich, które na powyższy komunikat odpowiadają ” Świetny pomysł, kochanie, już dawno chciałam ci przedstawić Janka, ale jakoś się krępowałam. A on nawet mógłby być twoim partnerem do tenisa, bo ja nie lubię grać i skoczyłabym w tym czasie na zakupy”. No, ale rozumiem, że artykuł nie o tym, tylko o tym jak krzywdzić, żeby mniej bolało. Konkluzja obu pań jest dosyć słuszna- nie da się. Boli zawsze.
I teraz moje trzy grosze. Jasne, że najlepiej byłoby, gdyby się ludzie nie zdradzali. Ale to robią, jak ziemia długa i szeroka, polecam doskonałą książkę Esther Perel “Kocha,lubi, zdradza” na ten temat i setkę innych. Zjawisko jest powszechne, a w dzisiejszych czasach niezwykle łatwo nawiązywać różne kontakty, wystarczy w telefonie zainstalować choćby Tindera. Spora część z nas w jakiś sposób zapewne zetknie się z problemem, paleolityczna socjobiologia połączona z narzędziami komunikacji 21-go wieku to dosyć zabójczy koktajl dla monogamicznych związków.
Mnie, mimo wszystko, jakoś bardziej podoba się francuski wdzięk w podejściu do tematu, niż ponury amerykański purytanizm. I ta szczerość komunikatu wygłaszanego do poczciwej żony “idę na baby, a ty rób z tym, co chcesz” wydaje mi się zimnym okrucieństwem, a nie uczciwością w relacji. Chyba więcej klasy miały te kupowane “na przeprosiny” przedwojenne futra i brylantowe kolie, niż dzisiejsza propozycja otwierania związku, kiedy chce tego tylko jedna strona. Jednym słowem, jeśli już miałabym być okradana, to przez Arsena Lupina, a nie przez zakapiora z rewolwerem w ręku chrypiącego przez maskę “pieniądze, albo życie”.
Poza tym, mam nieodparte wrażenie, że słynna męska odwaga jakoś nie pozwala podobnych rewelacji opowiadać żonom, co do których można mieć obawę graniczącą z pewnością, że odpowiedzą pięknym za nadobne.
A mnie się wydaje,że takiego otwarcia związku to zechce facet,któremu w ogóle już na tym związku nie zależy.W innym razie będzie ściemniał,wypierał się w żywy kamień, przyparty do muru przepraszał i brał na litość.
Pewnie różnie z tym bywa, ale ja bym nie chciała usłyszeć takiego komunikatu
To lepiej być oszukiwaną? Po co komu taki związek? Upokarzające. Poza tym, wydaje mi się, że mało który ma jaja i jest na tyle uczciwy, aby coś takiego zaproponować. Ja wolałabym usłyszeć taki komunikat, niż być robioną w konia pindzią. Wtedy moglabym świadomie zdecydować co dalej
Zwykle ludzie wygłaszają takie radykalne opinie jeśli nigdy nie byli w takiej sytuacji. Z rozmowy w artykule wynikało, że partnerki tych “uczciwych” niespecjalnie były im za tą uczciwość wdzięczne, raczej rozbite lądowały na terapii. Najbardziej uczciwe byłoby komunikowanie takich rzeczy PRZED wejściem z kimś w związek, wtedy faktycznie można świadomie decydować. Kiedy już się ma wspólne dzieci, kredyty i niewielkie szanse na rynku wtórnym, trochę inaczej to wygląda. Silnym partnerkom można stawiać takie wyzwania, ale nie każda podoła.
