Tytuł zaczerpnęłam ze świetnej komedii z Kim Basinger i Danem Aycroydem, suchar z 1988-go, ale bawi do dziś. Prawidłowo brzmi “Moja macocha jest kosmitką”, a Kim jest w nim ową tytułową kosmitką Celeste, przysłaną z innej galaktyki, bo fajtłapowaty w życiu, ale zdolny naukowo wdowiec Steven (Dan) narobił przypadkowo wysłanym sygnałem zamieszania w kosmosie.
Cały pomysł oparty jest na koncepcji, że Celeste nie zna typowych zachowań ludzi, ale stara się zachowywać normalnie, a instrukcji udziela jej doradca ukryty w torebce, coś jak mały doktor Google. Polecam na nadchodzące święta.
W społeczeństwie co i rusz pojawiają się przybysze z innych planet, którzy mają nieznośny zwyczaj doszukiwania się sensu w przyjętych rytuałach, czym irytują normalny ogół. Cechę tę nazwałam roboczo celestynizmem. Celestymicy starają się jakoś tam dostosować, ale wiecznie robią coś nie tak jak trzeba, za mało, albo za dużo. Bywa, że kontestują zastany porządek w swoim poszukiwaniu logiki i racjonalności.
W mojej rodzinie najwyraźniej występują geny celestynizmu, choć zazwyczaj staramy się zachowywać normalnie. Na przykład moja mama, a w latach 60-tych nie było to typowe, proponowała mojemu tacie, ówczesnemu narzeczonemu, żeby zamiast się pobierać, każde wynajęło osobne mieszkanie i można byłoby się spotykać raz tu, raz tu. Zakochanie zakochaniem, ale czemu miałyby z niego wynikać gotowanie obiadów i mycie garów. Koncepcja, choć interesująca, upadła, bo ciężko ganiać z małym dzieckiem po mieście, a w dodatku tatuś okazał się być tradycjonalistą. No i umówmy się, lata gomułkowskie to nie był czas nadpodaży powierzchni mieszkaniowych.
Mój gen celestynizmu długo pozostawał w uśpieniu i może by tak zostało, gdyby nie czynnik wyzwalający, czyli latanie na paralotni. Widocznie skoki adrenaliny indukują pewne procesy biochemiczne.
I tak na przykład wiele typowych zachowań gatunku ludzkiego zaczęło mnie w pewnym momencie zadziwiać i prowokować do zadawania przedstawicielom, a zwłaszcza przedstawicielkom gatunku pytań, na które zwykle trudno im udzielić sensownej odpowiedzi. Po prostu te zachowania takie były i są “od zawsze”, mądry wie, a głupi, czyli ja, nie zrozumie.
Konkretnie. Każdy, a raczej każda wie, że na święta się myje wszystkie okna, niezależnie od temperatury na dworze. A zapalenie płuc czy korzonków to prosta pochodna i nie ma z czego robić afery. Że co najmniej pięć weekendów poprzedzających święta zużywamy na sprzątanie najdalszych szuflad i szafek, bo to świetny sposób na jesienną chandrę. I że na tydzień przed świętami zaczynamy ściągać do domu żarcie wagonami, bo trzecia wojna światowa u bram i trzeba się przygotować. To za dnia, bo nocami kleimy milion uszek i pieczemy blachy pierniczków. Pytanie o sens kupowania tony jedzenia po to, żeby po świętach połowę wyrzucić do śmieci to czysty celestynizm.
W same święta trzeba odwiedzić wszystkich krewnych, choćby nas nie interesowali z wzajemnością jak rok długi. Za to dzieci nie mogą zapraszać kolegów i koleżanek, bo to czas “dla rodziny”. Żeby się mogła pokłócić. Albo wziąć młodzież na przesłuchanie co tam w szkole, czy masz już chłopaka/dziewczynę, a dla starszych wersja- kiedy ślub, kiedy dziecko, kiedy drugie dziecko? Na pewno się już nie mogą doczekać.
Pytam moje przyjaciółki, koleżanki i znajome, czemu to wszystko robią? Choć narzekają, że wykończone, niewyspane i tak naprawdę to nienawidzą świąt. Czemu nie można olać nielubianych krewnych, zamówić uszek w cateringu, a ciuchów do szafy wepchnąć kolanem jak zwykle? A z okazji świąt poleżeć z książką pod choinką, bo normalnie też leżę z książką, tylko bez bombek nad głową? I w ich oczach widzę odbicie zielonej istoty na trzech nogach i z czułkami.
To ja. Celeste.
To ja jestem Celeste tak mniej wiecej w polowie. Okna myje raz w roku (teraz nie, bo zimno, umyje na wiosne), firanki tez raz w roku piore, ale obecnie upralam tylko te z jadalni, bo juz taka czarniawa sie zrobila I pachniala kurzem, a moje ukochane towarzystwo (nie rodzina) jak co roku na wigilie sie do mnie zejdzie. Uszka sama ulepilam juz pare tygodni wczesniej, bo te kupione wuj wie z czym som, ale pierogow juz nie, bo to roboty duzo, a potem zjedzom po 1-2 I koniec. Potrawy, ktore naprawde “schodza”, beda w obfitosci, bo kazdy przynosi jakas swoja specjalnosc. Bedzie super jak zwykle!
