Taka scenka. Jesteśmy sobie na Wydmie na lataniu. Jeden kolega, tuż po starcie, zahacza glajtem o drzewo pobliskiego zagajnika, ale że jest bardzo nisko nad piaskiem, to tylko gwałtowniej przyziemia, bez szkody dla zdrowia.
Natomiast linki skrzydła oplątują gałęzie i mimo prób widać, że sam sobie nie poradzi. Moje czułe serduszko wyrywa się do pomocy, już chcę biec, mimo, że rozłożona do startu. I do instruktora wołam ponaglająco “No chodź, trzeba mu pomóc.” Na co słyszę w odpowiedzi spokojne: “Pomożemy, jak się warun skończy.” Bo wiadomo, że za godzinkę wiatr siądzie i już nikt nie polata. A Piotrek sam sobie winny i albo sobie poradzi, albo musi zaczekać aż się koledzy nalatają i przyjdą z pomocą.
Przypomniała mi się ta scenka dzisiaj, w czasie rozmowy z jedną młodą czarownicą na temat wymagań jej brata odnośnie pomocy w opiece nad jego dziećmi. Uważa on bowiem, że skoro ona własnych dzieci nie ma, to jest zobowiązana do pomocy w niańczeniu jego progenitury. Podejrzewam, że gdyby zamiast siostry miał brata, przez myśl by mu to nie przeszło.
A nawet gdyby przeszło i odważył się swoje roszczenia wyartykułować, to by w odpowiedzi usłyszał, że brat wpadnie, jak tylko skończy robić rzeczy dla siebie ważne i interesujące. Czyli nigdy.
Podczas gdy grzeczna dziewczynka wije się w tłumaczeniach czemu nie chce spędzić weekendu opiekując się dziećmi brata, to niegrzeczny Jaś po prostu idzie na motor i nikomu nie przychodzi do głowy nawet składać mu takiej propozycji. Tak samo grzeczna Zosia myje wszystkie okna na święta, bo jakby się sąsiadkom wytłumaczyła z brudnych, a Krzyś kombinuje jak tu wyskoczyć na narty z kolegami. Na okna nawet nie spojrzy. I tak nie usłyszy słowa krytyki na ten temat. Ani na żaden inny, bo ostatni kolega, który skrytykował jego grę w kręgle, jeszcze nie wyszedł ze szpitala.
Żarty żartami, ale smutno mi się robi, kiedy słyszę w rozmowach, jak bardzo kobiety są zewnątrzsterowne. Zależne od opinii mamy, teściowej, córki i synowej. Szwagra kolegi brata z wojska. Księdza proboszcza i jego gospodyni. Jak łatwo rezygnują z tego co chciałyby robić, na rzecz tego, o czym dały się przekonać, że robić powinny. Nawet dzieci gotowe są rodzić nie dlatego, że chcą, ale dlatego, że rodzina bliższa i dalsza tego od nich oczekuje. Pokażcie mi faceta, który podpisze kontrakt na 25 lat ciężkich robót, bo mu ciocia kazała. Miej dzieci, oczywiście, ale jeśli chcesz tego Ty, a nie narzeczony, mama, albo pan premier. Polecam szczególnie córeczki.
To samo z opieką nad wnukami. Patrzyłam ostatnio jak synowa wciska mojej koleżance dwójkę wnucząt, bo sama miała ochotę poimprezować. I babcia potulnie się zgadza, choć skądinąd wiem, że ma mocno dosyć tej opieki, bo też ma różne fajne pomysły na weekend, niekoniecznie związane z niańczeniem nieletnich. Ale jak tu odmówić? Normalnie. Nie, bo nie.
Nie odplączę ci teraz linek, bo jest fajny warun i chcę polatać.
Nie zajmę się twoimi dziećmi, bo wolę iść na rower. To są, poniekąd, twoje dzieci i twoje życiowe wybory.
Nie wyprasuję ci koszuli, skarbie, bo piszę. Masz dwie ręce, radź sobie.
Nie zrobię Wigilii na 25 osób, bo mam ochotę ponurkować w Egipcie.
Ja nie mówię, że mamy dla nikogo niczego nie robić. Bądźmy życzliwe i pomocne, ale dawajmy z nadmiaru, a nie z deficytu. Nie kosztem siebie, żeby potem rozgoryczone narzekać na zmęczenie i czarną niewdzięczność bliskich i dalekich. Dawajmy z hojności serca, a nie dlatego, że ktoś inny uważa, że “powinnyśmy, bo jesteśmy kobietami, matkami, babciami czy siostrami”. Czyli kimś, kto z natury jest opiekuńczy i musi się poświęcać.
A co do tej szklanki wody na starość, to wiecie co?
Zamówię sobie kelnera z pobliskiej restauracji.
Oj tak..opieka nad wnukami to nie zawsze jest ulubione zajęcie dziadków (chore przekonanie, że powinno). Skąd w ogóle taki pomysł, że komuś może sprawiać radość zajmowanie się na dłuższą metę jako darmowa opiekunka (co innego jeśli raz na jakiś czas, ale nie jak koń roboczy, bo rodzice są zbyt zajęci) wychowywanymi bezstresowo maluchami. Ale nie wypada odmówić. I potem wszyscy udają, że jest fajnie. No nie jest…
Radzę konsekwentnie odmawiać przez pół roku, a potem RAZ się zgodzić 🙂 i sprawdzić efekt. Satysfakcja gwarantowana:-)
Ze wszystkim tezami się absolutnie zgadzam. Wnukami na szczęście wcale się nie zajmuję , no oki może bym chciała tak z raz czy dwa w roku , ale tu mówi się trudno. Dodałabym tylko od siebie , że prędzej dostaniemy tą szklankę wody od samodzielnych i niezależnych od nas dzieci , niż od tych którym ciągle usługujemy.
