Kiedy jeszcze chadzałam przymusowo do kościoła nieodmiennie wkurwiała mnie powszechnie znana przypowieść o synu marnotrawnym. Czyli tym, który przeputał tatusiowe pieniądze i pokornie zapukał do ojcowskich drzwi. A tatuś tak się ucieszył, że wydał na jego cześć ucztę, olewając żale tego syna, który został na gospodarstwie i zapierdalał w czasie, kiedy braciszek balował.
Ta przypowieść jest taka wkurzająca dlatego, że jest bardzo prawdziwa. Ja akurat nie mam rodzeństwa, ale moi dziadkowie całe życie rozczulali się bardziej nad młodszą córką, która sobie z życiem słabo radziła, niż nad tą zaradną, pracowitą i niepijącą.
I to zjawisko powtarza się w wielu rodzinach. Dobrze o tym wie zwłaszcza rodzeństwo dzieci niepełnosprawnych, na których uwaga rodziców często skupia się w stopniu maksymalnym i zwyczajnie nie starcza im już siły na resztę dzieci. Ja tego nie oceniam, tu nie ma winnych, rodzice robią co mogą. Ale zdrowe dziecko rośnie w poczuciu, że właściwie to jest niewidzialne i w porównaniu z chorym bratem czy siostrą, jego problemy są nieistotne. Zdarza się tak, że aby zwrócić na siebie uwagę, zaczyna źle się zachowywać i sprawiać kłopoty, bo sądzi, że jest to jedyna droga żeby zaznaczyć, że też istnieje.
Zjawisko działa zresztą w każdą stronę, wystarczy przyobserwować. Rodzice troskliwi, pracowici i przychylający swoim dzieciom nieba niechybnie w okresie dojrzewania zbiorą od nich cięgi, że jak na wymagania pociechy, to jednak za mało się starali. Dotyczy to zwłaszcza matek samotnie wychowujących dziateczki od dnia rozwodu, bo tatuś ma lepsze pomysły na życie niż użeranie się z progeniturą. Matka usłyszy wszelkie możliwe pretensje, dla wpadającego raz do roku z gwiazdkowym prezentem tatusia będą czułe uściski i wielkoduszne wybaczenie całorocznego olewania.
Co z tego dla nas, drogie wiedźmy? Dwa wnioski. Po pierwsze- działaj nieszablonowo i doceniaj też dziecko nie sprawiające kłopotów. Nie skupiaj całej swojej uwagi na niesfornym syneczku, który po raz piąty wybił szybę piłką, zauważ też córkę, która znowu bez przypominania odrobiła wszystkie lekcje.
Po drugie, jeśli sama chcesz skupić uwagę świata na swoich potrzebach- zacznij sprawiać kłopoty, zamiast się starać, żeby wszyscy byli zadowoleni.
To działa.
Masz rację Wiedźmo, to taki wzorzec. Hołubione jest dziecko niegrzeczne i potem to samo dziecko zostaje,,niedzielnym tatusiem” (albo mamusią czy kimkolwiek innym, ze złym wzorem) a dzieci, z wpojonym takim samym wzorcem, dalej mu głupio wybaczają, choćby był najgorszy. A mama, chociaż najlepsza, dalej jest be (czasem tata jak się stara, to też jego wina). To przecież chore z logicznego punktu widzenia. Ja bym nigdy nie hołubiła niegrzecznego swojego (czy czyjegoś) dziecka a już dorosłego, ze złymi wzorcami, to na pewno nie bo ,,mu/jej się życie nie udało” i jest taki biedny/a 🙁 To niech się wreszcie uda…
fajne hasło usłyszałam na ostatnim sabaciku “miej wyjebane, a będzie ci dane” 😉 chyba sobie koszulkę zamówię :-))))