Może to mało świąteczny temat, a może właśnie na czasie. Bo czytam sobie oto wstrząsający artykuł o zjawisku pozbywania się starszych krewnych na okres świąt. Oddziały interny pękają w tym czasie w szwach, babcie i dziadkowie wepchnięci przez najbliższą rodzinę do szpitala pod byle pretekstem, leżą pokotem na korytarzach, bo brakuje miejsc. Personel medyczny dobrze wie, o co chodzi, ale przyjąć starszą osobę z infekcją czy odwodnieniem musi, a po wyleczeniu nie może wypisać, jeśli nikt z rodziny nie zgłasza się po odbiór. Wiadomo- przyjadą po Nowym Roku, jak wrócą z wczasów.
Zjawisko obrzydliwe, ale istnieje. Jedna z pielęgniarek nawet bierze trochę niewdzięczne dzieci w obronę, bo stary człowiek z demencją, atakami furii, uciekający w nieznane, bywa naprawdę trudny do zniesienia. Pamiętam jak babcia mojego przyjaciela, otoczona serdeczną opieką i troską, regularnie sprowadzała rodzinie na głowę policję, bo wychodziła przed dom i konspiracyjnym szeptem prosiła przechodniów o pomoc, bo jej się wydawało, że jest porwana i uwięziona.
Mnie zastanawia co innego. Chyba tylko jeszcze na historycznych filmach możemy oglądać sceny, kiedy senior rodu leży na posłaniu, spokojnie żegna się z rodziną, rozdysponowuje majątek, przekazuje koronę, a potem modli się i czeka na śmierć. Z godnością. Rodzina stoi wokół, płacze, ale wydaje się pogodzona z nieuniknionym.
Ten sam moment w filmach dotyczących współczesności wygląda zupełnie inaczej. Nikt nie umiera w domu, wszyscy w szpitalu, gdzie rodzina histerycznie błaga lekarzy żeby robili “wszystko”, a oni resyscutują, reanimują i kopią ofiarę prądem w nieskończoność.
I tak to, mniej więcej, rzeczywiście się obecnie odbywa. Rodzina wzywa pogotowie, nawet jeśli to 25-ta zapaść 85-letniego dziadka, a potem czujnie patrzy lekarzom na ręce, czy aby nie dokonują zaniedbań. Lekarze bojąc się ciągania po sądach szarpią, kłują, wpychają rurki do gardła. Czasem udaje się przywrócić umierającego do przytomności. Nawet, podejrzewam, coraz częściej, bo medycyna wciąż robi postępy. I człowiek, który umarłby na serce, ma oto okazję zmierzyć się z Alzheimerem czy Parkinsonem. Albo zwyczajną demencją. Wiem, o czym piszę, bo moja rozhisteryzowana ciotka wymusiła na lekarzach wszczepienie 80-latkowi rozrusznika serca i dziadek zakończył życie robiąc pod siebie na szpitalnym łóżku i nie kontaktując ze światem. Nie wierzę, żeby Żołnierz Wyklęty życzył sobie takiego końca, odartego z wszelkiej godności.
Tak, tak, wiem, zaraz dostanę hejt, że nic nie rozumiem i zrozumiem, jak będzie chodziło o mnie i walkę o każdy oddech. Być może. Jeśli stracę zdolność rozumowania, to pewnie tak. Ale na trzeźwo naprawdę uważam, że śmierć jest zjawiskiem naturalnym, a po 80-tym roku życia bywa nawet oczekiwanym. I gdybym potem miała zapomnieć to napiszę to tutaj dla moich dzieci. NIE ŻYCZĘ SOBIE UPORCZYWEJ TERAPII. Proszę mi nie odbierać godności, nawet w imię miłości.
Jeśli mnie kochacie, to dajcie mi żyć. A potem umrzeć.
Zgadzam się w pełni! To ratowanie na siłę, wbrew wszystkiemu, czasem też wbrew woli ratowanej osoby, jest straszne!!!!… A i tak każdy z nas kiedyś odejdzie.
matka mojej serdecznej przyjaciółki tkwi w izbie przewlekłych tortur już od lat, wciąż ratowana na siłę, przykro patrzeć..
Miałam mamę w ZOL-u. Napatrzyłam się tam na tyle, że zdecydowanie nie chcę żyć dłużej niż mój umysł.
ja też nie chcę i mam nadzieję się zeutanować w porę.
A może my już nie wiemy, jak wygląda człowiek, który umiera? To dzwonimy po pogotowie, a oni robią to, do czego są przeznaczeni, czyli ratują życie zamiast dać człowiekowi w spokoju umrzeć?
Jeżeli chodzi o mnie, to również mam nadzieję zakończyć swój żywot zanim zemrze mój mózg. Ciekawe, czy da się to zrobić w warunkach cywilizowanych, zgodnie z prawem, w naszej cudnej Ojczyźnie, czy trzeba będzie gdzieś wyjeżdżać albo partyzanckie DIY uprawiać?
Taką radę dała mi moja serdeczna, starsza znajoma pielęgniarka po śmierci jej dużo starszego, prawie 90-letniego męża: Gdyby cokolwiek się stało i gdybyś podejrzewała, że Twój mąż (także dużo starszy) odchodzi – nie wzywaj pogotowia, przytul go i zapewniaj o swojej miłości, daj mu spokojnie odejść. Pogotowie wezwij dopiero wtedy, gdy będziesz wiedziała na pewno, że to już koniec. Bo nie ma nic gorszego niż śmierć w szpitalu, na izbie przyjęć, czy wręcz gdzieś na korytarzu, wśród obcych i nie mających czasu i serca dla starszego człowieka ludzi.
Ona właśnie tak zrobiła – trzymała męża za ręce, zawołała dzieci i tak jej mąż zmarł, otoczony przez kochających bliskich.
Ja wiem, że to brzmi okropnie i pierwszym odruchem jest wezwanie pogotowia, ale nie jest to dobre dla osoby starszej.
Mój Tata umierał całe dnie na intensywnej terapii i wiem, jak cierpiał…
bardzo mądra rada
Nie trzeba się smucić, że ludzie umierają gdy przeżyli swoje życie naprawdę dobrze. Smucić się trzeba tym, że dużo ludzi tak naprawdę nie żyje nawet gdy jest na tym świecie… Taki cytat czytałam.
dużo pisałam na ten temat też 🙂
Moja mama, gdy umierał jej ojciec prosiła lekarzy tylko o to by niepotrzebnie nie cierpiał, ale by mógł odejść z godnością. O to samo prosiła mnie względem siebie. I zamierzam uszanować jej wolę, choć wiem, że to będzie trudne i bolesne dla mnie.
na pewno trudne, ale to część życia..