Z tekstu wynika, ze chodzi o komunikat PRZED („mam ochotę na skok w bok”), a nie PO. Według mnie takie oszukiwanie się nie pasuje do wiedźmy 🙂 Raczej spodziewałam się podsumowania w stylu: Głowa do góry, znajcie swoją wartość, z takiego faceta i tak pożytku nie będzie, szukajcie sobie dziewczyny lepszych partii! Oczywiście nie każda moze być wiedźma 🙂
Miałam na myśli taki komunikat przed wejściem w ten podstawowy związek, a nie przed skokiem w bok 😉 . A co do wiedźm -mam dziwną pewność, że w ogóle taki komunikat nie miałby miejsca 🙂 , utrzymać się u boku wiedźmy jest wystarczająco trudno, na skoki w bok nie ma mocy przerobowych ;-)))
No to rozumiem :))
Według mnie, mimo, że boli, to jednak takie podejście do sprawy jest jednak uczciwsze. I obojętnie czy taki komunikat mówi facet żonie czy babka mężowi (albo w związkach nie hetero). Wtedy ktoś nie oszukuje drugiej strony tylko mówi wprost: ,,zostań jeśli chcesz albo znajdź sobie kogoś innego/lepszego niż ja”. Te kolie i futra na przeprosiny to obłuda bo jeśli ktoś (obojętnie czy on czy ona) się już zainteresował drugim obiektem (człowiekiem) i taką ma naturę to te przeprosiny to oszukiwanie: ,,przepraszam, teraz będzie dobrze”. A wcale nie będzie. Bo i tak może się okazać, że zdradzi znowu. Trwanie przy kimś kto obiecuje, że nie będzie a teraz to robi jest dla mnie bez sensu, to druga sprawa. A przyjęcie od kogoś prezentu ,,na przeprosiny” w tej sytuacji uważam za więcej niż niestosowne. Nie wszystkich można kupić w taki sposób choć podobno każdy człowiek ma swoją cenę…
Na pewno uczciwsze, ale uczciwość nie zawsze musi być priorytetem. Uczciwie jest też powiedzieć choremu na raka jakie naprawdę ma szanse, ale wcale nie każdy chce usłyszeć prawdę.
A jednak to ta prawda (fakt posiadania choroby) zdecyduje czy przeżyje i ile. I żadne mydlenie oczu tego niestety nie zmieni. Tu analogicznie. Można udawać i mamić kogoś prezentami. No właśnie, tylko w takiej relacji już nic nie ma a chory na raka nie jest tak naprawdę zdrowy. Nie musowo ,,walić z działa”. Można kulturalnie, choć boli na pewno.
Nie zawsze tak jest. Bliska mi osoba umierając do końca “wypierala” myśli, że umrze. Skoro i tak nie dało się już nic zrobić, myślę, że mimo wszystko latwiej dla Niej było trwać do końca z taką świadomością. Nie każdy chce to wiedzieć, może inaczej – nie każdy jest w stanie poradzić sobie z taką wiedzą.
Na pewno każdy ma inne potrzeby i inną wrażliwość, to jasne. Ale też naszła mnie teraz taka refleksja, że jest duża różnica pomiędzy nie mówieniem komuś choremu w trosce o niego, żeby o tym nie myślał i się nie bał a oszukiwaniem lub byciem oszukiwanym przez własnego męża/żonę. To, że nie mówi się choremu, że umrze jest w trosce o tą osobę. A okłamywanie partnera jest po prostu strachem przed wzięciem na siebie odpowiedzialności, że ta zdrada, lub jej chęć, to moja wina. Rak nie jest z winy drugiej osoby a zdrada owszem, jest świadomym wyborem (można zdradzić lub nie, nawet jak jest pokusa). Każdy z nas ma inne zdanie po prostu i wiadomo, że są różne sytuacje. Nie chcę żeby ktoś inny myślał jak ja i żeby to tak zabrzmiało, że chcę. Może źle to ujęłam. Ja wolałabym nie być okłamywana. Są różne osoby i różna ,,odporność”. Najlepiej jak Pani Wiedźma pisała-żeby ktoś mówił partnerowi przed związkiem, że może zdradzać. Ale niestety ludzie tak nie robią.
Dziewczyny, ja się w sumie z Wami zgadzam, ale znam parę kobiet, które za nic nie chcą znać prawdy i dopóki ich faceci się kryją, to one są szczęśliwe udając, że nic się nie dzieje. Po co im taka szczerość?
A całkiem na marginesie dodam, że ze zdrady seksualnej robi się moim zdaniem za duże halo, są gorsze zdrady. I podobało mi się mądre zdanie któregoś psychologa, że niesłusznie wybielamy osobę zdradzaną, bo jeśli ktoś zdradza, to zwykle znaczy, że tej drugiej osoby już dawno nie ma w tym związku. Do przemyślenia.