…kto jest najpiękniejszy w świecie?
Ten tekst znamy, oczywiście, z bajki o królewnie Śnieżce i złej macosze, która nie mogła ścierpieć młodej konkurencji. W psychologii jest nawet określenie “syndrom macochy Królewny Śnieżki” opisujący zjawisko zazdrości matki o urodę dorastającej córki.
Przejmowanie się wyrokami lustra nie jest przypisane tylko jednej płci. Mitologia przytacza historię niejakiego Narcyza, który tak bardzo zakochał się we własnym odbiciu, że umarł z tęsknoty. Zauważmy przy okazji, że, o ile, macocha Śnieżki była swojej urody jednak troszeczkę niepewna, to Narcyz nie mógł się swoim wizerunkiem wręcz nacieszyć. I to akurat jest zjawisko dosyć uniwersalne i powszechnie występujące we wszystkich łazienkach świata, o poranku, przed wyjściem do pracy.
Osobiście wolę tu postawę mężczyzn, którzy przeważnie są z siebie i swojej urody zadowoleni, od wiecznego kobiecego utyskiwania na urojone, czy rzeczywiste, niedostatki. I odpowiadania na komplementy wyliczanką swoich niedoskonałości i niedociągnięć. Nigdy nie wiem, czy mam uczciwie potwierdzić, że, owszem, istnieją, bo nikt nie jest doskonały, czy fałszywie zaprzeczać, żeby chociaż trochę podnieść samoocenę biednej ofierze autoperfekcjonizmu. W końcu nawet Cindy Crawford mawiała, że rano budzi się nie jako Cindy, czyli wygląda normalnie, a nie jak z okładki Vogue’a.
Natomiast kompletnie nie rozumiem, jakim cudem udaje się kobietom łączyć tą niską samoocenę z niezwykłą podatnością na oszustwa matrymonialne. Oto czytam na blogu dojrzałej mandarynki 50+ ostrzeżenie o kolejnym przekręcie internetowym polegającym na uwodzeniu zdjęciami i listami pań w średnim wieku, w celu naciągnięcia ich na kasę.
Zjawisko nienowe, pamiętamy przecież niejakiego Tulipana i jego matrymonialne sukcesy. Ale on przynajmniej naprawdę istniał i uwodził swoje ofiary osobiście. Teraz wystarczy gang sprytnych Nigeryjek i zdjęcia nieżyjących żołnierzy amerykańskiej armii, a całe rzesze kobiet ochoczo przelewają swoje ciężko zarobione pieniądze na konta oszustek.
O co tu chodzi? Czyżby jednak macochę Śnieżki od Narcyza oddzielała tylko fałszywa skromność? Bo skąd ta wiara nie najmłodszych pań w to, że nagle jakiś przystojniak zakochuje się w ich profilu na fejsie tak gorąco, że o niczym tak nie marzy, jak o przyjeździe do Polski za ich pieniądze? Przypomina mi się historia koleżanki mojej mamy z dawnych lat, z którą naciągacz ożenił się w czasach siermiężnego socjalizmu tylko po to, żeby uzyskać warszawski meldunek. Pani była mocno trudnej urody, facet bardzo przystojny, dużo młodszy i złotousty. Kiedy prawda wyszła na jaw i urażona do żywego świeża mężatka pognała do adwokata złożyć papiery rozwodowe, ten nie wytrzymał i w przypływie okrutnej szczerości zapytał klientkę, czy nie ma czasem w domu lustra?
Zaryzykuję twierdzenie, choć pewnie nie wszyscy się zgodzą, że to są dwie strony tego samego medalu. Czyli braku zdrowej pewności siebie i stabilnej samooceny. Zamiast widzieć w lustrze to, co tam naprawdę jest, to najpierw hodujemy kompleksy, żeby je potem równoważyć urojeniami. Że oto nareszcie znalazł się ktoś, kto w realu dostrzegł to, co my wymarzyłyśmy sobie po cichutku. Oto, proszę, przez te godziny samoudręki wyhodowałyśmy własnego avatara podobnego do Angeliny Jolie, albo Scarlett Johansson i wreszcie znalazł się obdarzony szóstym zmysłem romantyczny kochanek, który go widzi i docenia. No bo jak inaczej wytłumaczyć te tabuny kobiet przelewające tysiące euro, dolarów czy złotówek na prawdziwe konta fejkowych profili? Macie jakiś pomysł?
Trzeba przyznać, że choć mężczyźni są na urojenia równie podatni i chętnie dają wiarę zapewnieniom panienek w wieku swoich córek o szczerej miłości, która dopadła je od pierwszego wejrzenia w stan ich konta, to przynajmniej są na tyle sprytni, że zaczynają związek od konsumpcji, a nie przelewu.
Można by brać przykład. To przynajmniej wyeliminuje Nigeryjki. A może nie?
No wybacz, ale ja też nie potrafię zrozumieć tego fenomenu. Ilekroć zresztą próbuje się ze mną “zaprzyjaźnić” konto ze zdjęciem przystojnego obdarzonego dziesiątkami odznaczeń żołnierza, z dodatkiem ewentualnie jednego zdjęcia z dzieciątkiem, po prostu kasuję to zaproszenie. A za pierwszym razem napisałam, wysilając nawet mój angielski, odpowiedź do takiego konta, że jak on/ona/ono sobie wyobraża ten nasz piękny związek w sytuacji naszego oddalenia. O dziwo – zakończyło to naszą ulotną wirtualną “znajomość”. 🙂
Racja, tu zazwyczaj faceci są sprytniejsi. Tak czy siak “zakochana” siksa go może oskubać, ale co sobie chłop poużywa, to jego 😉