Bardzo się zwykle wszyscy wzruszają, kiedy leci piosenka Chłopców z Placu Broni “Kocham Wolność”. I wszyscy, we własnym mniemaniu, tę wolność kochamy i rozumiemy i, a jakże, oddać nie umiemy. I w górę serca, tak niewiele żądam, tak niewiele mam, mogę wszystko stracić, mogę zostać sam. Wszyscy znają, założę się, i mają ten skurcz krtani, kiedy grają to na imprezie. Też mam.
Tymczasem potykamy się na tym schodku każdego dnia i nie, wcale nie będzie o polityce. Bo swoją wolność oddajemy dużo wcześniej niż nabywamy prawa do wrzucenia kartki do urny. Zakładają nam to chomąto już w dzieciństwie i mało komu udaje się go pozbyć. Wkurzamy się, kiedy niewygodne, wierzgamy czasami, zwłaszcza jako nastolatki, ale rzadko kwestionujemy samą zasadę jego noszenia.
A nazywa się to chomąto – SPEŁNIANIE CUDZYCH OCZEKIWAŃ. Żeby nas do tego wytresować stosuje się metodę kija i marchewki. Potem my sami przenosimy ten mechanizm dalej, nie zastanawiając się nad jego głębszym sensem. No bo jak można wychowywać dzieci bez kar i nagród? To przecież niemożliwe!! Kto by tam pamiętał o zasadzie, że najlepiej wychowuje dobry przykład, skoro za dokazywanie można dać po tyłku, a za grzeczne zachowanie u dentysty obiecać lizaka? Oczywiście najbardziej hojne obietnice składają rodzice, którzy sami deklarują, że się boją i nie lubią. Czy muszę dodawać, że są dokładnie przeciwskuteczne?
A wystarczyłoby się zastanowić, do czego właściwie doprowadzają takie metody wychowawcze? Na oko wygląda to nieźle- boimy się kary, kiedy postąpimy źle, oczekujemy uznania, kiedy robimy dobrze. I krok po kroku stajemy się coraz bardziej ZEWNĄTRZSTEROWNI. W pogoni za cudzym uznaniem staramy się dostosować do oczekiwań rodziców, nauczycieli, kolegów, męża i księdza proboszcza. No i nie zapominajmy o Goździkowej.
Nie uczymy się, bo coś nas ciekawi – tylko chcemy dostać piątkę (teraz szóstkę, ale za moich szkolnych czasów nie występowała). Sprzątamy pokój, żeby mama nas pochwaliła i nie kradniemy Zuzi lalki, bo się Bozia pogniewa. Trochę zaczyna być pod górkę, kiedy wybieramy studia spełniając marzenia tatusia o synu, który przejmie firmę, a narzeczonego, bo się podoba mamusi. I urządzamy Wigilię na 20 osób, bo rodzina się tego po nas spodziewa. Choć pamiętam też jak się wściekała moja młodsza córka, kiedy na pytanie jakie wybrać studia, odpowiadałam “Ja ci radzę, rób jak chcesz”, odbierając to jako lekceważenie jej poważnych dylematów. Więc najwyraźniej można też przesadzić z tym dawaniem swobody wyboru.
Psychologia adlerowska twierdzi, że do szczęśliwego życia nie jest nam potrzebne niczyje uznanie, ani pozwolenie. Potrzebujemy WOLNOŚCI. Wolności od spełniania cudzych oczekiwań i życia na czyjąś modłę. Jest w tym, oczywiście, mały haczyk. My również nie powinniśmy mieć oczekiwań wobec innych. Przestać bez przerwy oceniać ich wygląd, postępowanie i poglądy. Oczywiście, nie chodzi o bezkarność dla przestępców, ale już zwykłe czyjeś krzywe nogi czy nadwaga nie powinny nas obchodzić. Ani to czy ma dzieci i ile. Chyba, że je bije, wtedy jak najbardziej interweniujemy, to jasne.
Kiedy oddajemy komuś przysługę, nie oczekujemy rewanżu. Robimy to, bo chcemy, albo nie robimy. Mówimy co myślimy i nie obrażamy się, kiedy się ktoś z nami nie zgadza. Jego prawo. Ba, on ma nawet prawo w ogóle nas nie lubić, a nas to nie powinno ruszać, bo to jego problem. I tak dalej.
Ja jestem OK i ty jesteś OK. Całkiem fajna zasada.
A jak chodzi o wolność i równość to dzisiaj przecierałam oczy, kiedy na fb, pod postem za co powinniśmy dziękować feministkom, jakiś gościu napisał, że Kościół był pierwszą, i w dawnych czasach (chyba zaraz po Jezusie) jedyną instytucją, która propagowała wolność i równość kobiet… Kurde, chyba mnie ominęło parę nauk ale z tego co wiem z Biblii i z wypowiedzi kleru, oraz ogólnie z nastawienia, to kobieta raczej równa nie jest. Chociaż w sumie Jezus sam z siebie nigdy nie wspomniał, że kobieta jest gorsza, ale już ci co spisywali Biblię… Ale może to znowu jakaś przenośnia w mniemaniu tego pana co komentarz pisał, bo katolicy lubią Biblię brać raz dosłownie a raz nie. Nawet u ludów takich ,,męskich” jak wikingowie kobiety miały klucze do domów, co świadczyło o dość wysokim statusie, i znaleziono nawet grób kobiety będącej dowódcą! wojskowym. Ale katolicy swoje, że oni, jak zwykle, świat zbawiali. Tylko zamiast ,,zbawiać”, to męska część mogłaby się nauczyć obsługiwać pralkę, odkurzacz i gary, żeby przypadkiem na kolejnej krucjacie nie zarosnąć brudem i z głodu nie paść 🙂
Oni zawsze interpretują jak im akurat wygodnie, w czystej postaci nauki Jezusa były faktycznie rewolucyjne jak na tamte czasy i wśród pierwszych chrześcijan kobiety miały sporo do powiedzenia. A potem im zaraz przeszło, kiedy do głosu doszedł męski szowinista Szaweł;-)