Mądrzy ludzie zamiast walczyć z naturalnymi zjawiskami starają się je wykorzystać do swoich celów. Przy bystrej rzece zbudują młyn wodny, a tam gdzie hulają przeciągi, wiatrak. I niewielkim wysiłkiem mają mąkę na chleb. Tak samo z mechanizmami ewolucyjnymi. W tym wielkim wyścigu genetycznym napędzanym pragnieniem, żeby to właśnie moje geny dostały bilet do przyszłości, mężczyźni zostali wyposażeni w oczywisty i nieodzowny mechanizm. Czyli przymus rywalizacji. Pisałam o tym w “Pierwszej nagrodzie”, więc wiemy już, jak go wykorzystać do celów erotyczno-matrymonialnych z korzyścią dla siebie.
A obecnie obserwuję skutki działania tego mechanizmu w tzw. życiu codziennym. Jesteśmy sobie oto w dwie pary na miłym, wakacyjnym wyjeździe rowerowym. Wiadomo, że chłopaki będą rywalizować który tam szybciej i bardziej wytrwale pedałuje po górskich trasach. Temat czasów i przewyższeń nie schodzi z wokandy.
Ale nie o to chodzi. Okazuje się, że specjalnością jednego z nich jest poranna jajecznica z cebulką, którą to specjaność zaprezentował nam na pierwszym, wspólnym śniadaniu. Natychmiast drugi odpowiedział wykonaniem francuskiego omleta na następne śniadanie. My podziwiamy, chwalimy i bijemy brawa. Od jajka do jajka, chłopaki tak się wkręcili w zawody kulinarne, że my z Madzią właściwie mogłybyśmy już tylko leżeć i pachnieć.
Gdybyśmy tylko wpadły na pomysł, jak ich wkręcić w zawody w zmywaniu.