Zgadzam się w zupełności, w dodatku całkiem możliwe, że pić nam się nie będzie chciało 😉
Ech… Odmówi facet? “No tak, tacy są faceci”. Odmówi kobieta? “Egoistka!” Grrr.
Potwierdzam, jestem egoistką i dobrze mi z tym 🙂
Właśnie dzisiaj wywiązała się rozmowa z mamą na podobny temat. Moja rodzicielka twierdzi, że Marysia (córka Martyny Wojciechowskiej) wolałaby mamę, która od czasu do czasu upiecze placek niż taką, która podróżuje dla siebie. A jak wygarnęłam, że co z himalaistami, którzy też są ,,egoistycznymi ojcami” to zaraz, że ona tylko podała przykład człowieka i że facetów też miała na myśli. No chyba nie… Moze ja się czepiam ale mam już dość słuchania tego typu wywodów. I to przez same kobiety bo np. mój tata nigdy by tak nie powiedział.
Dobry przykład. Himalaisci mają przyzwolenie na pasje, mogą tygodniami oczekiwać na “okno pogodowe ” i w wywiadach nie widać, żeby szczególnie spieszylo Im się do powrotu do codzienności. Jakoś wciąż mam w pamięci usmiechnietego Adama Bieleckiego. Kobiety płacą o wiele wyższa cenę chcąc realizować tego typu pasje i jednocześnie spełnic się w roli matki.
To przez nasze ciągle myślące stereotypami i głupotami społeczeństwo. Moim zdaniem powinno się traktować równo. Skoro dziecko może mieć skrzywienie emocjonalne (niby, jak jest to nie wiem) jak blisko nie ma mamy, to tak samo, jak blisko nie ma ojca. W końcu potrzebni są oboje rodzice, choć czasem samotna mama/tata jest lepszą opcją niż np. domowy terrorysta albo alkoholik (ale ja nie o tym chciałam). Od matek ciągle się wymaga (czasem aż nadto) a ojcowie są ok chociażby był nieobecny i faktycznie miał dziecko w nosie.
Dziecko potrzebuje miłości i akceptacji, a nie placka 🙂
Trzeba by spytać Marysi, ale myślę, że super mieć taką mamę jak Martyna 🙂 Nie żebym na moją narzekała, jest spoko, ale Martyna jest zjawiskowa i myślę, że Marysia nie narzeka..
Właśnie też tak myślę a poza tym gdzieś czytałam wywiad, że Marysia też podziela pasje mamy do podróży. Ale moja twierdzi, że gdzie tam, że jej mama (Martyna) pierze jej mózg. Nie może zrozumieć, że inni mogą chcieć żyć inaczej i że kobiety nie muszą być od pieczenia placków i zaprawiania dżemów. A nie jest ,,kurą domową”, sama pracowała więc nie wiem, chyba lubi się umartwiać.
Nie wiem, ja częściej widzę asertywność niż poświęcenie w pomaganiu. I bardzo cenię takie osoby (bo na szczęście o kilku mogę tak powiedzieć, pozdrowienia dla K., M, E.), które pomagają bo mnie lubią a nie dlatego, że czegoś chcą wzamian. Czasem można zrezygnować, ze swoich planów i pomoc młodym rodzicom, bo dla nich może to być okazja raz na miesiąc (a dla niektórych raz na rok) by wyjść z domu. W relacjach chyba nie powinno być dawania wyłącznie “z nadmiaru”. Czasem warto pomóc innym w “ubytek sobiec”, zwłaszcza, że takie proszenie o pomóc (nawet jeśli celem jest rozrywka) łatwe nie jest. Czy odmawia kobieta czy mężczyzna, tak samo nie fajnie.
Być może, ale pomoc z “nadmiaru” nie rodzi na ogół oczekiwania odwzajemnienia, więc nie skutkuje rozgoryczeniem.A młodzi rodzice bywają dość roszczeniowi w stosunku do otoczenia. Odmowa nie jest fajna, ale robienie czegoś wbrew sobie też fajne nie jest.
U mnie jest Przykład u szwagierki
30 letnia,córka z 3 dzieci z kolejnym facetem raz w miesiącu na tydzień podrzuca progerniturę.A to Grecja, a to Francja,wyjazd w góry czy nad morze bez Dzieci.
No super,ale jednak to są jej dzieci i jej obowiązek.
Jak ja jechałam na spotkania wszelakie to zabierałam córkę ze sobą.
Kilkukrotnie w jej 16 letnim życiu oddałam pod opiekę, ale nie nagminnie.
No cóż co człowiek to inne wyobrażenie o obowiązkach
Jak się babcie zgadzają na taki wyzysk to proszę bardzo, nikt nie zabrania być męczennicą..
Mnie zawsze rozwala tekst typu: ,,Kobieta/żona urodziła MU dziecko”. Nie sobie albo IM (sobie i mężowi) bo przecież zawsze TYLKO JEMU. Dziecko, którym nawet jaśniepan się nie zajmie przeważnie, taki zarobiony xD To chore jest. A w internetach znowu się roi od intelektualistuff typu pan Rola-Patola. No ale przecież te ,,babochłopy” feministki się czepiają a wszystko jest cacy…
a teraz jeszcze incele, to dopiero patologia..i to groźna