Mam wrażenie, że cała ta dyskusja o gender, LGBT i edukacji seksualnej w szkołach odpływa, za sprawą polityków, w krainę kompletnego absurdu.
Dzielni polscy rodzice zwierają szeregi, aby w obronie swych pociech przed deprawacją nie oddać ani guzika. I zaperzają się w dyskusjach, że od edukowania swojego potomstwa w tej delikatnej kwestii są tylko oni i nikt inny. Proszę uprzejmie, pytanie tylko, czy faktycznie ze swoimi dziećmi na te tematy rozmawiają, bo jak kiedyś zajrzałam na jakieś młodzieżowe forum wymiany informacji, to poziom pytań jeżył włosy na głowie. Dobrze, że przynajmniej Netflix nadąża i ma właśnie świetny serial “Sex Education”, polecam gorąco.
Obecnie obowiązuje ideologia, że najważniejsza jest rodzina i rodzice mają prawo wychowywać swoje dzieci jak chcą. I potrafią. No, ale potrafią wszyscy, co widać, słychać i czuć. Sami powinni decydować o szczepieniach, edukacji i metodach leczenia. No niby prawda. Ale niecała. Czasem trzeba sprawę opierać o sądy, jak na przykład przy transfuzjach u Świadków Jehowy.
Można wypisać z religii, protestować przeciwko edukacji seksualnej, ale co z resztą przedmiotów? Czy jeśli rodzice są zwolennikami teorii płaskiej Ziemi, albo kreacjonizmu to mają prawo wypisać dziecko z geografii i biologii? Bądźmy konsekwentni. I najlepiej znieśmy w ogóle obowiązek edukacji jakiejkolwiek. Bo co wtedy, jeśli rodzice są przeciwnikami szkoły jako takiej? I na przykład uważają znajomość liter za pierwszy stopień do piekła? W końcu w Stanach mieszkają amisze brzydzący się nowoczesnością i nie uznający elektryczności. Wychowują swoje dzieci jak chcą i nikomu to nie przeszkadza. Oprócz samych dzieci zapewne, bo nie mogą grać w Minecrafta.
Przypuszczam jednak, że takie rozwiązanie nikomu by się nie spodobało, bo przyzwyczailiśmy się myśleć, że bycie analfabetą nie jest fajne i jednak odbiera parę życiowych szans. Choć amazońscy tambylcy pewnie by zaprotestowali. Im czytanie nie jest do niczego potrzebne, za to umiejętność strugania strzał bardzo.
Pytanie brzmi-co potrzebne jest polskim dzieciom w szkołach? Religia czy religioznastwo? Edukacja seksualna czy przygotowanie do życia w rodzinie? Nauka samodzielnego myślenia, czy powtarzanie gotowych formułek? A to zależy. Zależy do życia w jakim świecie chcemy je przygotować. Tym rzeczywistym, z którym zetkną się, kiedy tylko wychylą nos poza Pcim i Rabkę, czy tym wymarzonym przez prawicowych polityków, w którym silna rodziną Polska oddaje się we władanie Matce Boskiej Częstochowskiej i o nic się już martwić nie musi. Bo przecież jest Boży Plan Zbawienia.
Oczywiście, dla wszystkich, ale dla Polaków ten taki lepszy.
Gdyby faktycznie polscy rodzice w tej kwestii robili tzw. dobrą robotę to żadna edukacja seksualna, czy WDŻ w szkołach w sumie nie byłby potrzebny. Bo dzieci by wszystko wiedziały od nich i w normalny sposób. Skoro im faktycznie zależy na swoich dzieciach to niech wreszcie zaczną je uczyć normalnie co i jak. Tylko jeden problem. Oni sami nie wiedzą co i jak a już na pewno nie normalnie 🙂
,, Czy jeśli rodzice są zwolennikami teorii płaskiej Ziemi, albo kreacjonizmu to mają prawo wypisać dziecko z geografii i biologii? ” Według niektórych tak 😉 Taka logika a tak naprawdę jej brak. To, że stwierdzę, że niebo jest żółte, nie znaczy, że takie jest. Ale niektórym nie wytłumaczysz. Aż dziwne, że przez taki tok myślenia biologia, razem z ewolucjonizmem, się przyjęła w szkołach.
Zgadzam się, że wychowanie seksualne może mieć wpływ na całe życie, podobnie zresztą jak jego brak. Edukacja w ogóle jest tak ważną kwestią, że byłabym za tym żeby politycy trzymali się od niej z daleka, bo większość polityków to idioci lub szumowiny, niestety. Jeżeli gdziekowliek potrzebujemy “rządu fachowców” to właśnie tu. Są psychologowie, pedagodzy -ich pytajmy, a nie polityków, jak powinna wyglądać szkoła.