Wszystkie znamy zapewne film z Demi Moore i Robertem Redfordem “Niemoralna propozycja” z roku 1993-go.
Owa tytułowa propozycja, jak pamiętamy, dotyczyła spędzenia nocy z Redfordem za niebagatelną kwotę miliona dolarów. Złożona została mężowi Demi, który po namyśle i naradzie z zainteresowaną, propozycję przyjął i w ten sposób odegrał rolę alfonsa swojej własnej żony.
Na potrzeby felietonu pominę fakt, że za noc z Redfordem niejedna by jeszcze dopłaciła, a i ja, w swoim czasie, grosza bym nie wzięła.
Rzecz w tym, że główna bohaterka raczej nie ma wątpliwości co do rodzaju transakcji, całkiem inaczej niż w tym dowcipie, kiedy pan pyta panią, czy przespałaby się z nim za milion i pani się zgadza, natomiast po pytaniu, czy zrobiłaby to za dychę, oburza się i woła: “Za kogo pan mnie ma?”, a chłodna odpowiedź brzmi :”To już ustaliliśmy. Negocjujemy stawkę”.
Polskie kino, siedem lat później, poszło o krok dalej i w filmie Piotra Wereśniaka “Zakochani” główna bohaterka Zosia, grana przez zjawiskową Magdalenę Cielecką, sama już zarządza swoim cielesnym kapitałem. I pracowicie ciuła majątek wykorzystując zakochanych w niej mężczyzn, pod dyktando cioci Neli, która w podobny sposób dorobiła się małej fortuny. Film jest uroczy, nie bardzo tylko rozumiem, czemu Neli, grana przez Beatę Tyszkiewicz, uparcie uważa siebie za damę i udziela podopiecznej instrukcji, jak też prawdziwe damy się zachowują. Pamiętam dokładnie, jakich instrukcji udzielano Scarlett w “Przeminęło z wiatrem” i było tam coś o tym, że dama od dżentelmena może przyjmować co najwyżej czekoladki i kwiaty, bo każdy bardziej wartościowy prezent sytuuje ją niechybnie w mniej zacnym gronie utrzymanek i kurtyzan.
Trochę mi się to mylenie pojęć kojarzy z programem “Perfekcyjna Pani Domu”, w którym Małgorzata Rozenek uczy nieporadne niedorajdy jak profesjonalnie wykonywać różne prace domowe, od pokoleń przypisywane jednak bardziej gosposiom, kuchtom i służącym niż paniom domu. Teraz mamy takie czasy, że robimy to wszystkie, ale to nie znaczy jeszcze, że mamy się tym ekscytować, ani, że czynności te nabrały wyższej rangi i poprawne odkurzanie zasługuje na koronację. Kto nie wierzy, niech poczyta “Pamiętnik Pani Hanki” Tadeusza Dołęgi-Mostowicza, który mniej więcej pokazuje różnicę. Ale to na marginesie. Tym marginesie, na którym zastanawiam się, co jeszcze wymyśli patriarchat, żeby kobiety zagonić z powrotem do kuchni i kołysek.
Wracając do głównego wątku. Absolutnie nie potępiam pań udzielających panom swych wdzięków za odpowiednią opłatą. Jedynie mój logiczny umysł domaga się, by “właściwe dać rzeczy słowo”. I prostytucję nazywać po imieniu, nawet jeśliby dotyczyła interesownego małżeństwa.
Natomiast szlachetne określenie damy proponuję zachować dla kobiet, które w swoim postępowaniu kierują się pobudkami wyższymi niż miłość do wyciągów bankowych. Możemy uważać Izabelę Łęcką za snobistyczną idiotkę, ale nie sposób odmówić jej szacunku za to, że się przed sprzedażą swych wdzięków broniła.
Co z tego dla nas, drogie wiedźmy? Mała rada.
Oczywiście, możesz się korzystnie sprzedać na rynku matrymonialnym, selekcjonując kandydatów pod kątem majątkowym. I w ten sposób wygodnie urządzić się w życiu.
Ale nie łudź się, że druga strona nie zna warunków transakcji. I pamiętaj, że o ile jego rynkowa wartość zapewne będzie rosnąć w miarę rozwijania się jego kariery i wzrostu rentowności poczynionych inwestycji, to twoja niezawodnie zacznie spadać z upływem lat i pojawianiem się kolejnych zmarszczek. I po kilkunastu latach stać go będzie na nabycie nowszego modelu z sezonowej kolekcji kandydatek na żony-broszki.
O wiele mądrzej inwestować w swoją wiedzę, umiejętności i kompetencje.
A dama? No cóż, dama sypia z kim chce.
“co jeszcze wymyśli patriarchat, żeby kobiety zagonić z powrotem do kuchni i kołysek”… Ja tak trochę w temacie, a trochę obok. Słyszałaś o tej nowej książce “Vox” Christiny Dalcher? Jeszcze nie miała premiery, a już wkurzone chopiątka zaniżają jej opinię na LB 😉 Nie kojarzę, żebyś recenzowała tu jakieś książki, ale Twój – nomen omen – głos mógłby wiele wnieść do tematu 🙂
A nie, nic nie wiem, zajrzę do empiku, dzięki