Przyzwyczaiłyśmy się, że dyskusja o matkach zostających w domu z dziećmi i matkach pracujących odbywa się zazwyczaj z określonych pozycji. Czyli te, które poświęcają kilka, kilkanaście lat, albo wręcz całe życie zawodowe rodzinie są postrzegane jako więcej dające dzieciom niż te, które posiłkując się nianiami, żłobkami i przedszkolami oraz niezawodnymi dziadkami, pędzą bladym świtem żeby egoistycznie robić karierę w korpo, albo siedzą do późna pilnując interesów własnej firmy. Te drugie wiecznie się tłumaczą, że nie ilość czasu, tylko jego jakość, że nie jest tak źle, te pierwsze nawet jeśli żałują straconych możliwości, to jednak mają poczucie, że przynajmniej w roli matki są bez zarzutu, nic tylko przypinać medale. Powinnam teraz napisać, że ja tego nie oceniam, że każdy dokonuje własnych wyborów, bla bla,bla. Przepraszam, ale nie potrafię. Mam określone poglądy i nie oceniając osób, jednak pokuszę się o ocenę dokonywanych wyborów. Po pierwsze dlatego, że mi żal. Tyle wysiłku kosztowało wywalczenie nam prawa do wykształcenia i dostępu do rynku pracy. Nadal walczymy o równe płace za tę samą pracę i o to, żeby być traktowane na równi z mężczyznami. Chociaż utrudniają nam to, i to cholernie, bolesne miesiączki, ciąże, porody, połogi i urlopy macierzyńskie. Ale dałyśmy radę, bo jesteśmy silniejsze. Sporo nas to kosztuje i chociaż nie dziwi mnie, że nie wszystkie to wytrzymują, to mi żal marnowanego potencjału. Bo uważam, że jesteśmy mądre i wnosimy do świata zawodowej rywalizacj, i w ogóle do życia publicznego, wartości, których mężczyznom brakuje. Umiejętność pracy zespołowej, empatię, wszelkie tzw. miękkie kompetencje. Najwyższy czas żebyśmy, dla dobra wszystkich, przejęły władzę nad światem. A nie zrobimy tego wyłącznie stojąc przy garach albo prasując mężowskie koszule. Jeśli chłopcy znowu zechcą pobawić się w wojnę, to nie będzie co zbierać. A wiele wskazuje na to, że pokój im się znudził. Ostatni świetny pomysł to militarny plac zabaw dla dzieci.
A drugą myśl podsunęła mi dzisiaj moja młodsza córka w trakcie dyskusji. Chodzi właśnie o to dobro naszych dzieci, na które tak chętnie powołują się prawicowi politycy, kiedy usiłują zagonić kobiety tam, gdzie zdaniem Kościoła, ich miejsce, czyli do kuchni i dziecinnego pokoju, oraz, oczywiście, na msze. Zakładając, że większość ojców to niekoniecznie prezesi firm zarabiający krocie, tylko przeciętni pracownicy, to czy jednak, nawet mimo 500+, kiedy pracuje tylko jedno z rodziców, to ograniczenie możliwości finansowych rodziny nie ma jednak więcej negatywnych stron niż przysłowiowy ‘klucz na szyi”? Gdybyśmy pieniądze przeliczali na rzeczy, odpowiedź jest jasna. Wiadomo, że większą wartość ma czas spędzony z dziećmi niż nowy tablet. Ale pieniądze to też dostęp do książek, wycieczek i sportów. To wszystko kosztuje. Dzięki temu, że pracuję i zarabiam, mogłam moim córkom pokazać Paryż, Londyn, Amsterdam i Pragę. Mogły uczyć się języków i czytać tony książek. Nie stanowiło problemu leczenie ortodontyczne, ani kupno nowych nart. I nie sądzę, żeby siedzenie z mamusią w domu i codzienny obiad dały im więcej, niż poznawanie świata i możliwość studiowania w Danii.
Ale może się mylę. Jak sądzicie?
Niedawno znajoma mamy opowiadała, że jej koleżanka zakłada jakaś firmę, własny biznes. Pracownic (zatrudniała babki) niestety było bardzo mało chętnych bo mają teraz 500+ i wolą siedzieć w domu. Niektórzy ,,tatusiowie” też zamiast do roboty to pod budkę z piwem. Tylko w jednym się z Panią nie zgodzę. Ja też do niedawna byłam typem walecznym i się zastanawiałam dlaczego kobiety nie chcą rywalizować na polu zawodowym tylko siedzieć w domu. A teraz coś rozumiem. Nie twierdzę, że to dobre (bo faceci też od dawna tak powinni jak mają dom i rodzinę) ale one po prostu nie chcą harować na dwa etaty. W pracy a potem w domu. Bo gdyby oboje z partnerem tak harowali (dom-praca) to by miało sens. Ale jak kobieta ma sama bo mężuś taki zapracowany (nie górnik żaden tylko siedzi i pierdzi w stołek) to się odechciewa i się poddają. Wybierają tylko dom. Smutne.
ja to bardzo dobrze rozumiem, taka harówka bywa ponad siły, ale uważam, że popełniamy błąd zwalniając mężczyzn ze współodpowiedzialności za dzieci i dom, mam też wrażenie, że to się na szczęście jednak zaczyna zmieniać