Wikipedia podaje, że na świecie istnieje od 4 tys. do ok 10 tys. różnych religii, w tym samych wyznań chrześcijańskich jest 41.
Gustaw Jung twierdził, że religia jest koniecznym elementem życia psychicznego człowieka i szczytowym efektem rozwoju kultury, podczas kiedy Freud uznawał ją za nerwicę natręctw.
Robert Pirsig pisał:” Kiedy jedna osoba ma urojenia nazywamy to szaleństwem. Jeżeli wiele osób cierpi na to samo urojenie, nazywamy to religią.“
Tak czy owak, większość ludzi wierzy. W różne rzeczy. W Boga. W homeopatię. W wieczne życie i wieczną miłość. I oby każdemu było dane to, w co wierzy, amen.
Dopóki religia jest sprawą prywatną danego człowieka i jego odpowiedzią na lęki egzystencjalne, to wszystko w porządku, każdemu według potrzeb. Chociaż tylko pobieżny przegląd różnych wierzeń musi wprawić w zdumienie, w jakie rzeczy ludzie są zdolni uwierzyć i jakie rytuały uprawiać.
Świadomość, że pędzimy w pustce obojętnego Kosmosu z prędkością 1600 km na godz., a od najbliższej planety nadającej się do zamieszkania dzieli nas niewyobrażalna odległość, której póki co nie potrafimy pokonać, jest dosyć przytłaczająca.
Chociaż z drugiej strony, trudno nie odczuwać zachwytu pięknem otaczającego nas świata, niezależnie od tego jak powstał. Czy zrządzeniem boskim, jak wierzą jedni, czy w procesie ewolucji, jak uważają inni.
I dopóki różne religie zajmują się celebracją tego cudu, pocieszaniem smutnych i wspomaganiem biednych, to chyba nikt nie ma zastrzeżeń.
Jednak tkwią w religiach przynajmniej dwa podstawowe niebezpieczeństwa, z których powinniśmy sobie zdawać sprawę.
Pierwsze– dotyczące losu indywidualnego, kiedy religia odbiera wolność wyboru jednostce i w imię swoich uroszczeń i wymagań unieszczęśliwia pojedynczych ludzi. Kiedy dokonuje się rytualnych obrzezań odbierających radość z seksu, poddaje kobiety absolutnej władzy mężczyzn, albo wyklucza ze społeczeństwa za inną orientację niż ogólnie przyjęta. Czy wręcz karze śmiercią za przekroczenie norm religijnych, albo ściga za obrazę “uczuć”.
Drugie– dotyczy nas wszystkich bez wyjątku, niezależnie od koloru, orientacji, majątku, wykształcenia i stanu zdrowia.
Chodzi o głęboką wiarę ludzi religijnych w życie wieczne i wieczną szczęśliwość u boskich kolan. I gotowość, by w imię tej wiary rozpętać religijną wojnę, która ma nas do tego szczęścia przybliżyć. Gdyby wierzący mogli się do swojego raju udać sami, na własną rękę i odpowiedzialność, to pół biedy, szczęśliwej podróży życzę muzułmanom, chrześcijanom, żydom i kto tam jeszcze pragnie stąd do wieczności.
Problem w tym, że razem siedzimy na kawałku skały zapieprzającej przez Wszechświat z niewiarygodną prędkością i jeśli banda religijnych oszołomów w imię swoich dowolnych urojeń rozpęta nam trzecią wojnę światową to wszyscy zostaniemy bez jedynego domu jaki na pewno mamy.
I dlatego to jednak nie jest wszystko jedno, kto w co sobie wierzy.
Amen!
Amen!