Jesteś całkiem Celeste 🙂 Ale cię nie wydam 🙂
To już wiem, jak brzmi moje czwarte imię. Choć przyznam się, że myślałam o umyciu okien. Konkretnie jednego i tylko do wysokości siedzącego kota. Ale mi się nie chce. Trudno, będzie monitorowała osiedle przez brudną szybę.
Ciesz się, że nie drzwi balkonowe, bo wtedy kot jakimś trafem jest zawsze po niewłaściwej stronie 😉
I wzajemnie:-) Ja się nie czepiam jak ktoś robi, bo lubi, mnie wkurza cierpiętnictwo i pretensje do całego świata. I ocenianie innych, bo jak ja się narobiłam, to niech inne też tyrają.
Cieszę się, że jest coraz więcej takich kobiet-Celeste, które robią to co chcą a nie, że muszą bo ,,tak wypada” (i to bzdety są) 🙂 Oby jak najwięcej takich w każdym pokoleniu 😀 W zeszłym roku jedna koleżanka w dzień wigilii mi wysłała zdjęcia ze swoim chłopakiem z MacDonalda chyba a druga mówi, że leży do góry brzuchem i nic nie robi. Trzecia też się nie paliła do roboty. Można? Można. I to nie chodzi o lenistwo. I co najlepsze, żadna z wierzących (nie są nawiedzone a normalne, po prostu to ich sposób życia) koleżanek nie miała nic przeciwko, nawet się z tego wszystkie serdecznie śmiałyśmy i żartowałyśmy.
i o to chodzi, żyj i daj żyć innym, nawet kosmitom 🙂
Dzięki za nazwanie tego zjawiska 🙂 Czyli to jest celestynizm,, a nie jak myślałam, cierpię na chroniczne leńgotrapi 🙂 Dopóki dzieci były w domu, to starałam się, żeby wszystko było jak teściowa nauczyła, ale po wyrzuceniu piskląt z gniazda postanowiłam wyścielić je piórkami przyjemności. Oczywiście pewne rzeczy jak wieczerza wigilijna są obowiązkowe, ale reszta świąt polega na tym, ze robimy z mężem to co chcemy (razem lub osobno) i po prostu cieszymy się wolnym czasem 🙂 Nie robimy żadnego świątecznego obiadu (kto głodny to sobie resztki wieczerzy odgrzewa), lodówka domyka się bez problemu, bo kupujemy tyle ile zjemy przez 3 dni. W końcu 27.12. to normalny dzień i można spokojnie kupić świeże produkty, zamiast męczyć do Sylwestra świąteczne resztki “bo się zepsuje”.
Och, jaki cudowny jest czas po wypuszczeniu pisklątek w szeroki świat 🙂 Pozdrawiam siostrę -kosmitkę 🙂
Gratuluję, ja nie byłam taka mądra 🙂 Za to dzięki zabranym doświadczeniom mam o czym pisać 😉 pozdrawiam
A już znalazła się jedna ,,dwojga nazwisk” co musi kobiety, które chcą normalnie, skrytykować bo ona ,,tak dba o rodzinę” i oni to docenią (a kto nie docenia darmowej obsługi xD?). Niektórych emigracja wyzwala a innym chyba coś w głowie skrzywia 😉 A nie, to jednak oni tak po prostu maja, to nie emigracja…
A, Moniką się nie przejmuj, ona ogólnie ma taką stylówkę, że wszystkich wkurwia ;-))) , nawet swoja własną grupę na fejsie doprowadza do szału ;-))) nasza gwiazda z Casablanki ;-)))
Do przejmowania mi daleko, mnie to takie wywody najwyżej śmieszą. I, jak kiedyś Wiedźmo pisałaś (chyba coś podobnego, albo ktoś inny pisał), jeśli ktoś musi każdemu naokoło ,,wbijać”, że to co on (ona) robi jest słuszne, to wcale tak nie czuje i musi sam siebie utwierdzić i szukać argumentów :). Także mam wrażenie, że ta Pani sama się do końca z tym dobrze nie czuje i dlatego musi siebie i innych utwierdzić i troszku pooszukiwać. I poobrażać tych, którym jest zwyczajnie lepiej. Jak nie możesz zmienić to ,,polub” (pół biedy, gorzej ,,powyzywaj tych, co mogą zmienić”). Choć mi taka filozofia nie po drodze i gdyby wszyscy tak myśleli to nic by się nie zmieniało. Po co niewolnictwo znosić jak biały (czy ktokolwiek, kto korzysta) zadowolony?A i niewolnik doceniony… 🙂