Zatrute jabłko Hesperyd

Zatrute jabłko Hesperyd

Jabłka w mitach mają, generalnie, nie najlepszą prasę. W chrześcijaństwie, wiadomo, ciekawska Ewa i owoc z drzewa wiadomości dobrego i złego kosztowały ludzkość utratę Raju. I konieczność zapinkalania codziennie na siódmą do roboty. Taka z kolei Śnieżka, naiwne głupiątko, wzięła zatrute jabłuszko z ręki przebranej za staruszkę macochy i bach! w szklanej trumnie musiała potem czekać na pocałunek królewicza.

W innym mitycznym ogrodzie, ogrodzie Hesperyd, złotych jabłek strzegł stugłowy smok Ladon i biedny Herkules nie miał lekko z wykradaniem cennych owoców.

Mnie najbardziej z tego rusza historia Śnieżki, bo widzę w niej pewien kobiecy uniwersalizm.

Nie bez przyczyny bowiem mają macochy w bajkach taką kiepską opinię. I wcale nie chodzi mi o te prawdziwe, zastępujące lepiej lub gorzej, nieobecne w życiu dziewczynek, matki.

Bardziej myślę o tym macoszym aspekcie obecnym w całkiem zwyczajnych mamusiach nic nie podejrzewających córek. Obecnym w wielu z nas, chociaż przecież swoje córki kochamy nad życie.

Psychologowie uważają, że więź matki z córką jest jedną z najsilniejszych i najtrudniejszych zarazem. I założę się, że niejedna córka to potwierdzi.

Znam kobiety, które jako bardzo dorosłe już osoby nadal mają dreszcze na ciele przed wizytą mamusi w ich własnym domu. Bo wiadomo, że zaraz okaże się, że okna nieumyte, albo kolor ścian nie taki jak trzeba. Że córka ciągle jednak nie dorasta do pielęgnowanego w sercu wychowawczego ideału. Bo może to czy tamto już jej wychodzi, ale tyle jeszcze do poprawki. Za to synek, chluba mamusi, jest po prostu chodzącym ideałem i żadna panna nie jest go warta. A jak coś ma w życiu pod górkę, to tylko i wyłącznie dlatego, że świat go nie rozumie, a ludzie są po prostu podli i się na nim nie poznali.

Bo od córek wymagamy jeszcze więcej niż od siebie. I nie ma tu miejsca na taryfę ulgową. Skoro ja dałam radę zrobić studia i wychować ciebie, moja miła, to ty co najmniej doktorat, bogatego męża i czwórkę małych geniuszy. I nie maż mi się tutaj, kobieta musi być silna.

Albo. Mnie się w życiu nie udało, ale ty, córeczko, zawojujesz świat. I będziesz dowodem na to, że jednak coś mi wyszło. Wprawdzie mąż mnie zostawił, trzech kolejnych narzeczonych też, ale twoje podziękowania przy odbieraniu Nobla wleją wreszcie trochę miodu do mojego zgorzkniałego serduszka. Nie umiem ciebie kochać, bo nie kocham swojego wewnętrznego dziecka. Ale za to będę od ciebie wymagać. I bez przerwy oceniać.

Najczęściej chcemy żeby córki były takie jak my, tylko lepsze. A one co innego lubią, kto inny im się podoba, niekoniecznie pragną realizować nasz plan na ich życie.

I zdarza się, że zamiast złotego jabłka z ogrodu Hesperyd, dostają wtedy od nas zatrute jabłuszko Śnieżki. Czyli krytykę, brak akceptacji, odrzucenie. I zastygają w szklanej trumnie w oczekiwaniu na pocałunek prawdziwej miłości.

Fajnie, jeśli to będzie jakiś miły Shrek.

 

0 thoughts on “Zatrute jabłko Hesperyd

  1. To chyba stąd wzięły się te wkurzające kawały o teściowej. Bo teść, jeśli nawet wymagający, to wymaga w normalny sposób, by młodzi byli mądrzy i odpowiedzialni. A nie by mężowe koszule były białe (chyba, że mąż sam je sobie upierze i wyprasuje :)) a okna umyte w grudniu. Faceci, jeśli są odpowiedzialni, to odpowiedzialni normalnie a kobiety są często nadodpowiedzialne. Za bzdety w sumie. I wymagają tego od córek, wnuczek. Nawet nie wiedzą, że w ten sposób je krzywdzą. I nie chodzi by nikt za nic nie odpowiadał. Ale bez przesady.

  2. Trafna obserwacja + wycieczka mitologiczna. Lubię! Często widzę tę dysproporcję między wychowywaniem córek i synów. Różnicę w wymaganiach, interpretacji zachowań, aż po gotowanie oddzielnych obiadów dla synka. Czy moje pokolenie coś zmieni w tym temacie? hm… nie wiem nawet czy sama coś zmienię, bo na razie mam tylko synów 😉

    1. no ja mam same córki, więc nie do końca łapię czemu ten fioł na punkcie syneczka 😉 córeczki są the best 🙂

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

Back To Top