Mężczyźni żyją nie tylko w świecie hierarchicznym, o czym pisałam w “Grze o tron“, ale również w świecie jasnych umów i dokładnych kalkulacji.
Natomiast wiele grzecznych dziewczynek wciąż jeszcze wchodzi w życie jak do Królestwa Baśni, w naiwnej nadziei, że królewicz, którego spotkają, okaże się nie tylko przystojny, ale też uczciwy, bezinteresowny i gotów wyjść ze skóry, aby jej przychylić nieba.
Co bywa prawdą, ale na ogół tylko na początku. A one jego płomienne deklaracje wygłaszane w fazie zakochania biorą nie tylko za dobrą monetę, ale na dodatek uważają, że zakochany to on będzie zawsze.
Może tak, może nie. Między innymi po to wymyślono kiedyś małżeństwo, żeby zabezpieczyć interesy ekonomiczne obu stron w wypadku owego zakochania przeminięcia. Zresztą w dawnych czasach zakochanie obchodziło zainteresowane rodziny jakby mniej, za to bardzo pilnowano majątku i przedłużenia rodu. Teraz coraz popularniejsze są konkubinaty i jestem jak najbardziej za. Pod jednym warunkiem. Pilnuj kasy.
O ile my mamy skłonność do romantycznych wyobrażeń na temat małżeństwa, to mężczyźni traktują je jako rodzaj umowy, która ma dosyć jasne warunki.
Tu uwaga dla nieszczęsnych kochanek, czekających aż ukochany się rozwiedzie. I dlaczego następuje to jednak dosyć rzadko. Choć nie mówię, że wcale. Po prostu facet ma uczucie, że zawarł już jedną umowę i skoro kontrahent, czyli żona, wywiązuje się ze swoich obowiązków, to brak jest podstaw prawnych do jej rozwiązania. Nie widzi też powodu do negocjowania od nowa ważkich kwestii czystych ubrań w szafie i obiadu na czas. W dodatku z niewiadomym skutkiem. Pacta sunt servanda, facet chce być słowny.
Więc jeśli ci zależy na formalnym związku, negocjuj przed konsumpcją, bo po, to może być musztarda po obiedzie. Weź pod uwagę, że w czasie orgazmu obojgu wam się wydzieli oksytocyna, ale inaczej zadziała na ciebie, a inaczej na zainteresowanego. Poczytaj “Zdradziecką chemię“. Albo ucz się historii. Wystarczy prześledzić strategię Anny Boleyn, chociaż w sumie źle to się dla niej skończyło. Ale niewątpliwie była skuteczna. Henryk VIII wymyślił nawet nową religię, żeby tylko zedrzeć z niej w końcu majtki.
Panowie bardzo tu pilnują słów i starają się nie deklarować jasno, a kobiety mają tendencje do brania zwyczajowych formułek “całe życie na ciebie czekałem” za oświadczyny. A potem słyszą “przecież ja ci nic nie obiecywałem”. Fakt. Ale ona myślała, że to się rozumie samo przez się. Błąd. Trzeba było dopytać. A najlepiej ustalić pisemnie.
Choć hrabiny Cosel nawet pisemne zobowiązanie Augusta Mocnego nie uratowało, a jedynie zapewniło wieloletnie uwięzienie.
Tak samo nie rozumie się “samo przez się”, że meble które kupisz do jego mieszkania są na pewno twoje, jeśli żyjecie w konkubinacie. Zbieraj paragony, bo możesz się zdziwić. Jego kariera, na którą pracujecie wspólnie, to już na pewno jest tylko jego. I emerytura też.
Przy okazji, jeśli już mówimy o karierze, to czytałam kiedyś artykuł, że co bardziej narcystyczni faceci, w przypadku zawrotnych awansów społecznych niekoniecznie lubią mieć u boku świadka, który pamięta jeszcze jak to było, kiedy uczyli się jeść nożem i widelcem.
Mężczyźni mają tu jakby jasność w temacie i mało który ma ochotę kibicować karierze bardziej uzdolnionej żony, odwalając nudne i żmudne czynności domowe. Są tacy, oczywiście, ale garstka. Reszta stawia raczej na siebie, choćby mieli talent jedynie do szpachlowania ścian. Niewielu także gryzie palce po nocach, bo ukochana wprawdzie deklaruje uczucie, ale nie ma ochoty rozstawać się z mężem. Jeżeli romansują z mężatką, to zazwyczaj szanują fakt, że umowę cywilno-prawną zawarła już z kim innym. A kiedy żyją w konkubinacie to na ogół lubią być właścicielami wspólnych nieruchomości, samochodów i dysponentami kont bankowych. Tak na wszelki wypadek.
Niektóre kobiety są w ogóle już skrajnie naiwne i potrafią za ochłap uczucia oddawać psychopatom oszczędności życia, albo brać kredyty na księżycowe inwestycje swoich ukochanych. Ale to temat na całkiem inny felieton. I chyba do gazety z dziedziny psychiatrii.
“w przypadku zawrotnych awansów społecznych niekoniecznie lubią mieć u boku świadka, który pamięta jeszcze jak to było, kiedy uczyli się jeść nożem i widelcem” – cudne! Choć jednocześnie wqwiające, bo takie prawdziwe. Kiedyś wyczytałam, że pierwszej żonie mężczyzna zawdzięcza sukces, a sukcesowi drugą żonę. Jestem całym serduszkiem za pierwszymi żonami i życzę im, żeby oskubały takiego jurnego ptaszka do ostatniego piórka na zadku. I niech idzie z tym jednym piórkiem do tej drugiej. Obaczymy, czy będzie taka chętna 😉
Nech Cię pocieszy równie mądre zdanie, że druga żona bywa karą za to jak się potraktowało pierwszą 🙂