Bardzo trudno jest być obecnie rodzicem, zwłaszcza jeśli się do tematu podchodzi poważnie i człowiek się pragnie wywiązać, a nie tylko podreperować sobie budżet 500+. Właściwie współczesne rodzicielstwo przypomina chodzenie po polu minowym, możesz się starać do upadłego, a i tak wylecisz na minie nastolatka, który w chwili wzburzenia obarczy cię odpowiedzialnością za każdą swoją pomyłkę, wadę fabryczną i usterkę w oprogramowaniu.
Ty sama, jeśli pójdziesz na terapię, albo wybierzesz się na warsztaty, niechybnie dowiesz się, że twoim życiowym błędom winni są twoi rodzice, którzy ze swoimi też mieli pod górkę i tak można przez pokolenia.
Żeby nie było. To wszystko prawda. Traumatyczne przeżycia z dzieciństwa, zaniedbania, albo tylko doświadczenie niekochania przez najbliższe osoby mogą nieźle namieszać w psychice. A nawet muszą, bo w dzieciństwie jesteśmy całkowicie bezbronni i zdani na łaskę i niełaskę naszych rodziców, a oni są w naszych oczach równi bogom. I, zupełnie jak bogowie, najpierw otaczani są przez nas bezgraniczną czcią, żeby w okresie dojrzewania pozlatywać z piedestałów w proch i pył, po to, żebyśmy mogli dorosnąć.
I jeśli ktoś miał z nimi trudno i źle, to dobrze jest to przepracować, uwolnić emocje, pozmieniać szkodliwe i hamujące w rozwoju schematy. Ale potem miło byłoby im dać spokój i przestać się ich czepiać. Osobiście uważam, że trudne dzieciństwo należałoby zakończyć tak najdalej w okolicy 40-stki, ale się nie upieram, jak ktoś potrzebuje dłużej, to trudno. Tylko po co?
Ano właśnie. I tu dochodzimy do sedna. Czyli tak zwanego podejścia teleologicznego, inaczej zwanego adlerowskim, od nazwiska jednego z ojców założycieli współczesnej psychologii, Alfreda Adlera. W przeciwieństwie do swojego kolegi Zygmunta Freuda, twórcy psychoanalizy, uważał on bowiem, że TRAUMA NIE ISTNIEJE. I, o ile Freud szukał przyczyn problemów swoich pacjentów w ich przeżyciach z dzieciństwa i tłumaczył im, że ich sytuacja życiowa jest uwarunkowana przeszłością i właściwie tą przeszłością można wszystko nie tylko wyjaśnić, ale wręcz usprawiedliwić, to Adler stał na stanowisku, że to nie przeżyte doświadczenia decydują o nas, ale to, jakie im nadajemy znaczenie. I w jakim celu to robimy.
W przełożeniu na język ludowy, co nie zabije, to wzmocni. To od nas jedynie zależy, czy utkniemy w roli ofiary i każde życiowe niepowodzenie będziemy sobie tłumaczyć przeżyciami z dzieciństwa, czy zaakceptujemy swoją przeszłość, bo i tak jej zmienić nie można i ruszymy do przodu, bogatsi w doświadczenie i przemyślenia.
Przewrotny pan Adler każe nam się w dodatku zastanowić jaki cel mamy w tym, żeby to trudne dzieciństwo tak sobie hołubić i dopieszczać wciąż nowymi, przywoływanymi z pamięci, szczegółami. Może chcemy dostać taryfę ulgową od otoczenia, albo cieszyć się jego szczególną atencją? Pragniemy zwrócić na siebie uwagę, albo mieć wytłumaczenie dla lenistwa w pracy? Nie chcemy ryzykować odrzucenia, więc nie wchodzimy w związki, a wszystkiemu winni tatuś i mamusia, bo się rozwiedli?
Jak bardzo nie potłukłoby się twoje jajo, to teraz już masz smoka i nie wahaj się go użyć.
