A właściwie to nawet sześcioro. A tak całkiem dokładnie to cały tłum. Okazuje się, że tylko nam się wydaje, że kiedy wybieramy sobie partnera na życie, to mamy związek jeden do jednego.
Nawet jeśli opłotkami nie plączą się przygodne kochanki i cisi wielbiciele, to i tak nasze małżeńskie łóżko musi zmieścić parę dodatkowych osób. A mianowicie po pierwsze naszych rodziców, choćby nie wiem jak bardzo ta myśl wydawała ci się niedorzeczna. Odtąd, oprócz ukochanego, sypiasz też z jego mamusią i tatusiem. Oczywiście, nie dosłownie, choć bywały w historii precedensy.
Po prostu psychologia odkryła, że, chcemy tego czy nie, przenosimy do małżeństwa schematy zachowań z domu rodzinnego i nic na to nie potrafimy poradzić. O tym fajny artykuł w Polityce “Schematy z rodzinnego domu“, linkuję.
Biorąc to pod uwagę, dobrze byłoby się przyjrzeć przed ewentualnym ślubem, z czym będziemy mieli do czynienia. Bo, kiedy miną pierwsze uniesienia, możemy nie unieść kłopotliwych nawyków ukochanego czy ukochanej. A tak wyśmiewaliśmy pojęcie mezaliansu.
Następnie, jeśli wszystko idzie zgodnie z przyjętym schematem, do łóżka wskakują dzieci, i tu akurat zwykle całkiem dosłownie. Czasem mi się wydaje, że dzieci starają się ze wszystkich sił zostać najlepszym, dostępnym bez recepty, środkiem antykoncepcyjnym. Prawdopodobnie chodzi o zduszenie w zarodku szans ewentualnej konkurencji.
Kiedy zza firanek i zasłon zaczynają zaglądać dziadkowie, kuzyni i dalsi powinowaci, domagając się swojej porcji uwagi, pamięci i lojalności wobec wspólnej puli genetycznej, to właściwie przestajemy się dziwić powszechnym zaburzeniom erekcji i epidemii oziębłości.
A już na pewno bardziej zrozumiałe staje się bujne krzewienie się dzikiego ziela romansu, bo jak tu nie ulec pokusie, by choć na chwilę wyrwać się z tej sieci wzajemnych powiązań? Żeby pobyć z kimś, z kim łączy nas tylko i wyłącznie pożądanie? I czysta radość konsumowania zakazanego owocu? Bez jutra i planów organizacji Bożego Narodzenia dla obu rodzin. Bez dąsów mamusi i pouczania przez tatusia. Bez słodkich bombelków uwieszonych na szyi, z katarkami, alergiami pokarmowymi i gromadzeniem po raz enty szkolnej wyprawki. Doprawdy, kusząca perspektywa.
A ja i tak najbardziej lubię spać sama.