Od razu mówię, że mnie nie. Ja ich uwielbiam i jestem z nich dumna, zwłaszcza, że w przypadku dwóch egzemplarzy przyznaję się do współautorstwa i podpisuję obiema rękami.
Natomiast autorzy artykułów o tym pokoleniu, urodzonym w latach 1980-2000 (mniej więcej, różnie to jest podawane) zazwyczaj biadolą z jaką to trudną i roszczeniową generacją mamy do czynienia.
Nie chcą brać nadgodzin, ani utożsamiać się z firmą. Ba, w ogóle nie chcą pracować w firmach, które działają niezgodnie z ich poglądami na świat. Na przykład w rzeźniach, albo koncernach tytoniowych. Zmieniają pracę częściej niż babcia zimowe rękawiczki. Przy kupowaniu produktu ważniejsza jest dla nich opinia o nim na fejsie niż udana kampania reklamowa specjalistów d/s marketingu. Nie rozstają się ze swoimi smartfonami. I tak dalej.
Po kolei. Ten żałobny lament o nielojalności wobec firmy. Pamiętam, jak to było w przypadku mojego męża, przedstawiciela pokolenia X. Lojalnie poświęcał swojej korporacji czas i wysiłek, nie licząc godzin i lat. Firma była ważniejsza niż rodzina, czas wolny, czy pasje. Po 10-latach i wyssaniu wszelkiej energii, korporacja rozstała się z nim z dnia na dzień, co przypłacił takim stresem, że skończyło się na kardiologii.
Roszczeniowość. No bezczelni są, słowo daję. Chcą przyzwoitych zarobków, na przykład w medycynie, i sobie robią strajk rezydentów, zamiast pokornie dołączyć do ogona orszaku medycznych kacyków, uwłaszczonych na pseudo-państwowych oddziałach i cierpliwie poczekać, aż coś im skapnie z pańskiego stołu po 20-stu latach potakiwania panu ordynatorowi.
Nie chcą kupować mieszkań, wolą wynajmować. No kto to widział, żeby tak sobie żyć swobodnie, bez pętli kredytowej na szyi, za to z możliwością spakowania się w dowolnej chwili i wyruszenia dokądkolwiek. Zwłaszcza w świecie pracy mobilnej i przy opanowaniu technologii informatycznych. Banki są nieutulone w żalu.
Nie mają szacunku dla autorytetów. I jak autorytet plecie bzdury, to mu to publicznie wytkną, bez żadnych hamulców. Pamiętam, jak musiałam iść do szkoły, bo młodsza napyskowała wychowawczyni. Pytam ją wcześniej- o co chodzi, i słyszę, że tak się podziało, bo pani jest głupia. Okadzam dydaktycznym smrodkiem, że tak nie wolno, nauczycieli trzeba szanować i tak dalej. Po czym idę na rozmowę i przekonuję się, że (sorry!) -pani JEST głupia. Kurtyna.
Ja nie mówię, że millenialsi to jakiś zbiór ideałów. Ale przeważnie ci, których spotykam to fajni, bystrzy młodzi ludzie i w kontaktach z nimi można się wiele nauczyć. Pod warunkiem, że nie okopiemy się na stanowisku, że jesteśmy starsi, to wiemy lepiej. Najczęściej nie wiemy. My się uczymy wirtualnego świata, oni się w nim urodzili i to ich środowisko naturalne. Świat realny też zmienia się tak szybko, że ledwie nadążamy, albo i nie. Dlatego strojenie się w piórka autorytetu tylko z powodu peselu oni uważają za śmieszne i mają rację.
Cholera, za wcześnie się urodziłam.
Checked, chekced, checked, nie checked 😉 Ale właściwie tylko to wiszenie w komórce do mnie nie pasuje. Ha, ciągle mówię na telefon “komórka”, a nie “smartfon” 😉 Bardzo podoba mi się to myślenie, że jeśli praca mi nie odpowiada, to mogę ją zmienić. Bo mogę, nikt mnie do niej nie przyspawał. To proste, mimo że wielu ludzi wciąż nie chce w to uwierzyć.
hi, hi za to ja wiszę bez przerwy, zwłaszcza, że odkryłam w niej Netflixa 🙂
.Milenialsem w duszy jest się niezależnie od tego co mówi pesel-także Sonia witaj w klubie ☺️.Należy do tego klubu także moja rodzicielka rocznik 63.Jest właśnie w podróży kamperem po USA.
Ja i syn z pokolenia milenijnego i bardzo sobie to chwalę
Dziękuję Wiedźmo 🙂 Jako przedstawicielka pokolenia. Mimo, że ja kieruję się zazwyczaj własną opinią lub ludzi, których naprawdę ,,uważam” zamiast tą z fejsa i niektóre cechy ,,typowych” millenialsów do mnie nie pasują to i tak jestem przecież z tego pokolenia bo urodziłam się w tym czasie. Fajnie, że są ludzie, którzy doceniają zalety nas młodych a nie tylko biadolą: ,,A za moich czasów…” Każde pokolenie ma przecież i wady i zalety. Tylko nie wszystko, co ktoś określa jako wadę, nią jest (gdzieś już tak pisałaś zresztą) 🙂
Prawdę mówiąc, uważam was za bystrzejsze pokolenie od poprzednich i pokładam w was duże nadzieje 🙂
To miłe 🙂 Faktycznie czasami porównując poglądy poprzednich pokoleń i młodych (mądrych, głupich młodych też nie brakuje niestety a i z poprzednich pokoleń znajdą się ,,perełki”) to widzę ten dysonans. Dużo młodych nie daje sobie po prostu wciskać kitu podszywającego się pod ideały (a poprzednicy często dawali się tak naciągać). To nie to samo co chamskie, bezpodstawne pyskówki ale wielu starszych nie odróżnia czasami walki o swoje od zwykłego, nieuzasadnionego chamstwa (którego ja też nie popieram).
Odnośnie uwiązania w pracy, to poprzednie pokolenia dały sobie zrobić pranie mózgu. Zamiast harować (gdy nie ma przymusu, bo jak ktoś przymiera głodem to inna sprawa) w nielubianej firmie lub innym przybytku, ludzie już dawno powinni byli pokazać, że miejsce pracy to ich wolny wybór i nie muszą wcale robić w firmie Prezesa Zdzisia jak im się płace albo jego zasady nie podobają. Ale Polacy chyba się przyzwyczaili do PRLu i zasad tam panujących i nie mogą ogarnąć, że każdy teraz ma wolny wybór i wiele możliwości. I że podejście szefa lub całej firmy do świata i pracownika TEŻ ma znaczenie, praktycznie takie samo jak inne aspekty (jak czasami nie większe bo na chorych zasadach/poglądach zdrowej instytucji się nie stworzy). A na Japończyków narzekają, że u nich pracoholizm się szerzy.
To chyba nawet nie chodzi o PRL, tylko o ten przymus “dorobienia się” za wszelką cenę. Żeby pokazać znajomym, że stać nas na dom, wakacje w Kenii i nowe auto, tkwimy w znienawidzonej robocie, póki nas zawał nie skosi.