Polacy to w ogóle, zamiast pamiętać z przeszłości dobre chwile (ja tak robię, jak jest mi źle, to przypominam sobie o tym, co mam teraz fajnego i co było, co się dzieje i co się zdarzyło) to skupiają się na wiecznej martyrologii i narodowo i prywatnie. Przejawy czystej, dziecięcej radości uważają za mrzonki i głupstwo, w ogóle radosne rzeczy i marzenia to dla małych, niepoważnych dzieci a ,,życie to jest ciężkie, podłe i w ogóle, Pani.” Nawet młodzi ludzie prezentują często postawę zgorzknienia. Chociaż Amerykanie też często tak robią, narodowo nie, ale prywatnie tak, w Stanach sporo ludzi ma prywatnego terapeutę i co jakiś czas regularnie do niego chodzi.
no i to jest dobre pytanie, po co zbiorowo to robimy? czyli- jaki w tym mamy “krzywy” interes? zapewne liczymy na współczucie, ale dostajemy lekceważenie
W sensie, ja się staram wspominać dobre chwile, może nie sprecyzowałam 🙂 No właśnie nie wiem po co to. I tak nic nie daje…
Jak to nic? Chroni przed wzięciem odpowiedzialności 🙂
Nawet jeśli staramy się sprzątać, to nie zawsze da się zdążyć przed 40-tką. Osobiście dopiero niedawno chyba zakończyłam generalne sprzątanie, a mam o 10 więcej. 🙂
Co do nieistnienia traumy wg Adlera – fajnie się o tym czyta i teoretyzuje, ale metoda Freuda i zdobyte dzięki niej zrozumienie tego, dlaczego jako dorośli ludzie czasem zachowujemy się nadal jak niedojrzałe i niedopieszczone dzieciaki (a niekoniecznie wieczne spychanie na kogoś innego winy za swoje niepowodzenia) daje jednak dość dobre narzędzia do zakończenia fazy dojrzewania i rozpoczęcie fascynującej podróży jako dorosły. W tej wersji nie ma szukania winnego, tylko raczej ustalenie, jak do tego doszło, że dziś robię tak, mam taki schemat czy staję się w związku taka/taki. Albo dlaczego zawsze wybieram facetów z problemami i w ogóle nie dociera do mnie istnienie tzw. normalnych (chociaż o tym mogłabyś chyba napisać kolejny ciekawy post! Ja już próbowałam i doszłam do wniosku, że czegoś takiego jak norma w zasadzie chyba nie ma, bo każda norma jest wyłącznie określonym uwarunkowaniem).
Pozdrowienia 🙂
myślę, że Freud z Adlerem nieźle się uzupełniają 🙂
Tylko właśnie nawet jak Adler ma rację, bo pewnie ma, to dziecko, jeśli mu źle, nie szuka wytłumaczeń w stylu jaką postawę przyjmę wobec problemu, tylko po prostu przeżywa- Jest mi źle bo rodzice się kłócą, tata pije, mama mnie tłucze do nieprzytomności itd.. To interpretacja dobra dla dorosłych, dziecko to po prostu widzi i przeżywa, nie nadaje temu ideologii ani znaczenia. Dla niego to jak historia o Kopciuszku czy spacer do parku. Ono jest w tej chwili. I potem ten dorosły to to samo dziecko-rodzic/e mnie krzywdził/krzywdzili to musieli mnie nie kochać. Bo kto kocha i akceptuje ten nie pije, nie leje do nieprzytomności, nie robi scen żonie czy mężowi na oczach dziecka, nie wyzywa przy każdej okazji od kretynów. Oni nie szukają interpretacji tylko czują żal. Jak rodzic guzik od siebie daje to potem nie powinien wymagać od dorosłego dziecka. A często są właśnie tacy rodzice :/
Dlatego napisałam przecież , że te traumy należy potem przepracować i zostawić za sobą, żeby ruszyć do przodu. Przecież nie piszę żeby temu zaprzeczyć czy olać, bo to niemożliwe. Chodzi tylko o to, żeby w tym nie zostać, bo to nam nie służy.
Ciężko to zrobić jak codziennie widzi się tego rodzica np. opiekuje się chorą matką bo nie ma się co z nią zrobić. Albo z poczucia obowiązku 🙁
Co mam powiedzieć- ja bym się nie opiekowała taką matką..